Przejdź do głównej zawartości

Parskając w płatki ;]

Parę nocy temu naszło mnie na refleksyjny wpis.
Tyle mądrych zdań, co przyszło mi do głowy to nie miałam chyba nigdy.
I jak na złość nie miałam wtedy gorączki.
Gorączka to mi się trafiła gdzieś przez zeszły weekend, ale byłam na tyle półprzytomna, że rano nic nie pamiętałam. No i wtedy też nie miałam chyba mądrych myśli tylko odpierdzielałam jakieś szopki rzucając się po łóżku i zaplątując w koce... ;]
W każdym razie- gorączka gorączką, ale kiedy wymyślałam te mądre zdania byłam trzeźwa, zdrowa i całkowicie świadoma.
I ostatnio coraz częściej mi się to zdarza.
Nie gorączkować, tylko myśleć.
Myśleć mądre rzeczy przed snem ;).


Najlepsze jest oczywiście to, że wszystko co wymyśliłam na śnie odpełzło gdzieś wraz z nadejściem dnia, bo kiedy udało mi się odkleić górne powieki od dolnych, wszystko co podszyte refleksją zupełnie wywietrzało mi z głowy, a ja zaczęłam myśleć o śniadaniu.
Z pełną świadomością i odpowiedzialnością oznajmiam więc, że płatki kukurydziane wyparły mi z mózgu wszystkie cytaty i złote myśli.
Trochę szkoda. Może napisałabym jakiś mega życiowy poradnik, a część zdań przeszłaby do historii i może nawet dzieci uczyłyby się ich w szkole na pamięć jak wierszyka...
Ale na dobrą sprawę to dobrze się stało.
Refleksje może i tchną życiową wiedzą, ale na co to komu?
I tak najlepiej nauczymy się na błędach.
Dawanie mądrych rad jest tak naprawdę bardzo słabe, bo czy ktoś w ogóle się do tego stosuje?
Za każdym razem kiedy ktoś próbuje mi wytłumaczyć coś głębokiego, powstrzymuję się, żeby nie parsknąć śmiechem.
Na końcu języka mam powiedzenie, że przecież doskonale to wiem, a skoro wiem, to znaczy, że pewnie zrobię coś zupełnie inaczej.
Bo to takie normalne i ludzkie robić na opak i robić wbrew rozsądkowi.
Bo jak się nie sparzymy to się nie nauczymy.
Bo jak czegoś nie zrobimy to będziemy tego żałować.
Bo jak się ma za dużo mądrych myśli w głowie to robi się tak samo głupio jak się ich nie ma...

A mądry wpis kiedyś popełnię, no jasne, że popełnię.
Ale dziś wiecie co?
Dziś też nie zrobiłam nic mądrego i nie wymyśliłam nic głębokiego.
Pojechałam do biblioteki, która była nieczynna w sobotę, do drugiej biblioteki podejść nie zdążyłam, bo pojechałam do fryzjera. U fryzjera zafarbowałam włosy, które wyszły ciemniej niżbym chciała. Kupiłam sobie dwie książki w antykwariacie, zjadłam pyszny wegetariański (szpinakowy i zielony ;]) obiad u znajomych (i dostałam dwie przepiękne imieninowe laurki od ich córeczek), do domu wpadłam tylko żeby się przebrać i iść na imieniny kuzyna, z imienin wyszłam na spacer z psem, po spacerze wyleciałam biegać.
Podczas biegania też miałam jakieś przebłyski geniuszu, kilka fajnych zdań tchnących życiowymi mądrościami i ociekające ironią, ale odkąd wróciłam do domu ociekam potem, włosy śmierdzą mi farbą zamiast jabłkowym szamponem, a ja zamiast wymyślać jakieś mądrości myślę o tym, że termoaktywna bluzka lepi mi się do ciała.


I tak siedzę na jednym półdupku na łóżku, bo wywietrzona pościel i rzucone z prania ciuchy zajmują dużo miejsca w moim centrum dowodzenia.
W oknie mam nową firankę i nowe szare rolety (po pół roku "poremontowego" braku firanki doszłam do wniosku, że jednak będzie ładniej z niż bez niej ;)), na stoliku nowe książki.
Dopijam gorzką herbatę o dziwo bez cytryny, słucham cykania owadów za oknem.
Zaraz pójdę pod prysznic, gdzie czeka na mnie trzy rodzaje żeli pod prysznic, cztery rodzaje szamponów, jeden balsam Nivea i puchate ręczniki, a więc tak jak lubię.
Potem wyłożę się w groszkowanej szarej pościeli i zagłębię się w thriller z kartkami pachnącymi nowością i będę czytać, aż padnę.
Rano wstanę, przeciągnę się, pomyślę przez chwilę o tym co mi się śniło i o czym głębokim myślałam przed zaśnięciem, a jak zacznę za dużo myśleć (jak na babę przystało), skupię się na tym, żeby wyławiać płatki z miski w czarno białe koty i nie zaprzątać sobie głowy głupotami, tfu - refleksjami. Ewentualnie parsknę w płatki jak mi się przypomni jak głupie są mądre myśli ;)


PS Aaa jakbyście nie zauważyli... Wpis jest z soboty ^^.

 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b