Przejdź do głównej zawartości

Za co dziękuję mojej mamie ;)

Jako dziecko wstydziłam się za moją mamę, jak po dziecięcych występach, czy to z okazji Dnia Matki czy pasowania na ucznia, klaskała najgłośniej i najdłużej, a czasem o zgrozo - podnosiła ręce nad głowę i klaskała z taką mocą jakby ktoś płacił jej za klakierowanie.
Jakoś inni rodzice klasnęli ze dwa razy i zastygali z poważnymi minami, upominając pod nosem swoją pociechę, że pomyliła słowa...
Jako dziecko wywracałam oczami, kiedy moja mama wzruszała się na obcych ślubach i komuniach, kiedy szkliły jej się oczy na ładnej piosence, kiedy płakała na wzruszającym filmie.
Przecież nikt inny nie płakał, więc po co ona płakała?
Jako dziecko było mi głupio, że idąc z mamą przez miasto, byłyśmy zaczepiane przez mnóstwo ludzi, przed lekarzy po bezdomnych, a mama z każdym musiała porozmawiać, pouśmiechać się, wysłuchać.
Przecież nikt jej nie płacił za bycie pracownikiem socjalnym po godzinach...
Jako dziecko rumieniłam się, kiedy moja mama kwitowała głośno czyjąś nieuprzejmość w sklepie, banku, restauracji i wychodziła.
Nie mogła udawać, że tego nie widzi?
Jako dziecko byłam zła, że moja mama chodzi za raczkującymi dziećmi na czworakach, naśladuje Kaczora Donalda, zmienia słowa piosenek, żeby rozśmieszyć dzieci.
Przecież wszyscy patrzyli na nią jak na wariatkę.
Jako dziecko denerwowało mnie, że kiedy moja mama będąc ze mną dziewięć tygodni w szpitalu, kroiła innym dzieciom kanapki na "jednokęsowe", brała je na kolana i wycierała buzie po ataku torsji.
Przecież nikt jej za to nie dał medalu, nikt nie powiedział marnego "dziękuję" , a mną jakoś nikt się nie zajmował, kiedy jej nie było.
Jako dziecko było mi głupio, że moja mama śmieje się i płacze, kiedy ma ochotę, a nie kiedy wypada, że mówi co myśli i nie zawsze myśli co mówi.
Przecież nikt inny tak nie robił.
Jako dziecko nie lubiłam, że moja mama wygłupia się z dziećmi, organizuje im zabawy, zaprasza do kółeczka, przełamuje nieśmiałość i chwali.
Nikt inny nie wybijał się poza szereg bycia "dorosłym", więc po cholerę miała to robić?
Jako dziecko wkurzałam się, kiedy moja mama mówiła, że poważna będzie jak umrze i że jak coś nie wyjdzie, to mądry się nie domyśli, a głupi pomyśli, że tak miało być.
Jako dziecko nie rozumiałam słów "zgrywający", "sztuczny", "pretensjonalny".
Teraz rozumiem...

Teraz to ja najgłośniej i najdłużej klaszczę, jak znajome, swoje "szkolne" czy całkowicie obce mi dzieci tańczą, śpiewają czy występują na scenie, pokonując tremę.
Z całą swoją twardością osoby kolekcjonującej siniaki i niemelodramatyzującej w sprawach związanych z wielkim słowem na "M", czuję, że robi mi się wilgotno pod powiekami jak słyszę niektóre melodie, a na filmach/momentach kiedy jakieś dziecko płakało, bo odpadło z "Mam talent" albo na wzruszających teledyskach - zdarzyło mi się ryczeć jak kretynce.
Teraz to ja idąc przez miasto, nie mogę odpędzić się od ludzi, i nieważne czy to znajome dziecko, nauczyciel z liceum czy żebrząca Cyganka.
I z każdym muszę zamienić słowo i uśmiech, kiedy moja mama stoi z boku i czeka.
Teraz to ja wychodzę ze sklepu, jak ktoś wykazuje się brakiem kultury i nie zapominam powiedzieć głośno czegoś, co mogłabym powiedzieć w myślach.
Teraz to ja głośno się śmieję, nie przejmując się, że z oczu robią mi się szparki, mówię co myślę, nie zawsze myśląc co mówię, a płaczę jak mam taką potrzebę.
Teraz to ja chodzę za dziećmi na czworakach nie zastanawiając się czy robię sobie oczko w rajstopie czy ktoś patrzy na mnie jak na idiotkę, robię im pociąg, z pasją fucząc jak lokomotywa, noszę dzieciarnię na barana i świetnie naśladuję miauczącego kota.
Teraz to ja wycieram zasmarkane nosy, pozwalam dzieciom wypłakiwać się w rękaw nowej bluzki, z uwagą przyglądam się dziurze po wypadniętym mleczaku i przytulam, jak jakieś dziecko płacze.
Teraz to ja najgłośniej i najlepiej się bawię, pierwsza idę tańczyć na weselu, pierwsza zagajam rozmowę z nieznajomą osobą, pierwsza jestem "pijana" bez alkoholu.
Teraz to mnie drażnią osoby o pretensjonalnym zgrywającym się głosie i zdecydowanie wiem, co oznacza słowo: "sztuczne".

Dziękuję mojej mamie za to, że nauczyła mnie widzieć, a nie patrzeć.
Że nauczyła mnie wzruszać się, a nie płakać.
Pochylać się zamiast wywyższać.
Rozpoznawać zgrywuskie tony i nienaturalne miny.
Szanować ludzi niezależnie od pozycji społecznej.
Bawić się i tańczyć, jakby nikt nie patrzył.
Wyrażać siebie, nie zapominając o innych.
Traktować dzieci jak równych sobie.
Mówić co się myśli.
Żyć, a nie udawać.
I klaskać tak głośno, ile ma się sił w dłoniach ;).

 http://various.pinger.pl/p/9



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b