Przejdź do głównej zawartości

Na łopatki ;]

Łóżko.
Szary kombinezon do spania.
Grube skarpety w skandynawskie wzorki.
Komedia romantyczna.
Chustecznik.
Maść majerankowa.
Gorzka herbata.
Koce.
Poduszki.

Taa...
Wytrzymałam dwa dni i trzy zajęcia z zumby.
Ale dzisiaj mnie rozłożyło.
Na łopatki ;).
Wytrzymałam poniedziałkową wywiadówkę, wczorajszą radę pedagogiczną i dzisiejszą zabawę karnawałową.
A teraz spędzam dzień w domu, w pokoju, w piżamie.
Po pracy byłam tylko u fryzjera, w bibliotece i na zakupach.
Kupiłam sobie rozpieszczacze w drogerii (kosmetyki z ulubionej linii zapachowej Nivea, szczotkę do masażu i mycia twarzy, szczotkę masującą do włosów) i jedzenie, które da się przełknąć z gardłem czerwonym jak polne maki.
Oprócz tego moje popołudnie zostało sprowadzone do wlewania w siebie herbat i wylewania z siebie smarków ;). O tak. Wylewanie to dobre słowo. Wysmarkiwanie musiałby się wiązać z czynnością, a po pierwsze - nie mam siły na żadną aktywność, po drugie - to ta faza, kiedy z nosa kapie jak z nie uszczelnionego kranu.
Siedzę więc w ciemności pokoju, rozświetlając mrok kulkami, żeby nie zasnąć (bo noc nie moja) i żeby nie oślepnąć od światła żarówek (bo cierpię na dziwny światłowstręt).
Nie czytam, bo boli mnie głowa, więc nowe książki ułożyłam w zgrabną piramidkę na stoliku i podziwiam je z daleka.
Obejrzałam za to mało wymagający film ("PS Kocham Cię") i wypiłam setną herbatę.
Oczywiście walnęłam sobie też porcyjkę czosnku, więc pachnę mało przyjemnie i mało subtelnie, ale jak to ładnie ktoś kiedyś napisał - medycyna niekonwencjonalna nie jest perfumowana ;).
No i napisałabym chętnie coś więcej, ale mi się nie chce ;P.
Łączcie się więc ze mną w katarowym bólu (jutro mam jeszcze Dzień Babci w szkole) i trzymajcie kciuki, żebym szybko była zdolna do biegania na siłownię jak króliczek Energizera ;)






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b