Przejdź do głównej zawartości

Skup się!

Skup się.
Łyknij herbaty z cytryną; może zneutralizuje to espresso, które wchłonęłaś.
Nie zwracaj uwagi na palce plączące się po klawiaturze jakby zapomniały jak się pisze.
Udawaj, że wcale cię nie nosi i że wcale nie trzęsą ci się nogi. Ani ręce. Ani palce.
Nie patrz na telefon.
Nie włączaj facebooka.
Nie wódź oczami po pokoju. I tak nic nie zobaczysz. Chyba, że te owocówki, które latają wkoło szafki, gdzie miałaś skitraną cytrynę i która ci przejrzała, bo przerzuciłaś się na kawę, która ci nie służy.
Nie inspiruj się białą ścianą, bo i tak masz większą pustkę w głowie.
Nie ciesz się, że na jutro nie masz nauki, bo pojutrze egzamin.
Nie baw się włosami.
Nie poprawiaj bluzki.
Nie pocieraj palcami o palce.
Nie rozkojarzaj się.
Nie wkładaj końcówek włosów do ust. Morelowy szampon (w dodatku wycofany już w produkcji; pewnie miał więcej parabenów niż ja bluz) nie jest do jedzenia. Do wysysania z kosmyków włosów też nie.
Nie myśl o tym, że w nocy obudziłaś się o drugiej i nie mogłaś zasnąć w związku z czym przypomniałaś sobie wszystkie fazy bezsenności (przez frustrację, syndrom nadpobudliwych palców u stóp i irytację po zmęczenie materiału i bezsilność) plus udało ci się prawie zwariować, czego objawem był fakt, iż miałaś ochotę ZACZĄĆ SIĘ UCZYĆ (istne szaleństwo), ale nie chciało ci się podłączyć lampki do prądu.
Nie myśl o tym, że wczoraj do późnego wieczora miałaś służbę i że w zasadzie to nie odespałaś jeszcze weekendu, który składał się z wypadu na strzelnicę (kałachy, odrzuty, komary, ognisko), imprezy (babski wypad, kiecki, taniec do wtóru disco polo) i jezioro (facet w stringach, brak upału, spanie na kocu).
Nie myśl o tym, ile kofeiny buzuje ci teraz w krwioobiegu.
Pisz.
Usiądź spokojnie na tyłku, nie kręć się, nie wariuj.
Tak dla picu, weź coś w końcu napisz...

Ostatnio nie mogę się w ogóle zmobilizować, żeby tu zaglądnąć.
Nie mogę przekonać się do wrzucenia jakiegokolwiek gotowca, bo trąci refleksją albo cynizmem. Albo jest zbyt moralizatorski. Albo za głęboki. Za płytki. Za długi. Niedokończony. Nieaktualny. Nudny. Zbyt osobisty. Podobny do poprzedniego. Zbyt wylewny. Za szczegółowy. Zbyt znaczący. Za bardzo aktualny, a po co ma ktoś wiedzieć coś...

Co zatem możecie wiedzieć?
Możecie wiedzieć, że ostatnio mam więcej wolnego czasu.
Naprawdę więcej wolnego czasu ;).
Rozkład dnia uległ więc małej zmianie. Zamiast po południu spać - kilka razy w tygodniu chodzę na Crossfit i szaleję albo na matach (zostałam nazwana nazwami wszystkimi gatunkami węży, od boa po anakondę, z naciskiem na żmiję) albo na drążkach, a zamiast herbaty piję kawę.
Jak jestem przytulona - kawa pobudza mnie na tyle, że funkcjonuję powiedzmyżenormalnie.
Jak jestem powiedzmyżenormalna - pobudza mnie na tyle, że zaczynam szaleć po pododdziale jak naspeedowany królik.
Najczęściej wykorzystuję energetyczny potencjał do ćwiczeń, ale zdarzy mi się też pomęczyć towarzystwo swoim nieokiełzaniem i dopóki nie wyżyje się i nie wytrzęsę z siebie kofeiny - jest ze mną jeden wielki sajgon.
W szczegóły nie będę się zagłębiać, powiem tylko, że większość osób zdało sobie już sprawę, że kofeina nie działa najlepiej na mój organizm i na ogół zabiera mi kubek, jak widzi czarną zawartość.
Niestety - zakupiłam puszkę mocnego aromatycznego esspresso i z natury - ciężko mnie upilnować, więc teraz też jestem już po wpływem kofeiny i atakuję klawiaturę z bombardującą siłą.
Zamiast wieczorami się uczyć - czytam. Albo łażę po pokojach. Albo kładę się szybciej spać.
Piję też Colę. COLĘ. Wierzycie, że porzuciłam koktajliki z jarmużu dla gazowanego napoju? Zaczęło się od paru łyków, teraz daję radę małej butelce. A jak mi dobrze wchodzi. Haa! Lepiej niż woda ;P (choć nie powiem, żebym po wodzie miała taką głupawę jak po miksie kofeiny z cukrem...).
Jem też krakersy z tłuszczami trans. I słone paluszki też jem. I to nie takie, które mają "bio" albo "eko" w nazwie i horrendalną cenę 12 zł na opakowaniu.
Duszę facetów. Na ogół od tyłu, co ich z lekka deprymuje. 
Poza tym chyba reszta w normie.
Nie piszę - ale to już wiecie.
Czytam namiętnie jak zawsze, mam nadzieję, że równie chętnie będę się wczytywać w notatki, jak zaleje mnie fala egzaminów... ;)
Okej.


Skup się.
Zakończ przyzwoicie wpis.
Walnij jakąś puentę, sypnij żartem, wstrzel się z ironią.
I zmykaj zużyć tę energię, bo cię rozsadzi, rozpichrzy, rozniesie...
No dobra.
Nie musisz się silić na dowcip.
Wciśnij "opublikuj" , idź podduś kogoś, a potem poproś niech zrobi ci taczki na korytarzu ;).














Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b