W niektórych miejscach na Ziemi, dziecko to sprawa całej społeczności, a całe plemię bierze udział w jego wychowaniu. Nieważne, że dziecko głównie biega wkoło ogniska i woła "umba, umba" albo uciera swoimi ciemnymi rączkami tapiokę na mąkę. Ja, odkąd biorę ślub, mam wrażenie, że wydarzenie to rzutuje na całą moją rodzinę, znajomych, dom, miasteczko, nawet na ulicę. Od bagatela parunastu miesięcy jestem definiowana przez ślub. "O, to Magda. Magda bierze ślub w czerwcu" "O, byłaś na weselu? Nasza Magda też bierze ślub w tym roku". "O, ty chyba też niedługo wychodzisz za mąż, prawda?" O, tak. Tak to wygląda. Wcale mnie nie to drażni, nie męczy, nie denerwuje. Chętnie odpowiadam na wszystkie pytania, ochoczo mówię, że na głowie będę mieć wianek, a zabawę u Szelca, nie kryję się też z sukienką - pokazuję ją wszem i wobec, choć nie na sobie. Dla mnie organizacja ślubu i sam fakt podjęcia się: a) zamążpójścia, b) zaplanowani