Przejdź do głównej zawartości

Słodko, gorzko, czekoladowo ;)

Siedzę, piję herbatę, patrzę na śpiącą Kiarę.
Przebieram palcami u stóp, żuję miętową gumę, stukam w klawiaturę.
Słucham bzyczenia muchy i zastanawiam się, jakim cudem wleciała do mojego pokoju przez moskitierę.
Oglądam plamę na ścianie, której nie pokryły trzy warstwy szarej farby i patrzę na zapakowany w folię fotel, na którym chwilowo zrobiłam składowisko pościeli, poduszek i piżam.
Nie próbuję po raz setny zmyć plamy, nie składam piżam, nie przekładam ciuchów z miejsca na miejsce.
Nie łapię muchy, nie szukam packi, żeby niewegetariańsko pozbawić jej życia.
Ogólnie to nic nie robię.
I wpis też będzie o niczym ;P.

Nigdzie dziś nie byłam, nic nie robiłam.
Chyba, że liczy się dwugodzinny spacer z Toś (umilany przez pogaduchy z przyjaciółką) i gotowanie makaronu ze szpinakiem i pieczarkami.
Nic nie widziałam, nic nie słyszałam.
Chyba, że dawno niewiedzianego eks - sąsiada podczas wczorajszego wypadu na herbatkę ze znajomą.
Nic się nie wydarzyło, nic nie zmieniło.
Chyba, że za wydarzenie weekendu uznam dzisiejszą nagłą wenę twórczą, powodującą ból tyłka od siedzenia i ścierpnięty kark.
Nic ciekawego dziś nie powiedziałam, z nikim się nie pokłóciłam.
Nawet z tatem ;].
Nie zrobiłam nic szalonego ani ryzykownego.
Chyba, że policzę wszystkie siniaki po hula hopie na biodrach albo zjem jeszcze jedną kostkę gorzkiej czekolady od Wedla, a to już będzie całkowite szaleństwo ;P.
Nic nie zrobiłam w pokoju, bo co mam robić, skoro i tak jest w nim poremontowy bałagan i wywołany brakiem szafy nieład?
Nic nie zaplanowałam na niedzielę, bo nic nie miałam ochoty robić.
A teraz dodatkowo nic nie napiszę, bo pies ciągnie mnie na spacer.
Krótka piłka.
Wpis o niczym ;P.
Z nikim i niczym w roli głównej.
Z żadną nowością.
Żadnym newsem.
Żadną sensacją.
Wpis z byle jak zaścielonego łóżka, którego nie chciało mi się złożyć w elegancką sofę, pisany z padającego laptopa, którego nie chce mi się podłączyć do prądu, umilany przez mruczącego głośno przez sen kota, któremu też nic się nie chce... ;)
Wspaniałe słodkie nieróbstwo pod znakiem wibracji pochodzących z ciepłego futrzastego ciałka, cytrynowego Liptona i gorzkiej czekolady.
Życzę Wam równie słodkiej niedzieli i leniwego poniedziałku na miły początek tygodnia ;)
No i pozdrawiam z doskonałym humorem, kolorową waleczną kotka i posmakiem czekolady ;]







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p