kawa w szklance

Biało, ale szaro. Dzień, ale ciemny.

Rozrzucone kolorowe długopisy na biurku, opryszczka i kawa w szklance.

Albo kubku termicznym, jak kto woli. Ale przezroczystym ^^.


Pakowanie prezentów, nauka francuskiego (sacre bleu, jakie to trudne!), inhalacje inhalatorem.


Trochę śniegu, porcja nowych kremów do oczu i do visage (Miya; wegańska i nie uczula), duży apetyt na zielone soki z jarmużem.


Dziś najpierw pomogłam znieść mężowi choinkę ze strychu, ćwicząc ręce tak, że ręce dobrze się kłuło na badaniach, po badaniach dobrze weszła kawa z termosu, a po pracy dobrze wyszła choinka i strojenie domu w świąteczny klimat.

Na kominku siedzi dziewczynka i grzybek, na stole trzy renifery, a na blacie kuchennym ekspres. Żartuję ;). Na blacie słój z przeterminowanymi cukierkami z USA.

Jeszcze domki i kamieniczki na ławie - et voila! U nas już Święta!

I nawet okna mam wymyte! Znaczy w październiku, no ale jednak ;).

Stosik wstydu książek z biblioteki przechyla się niebezpiecznie, "Książę Półkrwi" dobrze się czuje na moim telefonie, a wanna już mnie wzywa wonnymi olejkami z eukaliptusa.

Byle do piątku, byle do Świąt, byle do Nowego Roku!

***

W zeszły piątek byliśmy na stand - upie i było przepysznie. Wcale nie dlatego, że wszamałam neapolitańską pizzę, ale że fajnie było się pośmiać. Choć ja akurat ze sprayem nawilżającym w zębach, żeby się nie udusić. W galerii wpadł szary sweterek, biała bluzka (na kreację bardzo wigilijną; i wcale nie w zieleni ani szkarłacie) i nowe kolczyki. Akurat srebrne ^^. Odezwał się mój wąż w kieszeni (bo białe złoto tyle kosztuje😈); pierwszy dzień w kolczykach jest ok, drugiego pieką, trzeciego puchną, więc czwartek dniem bez kolczyków. Uszy nie odpadły, więc nie jest źle ;).

Ostatni weekend też był wyjazdowy - Kraków (autko wróciło do korzeni ;)), koncert Mroza (magiczny! I w pełni wyskakany!), no i... Ach jakże próżnie to zabrzmi, ale wróciłam z bagażnikiem pełnym papierowych toreb z logo sklepów ^^. Mężowi pięć bawełnianych koszul, a sobie.

Sobie nakupiłam tyle, że wystarczy do końca roku. Hiehie 😈.

Kupiłam trzy pary spodni Lee w cenie jednych, parę koszulek, kurtkę i kardigan, ale kaszmir. Większość hajsu przepuściłam w dziale kaszmirowym i kiedy stamtąd wyszłam (4 kaszmiry, jeden wełna merino), ukontentowana orzekłam:

- Jestem po zakupach.


Poszliśmy więc do Sphinxa, Sphinxa powtórzyliśmy też w piątek po immunologu (na wskroś zdrowa, zaburzeń odporności brak, a moja praca sprzyja transmisji wirusów). Merde.


W przerwę świąteczną wskoczyłam falafelem, trzema szminkami nude, cappucinno plus i czerwonymi świątecznymi kapciami ze świątecznym wzorkiem.


Wesołych świąt!!! 

Joyeux Noel !!!


(Jeśli zrobiłam francuskie błędy to pozwalam się poprawić; uczę się. I nie mam na klawiaturce francuskich znaków ^^)












Komentarze