Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2019

Wieść plemienna niesie (ślubne odcinek Któryś Tam)

W niektórych miejscach na Ziemi, dziecko to sprawa całej społeczności, a całe plemię bierze udział w jego wychowaniu. Nieważne, że dziecko głównie biega wkoło ogniska i woła "umba, umba" albo uciera swoimi ciemnymi rączkami tapiokę na mąkę. Ja, odkąd biorę ślub, mam wrażenie, że wydarzenie to rzutuje na całą moją rodzinę, znajomych, dom, miasteczko, nawet na ulicę. Od bagatela parunastu miesięcy jestem definiowana przez ślub. "O, to Magda. Magda bierze ślub w czerwcu" "O, byłaś na weselu? Nasza Magda też bierze ślub w tym roku". "O, ty chyba też niedługo wychodzisz za mąż, prawda?" O, tak. Tak to wygląda. Wcale mnie nie to drażni, nie męczy, nie denerwuje. Chętnie odpowiadam na wszystkie pytania, ochoczo mówię, że na głowie będę mieć wianek, a zabawę u Szelca, nie kryję się też z sukienką - pokazuję ją wszem i wobec, choć nie na sobie. Dla mnie organizacja ślubu i sam fakt podjęcia się: a) zamążpójścia, b) zaplanowani

Drama i homologacje, czyli ostatnie tygodnie do ślubu (odc. nie wiem który)

Cały cykl wpisów ślubnych opierał się na odliczaniu, ile czasu zostało jeszcze do powiedzenia magicznego:"tak". Musicie jednak wiedzieć, że jeśli wrzucałam wpis "pół roku" albo "3 miesiące do", zaczynałam go pisać kilka tygodni wcześniej, a potem tylko doszlifowywałam i dopinałam go na ostatni guzik. Tak, żeby nic nie pominąć, nie pisać na ostatnią chwilę i żeby idealnie wstrzelić się w czas. Kiedy robiłam ostatni wpis "ostatniego miesiąca", podsumowałam w nim wszystko to, co załatwiliśmy do tej pory i to, jak wygląda finał i ostatnia prosta. Najciekawsze, co przyszło, przyszło po tym, jak dni z 30 zaczęły przesuwać się w kierunku godziny zero i dnia 15 czerwca. Częstotliwość naszych kłótni sięgnęła wówczas zenitu, a ja zaczęłam się awanturować, jak na przykładną żonę przystało. Choć generalnie od paru lat jestem nauczycielką, nigdy dotąd nie potrafiłam wznieść głosu na wyżyny jego możliwości. Powolna transformacja w żonę pozwoliła mi całk

Jak się zapalić przed weselem?

Wesele zbliża się wielkimi krokami, a ja nie odczuwam póki co żadnego stresu. Został tydzień z haczkiem do, a póki co nie ma u mnie ani kołatania serca, ani żab w żołądku ani lęku przed tym, jak to będzie wyglądało. Mam za to zapalenie gardła, krtani i tchawicy, antybiotyk, leki i zwolnienie lekarskie. To jest chyba moje niepisane i niechciane motto życiowe. Złapać jakieś gó**o przed ważnymi życiowymi sprawami. Czy to test sprawności do policji, czy wycieczka nad morze, czy też ważny egzamin. Myślę więc, że może mój stres ma formę zawoalowaną i choć nie czuję poddenerwowania, podświadomie stres uderza u mnie w najczulsze struny - w odporność. I tak, w policji ciągle miałam sprawy pęcherzowe, w przedszkolu migreny, no a przed ślubem mam oddechowe trio. Nadmienię, że jutro czeka mnie egzamin ze studiów podyplomowych. Ciekawe, po jakiego grzyba jeździłam do bibliotek pedagogicznych, targałam opasłe tomiska i nawet nękałam tatę, żeby pożyczał mi niedostępną u nas książkę w Krośnie.

Jak złamać maj?

Urwała się chmura. Leje tak, że powoli do przedślubnej sr***i dochodzi jeszcze obawa o mieszanie błota pod kościołem w dzień ślubu. Przewertowałam już pół internetów, żeby znaleźć przezroczystą parasolkę. Oprócz tego, że obawiam się o "swój" dzień, deszcz nie przeszkadza mi aż tak jak powinien. Poranki z bębniącym o szybę deszczem powoduje u mnie niechęć do wstawania, ale popołudniami zdarza mi się uciąć sobie dzięki niemu popołudniową drzemkę. Powoli, samoistnie i naturalnie wygaszają się moje lekcje angielskiego, bo to już prawie czerwiec i prawie wakacje, więc z zajętych popołudni zrobiły mi się popołudnia zagrzebane w kocyk, sączące herbatę i miziające się z kotem. To straszne, ale nigdy tak miło nie czytało mi się książek, nigdy tak dobrze nie spędzało wieczorów. Tak na luzie, bez stresów, bez presji. Prawie jak byłby wrzesień i masa czasu do wesela, a nie głośno tykające odliczanie. Ale oczywiście jak większość normalnych ludzi, czekam na słońce. Bo w hamaczku