Przejdź do głównej zawartości

zima

Doczekałam się przerwy świątecznej, doczekałam się śniegu i doczekałam ferii. 

Ferie spędziłam bardzo produktywnie, bo dużo spałam (^^), wybrałam cykl zabiegów na zatoki w szpitalu i pisałam jak nawiedzona. Miałam wenę, zapał i czas. Ale wyrwałam się nawet ze swojego aspołecznego światka i odwiedziłam znajomych i dzieciaki, poza tym to głównie czytałam i tłukłam z mężem gry planszowe. Śnieg mieliśmy parę dni, parę dni też porządnie mroziło i była prawdziwa, porządna zima. Potem szybko się roztopił, ale obecnie znowu dosypało, więc można nosić śniegowce i długą kurtkę, w której wyglądam jakbym się wybierała na ekspedycję na Alaskę.

Ponieważ niewątpliwie najwięcej czasu spędzamy ostatnio na grach planszowych, kupiliśmy sobie grę Quizową "Wiem lepiej" i "Wiedza to potęga" na PS do grania na telefonach, choć kręciliśmy się wkoło nich, cmokając, że drogo. M. zastanowił się chwilę (dopiero obłowiliśmy się pod choinką, w marcu czekają nas same urodziny plus tulipany na Dzień Kobiet), ale ja niewiele myśląc wypaliłam:

- To na Walentynki,

a kiedy zamówił i zapłacić, parsknęłam, że przecież my sobie nigdy nic nie kupujemy z tej śmiesznej okazji.

Choć fakt - zawsze gdzieś wychodzimy. WychodziLIŚMY. Teraz nawet pizza nie wchodzi w grę, o Starym Kredensie mogę pomarzyć (i marzę), o galerii też, chociaż ona akurat i tak zamknięta. Czasami tak mnie korci, żeby zmienić tę kurtkę, którą noszę któryś tam sezon, albo odpalić sobie modne kozaczki, a nie tylko ciepłe śniegowce, mało wychodne i eleganckie, ale potem myślę perspektywistycznie, biorę głęboki wdech i myślę, że to wszystko jeszcze zdążę sobie kupić. Do nowej garderoby.

Także tłuczemy teraz Quizy - sami, z rodzicami, z siostrą, przyjaciółmi. Kocham planszówki i moje wewnętrzne dziecko jest zachwycone (zawsze miałam syndrom jedynaka, że An nie chciała się ze mną bawić i grać w gry, chyba że zamiast nauki do sprawdzianu z geografii albo z szantażem "Ale Ty będziesz facetem!!!"). Ostatnio przyciemniłam trochę włosy i choć na chwilę było okej, to jednak wróciłam do blondu. Jakoś lepiej się w nim czuję. Rozczesuje włosy szczotką z Bambim (wewnętrzne dziecko mówi "O nie, jak to inne baby mają mieć bluzkę i szczotkę z Bambim? To ja kochałam Bambiego całe życie!"), łykam witaminki, czasem coś wetrę ziołowego jak sobie przypomnę i saunuję się radośnie z czepkiem na głowie, więc mam nadzieję, że do lata zapuszczę włosy do połowy pleców.

I choć stosunek do powrotu do szkoły miałam ambiwalentny - było mi obojętne, uważałam, że lekcje online też są okej, a dzieci choć trochę zmęczone, to dają radę - w końcu to nie jest zamykanie szkół bez powodu tylko z powodu pandemii, to powrót okazał się cudowny. Obkupiony chrypką, bólem głowy i padaniem wieczorem na pysk, za to caaałkowicie inny, naturalny i dający satysfakcję. Tydzień zleciał mi o tak - jak pstryknięcie, szłam spać o zabójczo wczesnej porze, a piątek przywitałam z szeroko otwartymi ramionami. 


Mam teraz dużo mniej czasu na seriale i Netflixy, pisanie leży, jedynie książki podczytuję - trochę dlatego, że mam okienka w pracy, a trochę, bo zawsze mogę przerzucić parę kartek albo rozdziałów i iść spać. Poza tym skończyliśmy już "Zakazane imperium", ja dodatkowo doklepałam serial książką (interesowała mnie tylko prohibicja i Nucky Thomson vel Johnson, reszta to suche (nudne) fakty), obejrzeliśmy też wśród ochów i achów "Naszą planetę" (Boże, jakie ujęcia!), czytałam trochę thrillerów, trochę Chmielarza, trochę nie pamiętam czego. Oglądaliśmy "Bez litości", "Prawo zemsty" i "Cząstki kobiety", a na dokładkę Jaśka Fasolę - nie wiem czemu, bo ogólnie jestem śmiejącą się osobą, ale nie cierpię kabaretów (dobre stand upy mogą być, kabarety mnie drażnią, zawsze je przełączam), za komediami też nie przepadam. Ale jednak dobrze było się tak odmóżdżyć w niedzielę przy serniku (ogólnie od kilku tygodni ograniczam słodycze, więc mniam) i kawie, przed poniedziałkiem na drugiej zmianie. I pewnie przez te wakacje Jasia Fasoli, przez nowe ampułki do włosów z cytrusową nutą i przez lekki mrozik, radośnie skrzypiący pod butami, nastrój na środę mam naprawdę wyborny. 

W końcu środa to taki wpółdopiątek... ;)))




https://anyadreamer.wordpress.com/2012/12/19/%D1%81%D0%BF%D0%B0%D1%81%D0%B8%D0%B1%D0%BE-2012-hello-2013/winter-girl/




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b