jaskółki

Stałam dziś na tyłach swojego podwórka, obok mnie przelatywała raz za razem jaskółka. Schowałam się na chwilę w cieniu, bo od prawie dwóch godzin bujałam się lekko na huśtawce z nosem w książce. Choć tak naprawdę to nie było aż tak gorąco. Raz prażyło więc dobrze że użyłam 50tki, chwilami słońce chowało się za chmury, jakby chciało pokazać, że faktycznie będzie ta zapowiadana na dziś burza. Piłam wodę ze szkła, które i tak smakowało plastikiem i chowałam oczy za okularami. Obserwowałam bociany wysoko na niebie i słuchałam pisków na Sanie, bo ktoś po nim pływał kajakiem, mimo braku mojej zgody, by sobie poczyniać po mojej rzece. Wiatr rozwiewał mi lekko wciąż przydużawą sukienkę w tureckie wzory; może nawet w paisley.

Dni wieńczące lipiec świętowałam w miarę wakacyjnie. Były pierwsze lody, choć z jogurtem. Było wyjście do kina i do kawiarni, choć kawy w moim menu nie oświadczyłam od ponad miesiąca. Flaming został odnaleziony na strychu, ale przestałam wchodzic do basenu. Zakończyłam kolejną antybiotykoterapię, żeby zwalczyć bakterię poantybiotykową (Jesus, jak to brzmi) i chełpiłam się tym w pełnym słońcu, bo właśnie wyszło. Na ramionach pojawiło mi się dużo maleńkich piegów; pewnie z tego czytania pod szpitalną salą 


***

Przespałam pół dnia, przetańczyłam cały wieczór zumbę i to po wcześniejszym grupowym treningu z tabatą i gumami. Jadłam owoce lata, nie jadłam prawie nic, prócz zupy ryżowej. Siedziałam na słońcu, spałam w gorączce pod kołdrą. Brałam leki, nie brałam leków, znów brałam leki. Korzystałam z pełni lata, odkrywając brzuch w fioletowej bluzce, nie korzystałam z lata, martwiąc się i dzwoniąc po lekarzach. Byłam mocna psychicznie, byłam słaba psychicznie. Wyszłam na rower, wyszłam ze szpitala.


To lato to jeden wielki bajzel i proszę wyjąć ze mnie szpilki voodoo. Zdobyłam za to awans zawodowy - jestem już nauczycielem mianowanym. Zdążyłam to zrobić między szpitalem, a nawrotem. Brawo dla mnie.

Czasami humorek miałam wisielczy i tak na przykład o piątej rano w szpitalu, z przepaską na oczach, myślałam sobie "Halo! Ja tutaj śpię! Madziulka nie nawykła do takiej pory wstawania. Jakie kropłowki, jakie ciśnienie? W domu Madziulka śpi dłużej. To Mati wstaje i ogarnia kotki, a ja mam drugą drzemkę", czasami na spaniu jak królowa angielska wyciągałam tylko rękę (a róbcie, co chcecie) i potem znowu wracałam na drugi boczek, a czasami leżałam w upały pod kołdrą z gorączką i nie witałam męża w drzwiach jak wcześniej, z kroplówką na wieszaku w miętowych podróbkach Croksów, tylko w pozie iście zgoniastej, aż widziałam jak gasły mu oczka, bo wcześniej jego (i zupę) witałam w euforii.


Momenty. Jak na razie uczknęłam tylko momenty. Moment triumfalnego samopoczucia po egzaminie. Moment z różową chustką na rowerze. Moment wyjścia ze szpitala i długa kąpiel we własnej wannie (własnego łóżka nie wspomnę) albo radość z nowych kiecek w galerii. Reszta to ciągnięcie się jak flaki z olejem tego g**** od prawie dwóch miesięcy, więc cóż - radością nie będę tryskać, ale tchnę tu trochę optymizmem. Czekam na mrożoną kawę, brak nudności po lekach i tę pizzę z brzoskwiniami, która mi się po nocach śni.

Po wakacjach wścibskim chyba z uśmiechem na twarzy powiem, że wróciłam z wczasów odchudzających - ta ludzka głupota, mentalność i brak jakiegokolwiek pomyślunku - kiedyś wydrapię komuś oczy jak nieśmiałek i zrobię to w bardzo śmiały sposób. Pamiętajcie, że mięso to wciąż uniwersalny lek na wszystko - także nawracającą bakterię, przytyć można zawsze ot tak, na życzenie nawet po miesiącu chorowania (chyba, że zrobi się transfer tłuszczowy z tych, co tak "dobrze" radzą. Przydałoby się, doprawdy), a zbawieniem ludzkich ciał i dusz jest zrobienie sobie dziecka. No przecież.


Dziś 31 lipca i wszyscy wiedzą, że to urodziny Harrego Pottera. 

Koty mi się rozsiadły - jeden na kołdrze, drugi w kartonie po puzzlach. Uczę się francuskiego. Gram z mężem w planszówki. Pochłaniam Nesbo (od początku wakacji chyba już 10ty tom z Holem; a do połowy lipca codziennie się jeszcze uczyłam, więc taaak. Zarywałam noce. Także w szpitalnym świetle). Piję elektrolity i wodę z sokiem. Kupiłam kolczyki. Odliczam. Korzystam. Piszę.

Jeszcze miesiąc wakacji - nie wymagam wiele, ale może chociaż trochę... zdrowego? ;)





Komentarze