Przejdź do głównej zawartości

Szósta

Za pięć.
Był już wpis o czwartej, był już wpis o piątej. Teraz pora na szóstą.
Gdybym tak umiała znaleźć wspólny mianownik tych dni zaczynanych o świcie...
Dowiedzieć się co sprawiło, że znów wybudziłam się gwałtownie jakby ktoś krzyknął mi do ucha i nijak nie mogłam już zmrużyć oka, aż wreszcie sfrustrowana zasiadłam do laptopa przed przyzwoitą ósmą - byłabym chyba spokojniejsza.
Ale może to znak, że powinnam wreszcie coś napisać.
Nawet jeśli jest ciemno i muszę pisać na oślep i na pamięć (plus udawać, że nie widzę, iż za chwilę laptop upomni się o ładowarkę, a gdzie ja w tych egipskich ciemnościach znajdę kabel...?).

Co u mnie?
U mnie wszystko dobrze.
Rozpoczęłam cudowny okres ferii.
Czas nieróbstwa, odwiedzin u kosmetyczki (pierwszy raz dałam się sponiewierać, kiedy kosmetyczka bezlitośnie rozprawiała się ze wszelkimi niedoskonałościami mojej buźki), malowania pazurków (jasno szary, ciemno szary, na stopach miętowy), gotowania potraw, które wychodzą albo i nie, pieczenia bananowego ciasta, które znika w jeden dzień, zumby i czytania.
Czas, kiedy nadrabiam ćwiczenia, wracam do formy, dużo spaceruję i znów zaczynam katować matę (przeglądanie się w lustrze i narzekanie też już zaliczyłam).
Jestem zadowolona, budzę się bez budzika, czytam do nocy, a spać chodzę póóóóźno, jak wszyscy wkoło dawno chrapią.
I jestem w 100% zdrowa!
Jedynie tylko mój kucyk zrobił się jakiś chudy jakby włosy wypadły mi o połowę,
No i powieka mruga mi od niedoboru magnezu, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło i na co szybko zareagowałam rozpuszczalnymi tabletkami i jedzeniem migdałów ;).
Zaczęłam też zażywać Echinaceę na odporność, a od jutra , tfu - co ja mówię! - od dziś zaczynam znów pić czystek.
Póki co udało mi się już wskoczyć na dawny tor.
Codziennie ćwiczę i nie łapię zadyszki jak podnoszę nogę ;).
Podkręciłam też tempo czytania i jak na razie czytam po jednej książce dziennie.
Raz "Więzień" (trylogia skończona), raz thriller, raz kryminał, raz nawet lekka komedia romantyczna.
Bawię się też trochę w porządki, noszenie węgla jak Kopciuszek, latanie po domu z miotłą i mopem, moczenie szarych pazurów w mydlinach podczas mycia naczyń i przeorganizowywanie szafek z jedzeniem i szuflad z kosmetykami.
Efekt? Zero moli w mące z tapioki, kilka wyrzuconych opakowań zwietrzałych płatków i przeterminowanych ziół, poukładane w komodzie dezodoranty i cała kolekcja kremów do stóp, wyglądająca jak wystawka w sklepie kosmetycznym.
Pogodziłam się nawet z telewizorem i obejrzałam po raz pierwszy od dawna wiadomości na tvn24 .
Na ogół wychodzę z założenia, że w telewizji nic nie ma, a serwisy informacyjne szpikują nas pesymistycznym wiadomościami, po których aż się prosi żeby zapaść na depresję, więc wolę siedzieć z nosem w książce albo zasuwać na bieżni.
I wszystko byłoby dobrze - jestem weganką, piszę dziwnego bloga, lubię jarmuż - mogę bojkotować telewizję, a nawet prać ciuchy w orzechach, ale sęk w tym, że potem idę do ludzi (czyt. rodziny, znajomych) i na widok włączonego telewizora zaczynam wpatrywać się w niego jak w ufo z otwartą szczęką (na szczęście bez ślinienia) i błyskiem w oczach, a do tego NIJAK nie mogę oderwać od niego wzroku, zupełnie jakbym przyciągały mnie te niebieskie światła albo ogłupiające reklamy...

Poza tym kupiłam sobie tahini (pasta sezamowa), które nie dość, że cholernie drogie to jeszcze cholernie gorzkie i niedobre, zepsułam Thermomix (po nieudanej zupie z ogórka próbowałam zrobić zawsze wychodzącą zupę z dyni. Taa... Nie wyszła...), zmieniłam kurtkę na lżejszą czarną przejściówkę (chlip, chlip, moje miętowo - biało - szare cudo skończyło już swoje pięć minut?), zamiast szarego komina z puchatym białym wnętrzem noszę lekką apaszkę w jaskółki i nie ubieram już rękawiczek.
Okej. Podłączyłam laptopa. Nie wyrobiłam się w czasie ;]
Za to zrobiło się ciut jaśniej i bez problemu zaczęłam trafiać w klawiaturę. A nawet widzieć literki.
Z tego wszystkiego to już chyba wstanę, bo szkoda mi dnia na siedzenie w rozbebeszonej białej pościeli w czarne baranki, skoro przede mną wolny piątek, piąteczek, piątunio ;]
I wizyta przyjaciółki, która zostaje u mnie na parę dni, więc przez te parę dni macie pewność, że nie będzie tu nic nowego ;)
Udanego weekendu wszystkim! ;)





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b