Normalność to pojęcie względne, jednak myślę, że kiedy w trzecią rocznicę ślubu młode małżeństwo podnieca się tym, że w pokoju (notabene dziecinnym) ma zamkniętą małą kotkę*, a zamiast kupować kołyski, kupuje się PERSONALIZOWANE (jedyne burżujstwo, na jakie zezwolił budżet; reszta będzie po starszym bracie) legowisko z beżową poduszką w kropki, to jest się po prostu... nami? ;) Dotychczas nic nie pobiło (w mojej własnej, najważniejszej ^^ opinii) mojego wpisu o stu dniach po ślubie i nawet nie bardzo miałam ochotę pisać o rocznicy. Nie chodzi już o to, jak to strasznie wymachuję sztandarem singielstwa - myślę, że po tych paru latach, kiedy zdążyłam już zetrzeć swoją obrączkę i kiedy moim mottem (zamiast "Kilka silnych cech, mocnych zasad garść") jest "Dbam o to, by w domu zawsze była zupa", wytraciłam trochę swojego hartu ducha. Nie będę też chwalić mojego M. - bo zawsze wtedy chcę się puknąć w głowę, chwalić się ani tyle (bo to, że się wzajemnie nie zabijamy to chy