Przejdź do głównej zawartości

Pół żartem, pół serio o... mojej siostrze ;)

Ma wiele wspaniałych cech, a są nimi między innymi fakt posiadania genialnego tuszu do rzęs marki Astor, który ukradkiem używam, odkrycie w drogerii pianki do kąpieli Nivea, bez której teraz nie wyobrażam sobie prysznica i umiejętność palenia w piecu, której ja niestety nie posiadłam.
Podobnie jak ja ma niebieskie - choć ładniejsze, bo większe - oczy, nie ufa facetom i patologicznie uwielbia naszą kotkę.
Poza tym oprócz tych samych rodziców w zasadzie nie mamy cech wspólnych.

Zbierałam się z tym wpisem od jakiegoś czasu, czekając na jakiś impuls i owy impuls nadarzył się dziś rano. Najpierw, kiedy pokazałam An. efekt moich prostych i lśniących od keratynowej prostownicy za prawie dwie stówy włosów, a ona popatrzyła na mnie lekceważąco i powiedziała: "Nie podobasz mi się w prostych włosach". Następnie kiedy szykując się do pracy zarzuciła na kuchenną wyspę thriller, który wylądował koło mojego kryminału i zaczęła jeść kukurydziane płatki, kiedy ja kończyłam jeść swoje. No, a potem jak zobaczyłam, że mamy takie same buty plus ona sweter, a ja bluzę w paski ;].

Moja siostra jest ode mnie starsza o dwa lata, dwa miesiące i dwa tygodnie.
Większość życia wpajała mi, że zostałam podmieniona w szpitalu.
Wyśmiała mnie, że maturę zdałam na same piątki, wiecznie wypomina mi, że w dzieciństwie musiała mi ustępować, nie rozumie mojej obsesji na punkcie figury.
Za każdym razem kiedy pyta mnie czy mam coś dobrego do czytania przepełnia mnie duma.
Dzięki mnie nauczyła się jeść awokado i czytać thrillery.
Kiedy zaczynam za dużo mówić w rozmowie, wygania mnie z pokoju wywracając oczami, ale wieczorami kiedy przechodzę potem koło jej pokoju widzę, że czyta mojego bloga.
Zawsze dostaję od niej smsowe wirtualne kopniaki na szczęście w ważne dla mnie dni, zawsze warczy na mnie jak nie ma humoru i zawsze drze ryja, kiedy przypadkowo buchnę jej suszarkę do włosów.
Ostatnio wzięło ją na rozmowy i zwierzenia i przychodzi do mojego pokoju, kiedy wyjątkowo nie chce mi się gadać albo kiedy mam wenę i piszę.
Nigdy nie udało nam się skoordynować cykli ani dogadać w kwestii temperatury w pokoju.
Czasem syczy tak umiejętnie, że jestem pełna podziwu dla sprawności jej języka.
Do dziś pamiętam, jak zasmarkałam jej chabrowy ręcznik, kiedy wylałam z siebie wiadro łez po kłótni z tatą i ile nerwów zjadłam kiedy uczyłam się jeździć samochodem pod jej kuratelą.
Mamy parę wspólnych tajemnic i wiem, że nigdy w życiu nie wypłyną one na wierzch.
Rozumiemy się na etapie podświadomości, często podobnie myśląc i mówiąc to samo równocześnie, dodatkowo moja siostra posiadła zdolność rozumienia mnie, kiedy próbuję wyartykułować słowo z ustami pełnymi herbaty, co uważam za zdolność paranormalną. 
Obie denerwujemy się, kiedy ludzie mówią, że wyglądamy jak bliźniaczki, obie wzajemnie narzekamy na siebie do ludzi, ale kiedy ktoś mówi źle na jedną z nas - jesteśmy go w stanie podrapać.
Raz doszło między nami do rękoczynów i w ferworze walki wyrwałyśmy sobie po kępce włosów plus stłukłyśmy mamie filiżankę. Dziś płaczemy ze śmiechu jak to wspominamy.
Jakiś czas temu kupiła mi śliczną miętową sukienkę. Przynajmniej raz w tygodniu wyciągam ją z szafy i podziwiam ^^.
Jest jedną z niewielu osób, której wysyłam gwiazdkowo - dwukropkowe buziaki i której mówię, że ją  kocham, nawet jeśli to "kocham" ocieka jadem.
Zdumiewająco szybko umiemy się kłócić, godzić, przepraszać i przechodzić do porządku dziennego po wyzywaniu się przy użyciu słów mocno nieprzyzwoitych.
Czasami myje za mnie naczynia, nigdy nie przynosi mi ręcznika do łazienki jak zapomnę go zabrać pod prysznic i w desperacji wołam jej imię i regularnie kradnie mi lakiery do paznokci, co irytuje mnie nawet pomimo tego, że praktycznie ich nie używam ;).
Jako dziecko rzucałam na nią pająki, dzięki czemu dziś obie mamy arachnofobię.
Uwielbiam ją za to, że mogę przez nią ćwiczyć techniki relaksacji, mediacji i dyskusji, kiedy usiłuję uspokoić się oddychaniem i nie dopuścić przy tym do tego, żeby z uszu buchnęła mi para ze złości.
Dzięki niej miałam przetarte szlaki do malowania rzęs, chodzenia na imprezy i wychodzenia na noc do koleżanek.
Nie wymieniłabym jej na żadną inną siostrę ani brata.
Noo... Chyba, że brat byłby starszy, pozwalałby mi się dusić, kiedy miałabym na to ochotę, miałby przystojnych kolegów i nauczyłby mnie wreszcie porządnie trzymać gardę.
Umie powiedzieć mi kiedy wyglądam w czymś źle i kiedy ubiorę coś, w czym wyglądam beznadziejnie.
Doskonale wie, kiedy ktoś mi się podoba.
Jak ją ładnie poproszę, robi mi czarne kreski na górnej powiece.
Udaję, że złości mnie, że przywłaszczyła sobie moją niebieską bluzę, choć tak naprawdę wygląda w niej ładniej niż ja.
Ma też dłuższe nogi i chudszy tyłek, którego jej zazdroszczę, umysł bardzo ścisły i charakter bardzo wredny, za który też ją uwielbiam ;).
Zawdzięczam jej jedne z pierwszych lekcji uświadamiania i umiejętność pisemnego dzielenia.
Powiedziała mi kiedyś bardzo ważną, powiedzmy że życiową wskazówkę, ale musielibyście mnie pokroić, żebym ją Wam zdradziła ;).
Kiedy wróciłam z koszar nadmuchała mi 44 balony. Ja pewnie porzygałabym się przy trzecim.
Rozumie mnie, kiedy mówię, że nie umiem rozmawiać o uczuciach.

Na pewno wymyśliłabym jeszcze mnóstwo innych rzeczy, ale mogłoby się jej od tego poprzewracać w du***, a wystarczy że ja mam przewrócone ;).
Poza tym każde słowo na moim blogu kosztuje, nie wspominając o moim czasie, no i nie powiem, kto zwykle narzeka, że piszę za długie posty ^^ .


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b