Przejdź do głównej zawartości

Podtapiając i dłubiąc ;]

Zaczął się sezon na "NieDociekaćNieZaczepiaćONicNiePytać".
Tak.
Najchętniej przemykałabym przez miasto w pelerynie niewidce, żeby nikt mnie nie widział i nie pytał: "Co teraz porabiasz"?
Oczywiście pytają o to wszyscy.
Nagle wszędzie widzę twarze dawno nie widzianych znajomych i wszyscy chcą raptem wiedzieć, jak sobie ułożyłam życie i co u mnie słychać.
Co słychać?
Już Wam mówię, co słychać...
Do dnia przedwczorajszego wszystko było normalnie.
Pracowałam sobie beztrosko w szkole, paradowałam po korytarzu z czerwonym dziennikiem, sprawdzałam obecność, uczyłam dodawania w zakresie 12 i pokazywałam jak odróżniać literkę "b" od "d".
Jednego dnia pojechałam do innego miasta do dermatologa.
W przychodni pocałowałam klamkę (skierowania brak) i na początku byłam sfrustrowana, ale szybko mi przeszło.
Ostatecznie wylądowałam w bibliotece pedagogicznej, a potem w kawiarni. Zajadałam się szarlotką i wertowałam książki o prowadzeniu zajęć z sześciolatkami.

Następnego dnia mój spokojny rytm dnia został zachwiany, a moje serce przekoziołkowało do żołądka.
Dostałam telefon z Policji i dostałam propozycję służby w mieście, gdzie jeszcze chwilę wcześniej beztrosko podtapiałam herbatę w filiżance i dłubałam widelczykiem w ciastku...

Jednego dnia miałam rozpalone do czerwoności policzki, drugiego byłam blada jak ściana.
Jednego rozmawiałam dyrektorem szkoły, drugiego z paniami z Sekcji Doboru.
Jednego dnia było obgryzanie paznokci, drugiego niczym niezmącona radość, że po trzech latach starań się udało.

Za każdym razem, jak mówiłam komuś, że od tak dawna staram się dostać do Policji i że mam wszystko zdane i teraz muszę tylko czekać, wszyscy kiwali ze zrozumieniem głowami i oznajmiali, że do Policji ciężko się dostać i że wszyscy oblewają na teście psychologicznym.
Odpowiadałam: "Ale ja już zdałam Multiselect. Dwa razy".
"Naprawdę? I co teraz? Test sprawności?"
"Nie. Test Wiedzy i sprawnościówka były na początku. Po teście psychologicznym jest rozmowa z komisją."
"Kiedy masz rozmowę?"
"Już ją zdałam. Mówiłam, że wszystko zdałam..."
"Ojej! I co po rozmowie?"
"Wywiad zorganizowany."
"Ooo... Masz już ustalona datę?"
"Miałam go w zeszłym roku..." 
"Wow!I to ostatni etap?
"Nie. Potem jest jeszcze uzupełnianie, składanie i sprawdzanie dwudziestosześciostronnicowej ankiety bezpieczeństwa, badania lekarskie, na której zaliczasz lekarzy od stomatologów, przez laryngologów i ginekologów po psychiatrów, a na koniec jest komisja lekarska, która stwierdza lub nie gotowość do służby".
"O kurczę. I nie mów, że to też zdałaś?"
" Noo... Zdałam."
" I co teraz?"
"Teraz czekam".
"No to kiedy Cię przyjmą...?"
Wywracałam oczami.
Żebym ja to wiedziała....

Dziś już wiem, że przyjęta zostanę 7 marca.
Dokładnie w dzień swoich 25 urodzin ;]
Taki prezent od losu ;)
No a potem idę na szkółkę.
Z nauczycielki przeobrażę się w uczennicę Szkoły Policyjnej ;P.
Póki co kompletuję dokumenty i przymierzam, jak będę wyglądać w granatowym kolorze (bo mam nową śliczną bluzę w kolorze navy blue^^) ;].
I otrząsam się z szoku, a ten mam niemały... :):):)
 

Przygotujcie się więc, że parę kolejnych wpisów będzie nie zielonych, a niebieskich i że zapewne będę Was męczyć opowieściami jak wygląda wielki przeskok ze szkoły do Policji ;)
A teraz wrzucam zdjęcie z pamiętnego dnia, kiedy siedziałam spokojna i wyluzowana przy książce i herbatce, nie wiedząc jakie zmiany czekają na mnie za rogiem, kiedy przestanę dłubać w szarlotce... ;)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b