Przejdź do głównej zawartości

Kiedyś ^^

Kiedyś napiszę coś mądrego.
Kiedyś nauczę się robić sobie kreskę na górnej powiece i malować rzęsy bez robienia przy tym min jakbym była upośledzona.
Kiedyś zacznę mówić cicho, wolno i spokojnie i absolutnie nie będę przy tym gestykulować.
Albo kiedyś w ogóle nie będę nic mówić. Będę siedzieć, patrzeć, pachnieć i wyglądać.
Kiedyś przestanę kręcić się podczas siedzenia i nie będę wszędzie siadać po turecku, zwłaszcza na chybotliwych taboretach, wysokich krzesłach i oparciach od fotela. A już na pewno nie będę robić tego w sukience.
Kiedyś przestanę wymawiać się brakiem czasu, pisaniem, siłownią i pracą i zacznę poświęcać znajomym tyle czasu, ile oni poświęcają na czytanie mnie.
Kiedyś przestanę nadużywać słów "nieszczęsny", "subtelnie", "namiętnie" wtedy kiedy nie potrzeba.
Kiedyś zacznę wreszcie rozwijać swoje ukryte talenty i zdolności w sposób, który przyniesie mi coś pożytecznego.
Kiedyś nie będę głośno śpiewać piosenek, jeśli nie znam słów.
Kiedyś będę pisarką, będę się pławić w groszkowanych kocach i kubkach po herbacie.
Kiedyś będę liczyć w głowie słowa, które składają się na jedno wielokrotnie złożone zdanie i jeśli przekroczy ono niedozwoloną liczbę to nie wypowiem go na głos.
Kiedyś przeczytam wszystkie te książki, które mam na regale.
Kiedyś nie będę szczerzyć się na widok znaku Poczty Polskiej, dziuni w białych kozaczkach, dzieci ze smartfonami i facetów w rurkach chodzących jakby mieli kij w tyłku.
Kiedyś przestanę się podniecać padającym śniegiem, wiatrem, widokiem za oknem.
Kiedyś okiełznam się na tyle, że będę ogarnięta, odpowiedzialna, spokojna i opanowana.
Kiedyś nauczę się zadawać pytania, które chcę zadać i mówić głośno, to co chcę powiedzieć.
Kiedyś będę umiała poznać kto jest fałszywy/kto mnie lubi, a kto mnie podrywa zanim pół miasta dowie się czegoś na mój temat/ zanim sam mi to powie i zanim wejdzie mi do łóżka.
Kiedyś kupię jakiś modny ciuch i ubiorę się porządnie i elegancko od góry do dołu, nie nosząc szarej bluzy, sfatygowanych dresów i troczących się kolorowych rękawiczek.
Kiedyś jak ubiorę sukienkę to nie będę turlać się w niej z psem po podłodze tylko założę buty na obcasie i przeparaduję w nich majestatycznie, nie wybijając sobie przy tym zębów.
Kiedyś przestanę kiwać się na dźwięk muzyki, wygłupiać pod prysznicem i tańczyć w samych skarpetkach podczas ubierania.
Kiedyś nie będę dusić kolegów i już nikt nie będzie się bał odwracać do mnie tyłem.
Kiedyś użyję pudru do twarzy, lakieru do włosów i cieni do powiek.
Kiedyś nie będę paradować pół dnia w ręczniku i nie będę zaskoczona musiała gnać po spodnie kiedy kurier zadzwoni do drzwi, a ja biegam po domu w koszulce, bokserkach i skarpetkach.
Kiedyś będę mogła pić kawę i nie będę po niej chodzić na czworakach po salonowym narożniku, gryźć pasa w aucie i skakać przez wyspę w kuchni.
Kiedyś nauczę się szyć, prasować koszule i składać prześcieradła.
Kiedyś nie będę przeskakiwać przez płot, łazić po murkach i spacerować po korytarzach na "taczkach".
Kiedyś nie będę przeklinać, bo młodej damie nie przystoi ;)
Kiedyś nie będę tak bezpośrednia, że walę wszystko prosto z mostu tylko zacznę tajemniczo milczeć i nauczę się trzepotać tajemniczo rzęsami.
Kiedyś nie będę miała problemów z powstrzymywaniem się od śmiechu.
Kiedyś przestanę się huśtać na bramie, podciągać na rękach na schodach i wspinać po wszystkim możliwym do wspinania.
Kiedyś ugotuję coś porządnie i nie będę podjadać podczas gotowania, tylko wyłożę jedzenie na talerz, udekoruję go kleksem octu balsamicznego, płynnej czekolady i listkiem mięty, którego - obiecuję, że nie zjem - i dostojnie zjem posiłek siedząc spokojnie i używając do jedzenia wszystkich tych śmiesznych specjalistycznych widelców i widelczyków.
Kiedyś nauczę się robić wystudiowane miny i nie będę odwalać takich wyszczerzy, że oczy maleją mi do wielkości szparek.
Kiedyś będę grzeczna, cicha i potulna.
Kiedyś nie będę spać w piżamie z Myszką Minnie i chodzić w kapciach, w których można ślizgać się po płytkach tylko będę ubierać do łóżka satynową piżamę i przechadzać się po domu w baletkach z oślej skórki, a po wyjściu z łóżka nie będę mieć na głowie buszu tylko fryzurę godną księżnej Kate.
Kiedyś ubiorę ładne kolczyki i nie będą one miały kształtu jaszczurek ani zamków błyskawicznych.
Kiedyś zacznę wyrywać sobie sama brwi i przestanę być taką ignorantką w babskich sprawach, a już na pewno nie będę się śmiać z czyjegoś pomysłu na życie, jeśli na co dzień maluje paznokcie na różowo.
Kiedyś nie będę fikać, skakać do kolegów, którzy się ze mną droczą, a już na pewno nie będę wskakiwać im na plecy.
Kiedyś pójdę na siłownię i będę wdzięcznie pedałować na rowerku, a z kucyka nie wymknie mi się ani jeden kosmyk włosów. I nie będę się już poniewierać przez dwie godziny do takiego stopnia, że wyglądam jak upiór i z każdym machnięciem kucyka robię z siebie żywy zraszacz sali.
Kiedyś przemyślę swój stosunek do związków, facetów i zobowiązań, a może nawet najdzie mnie fantazja na temat wspólnego mieszkania czy tupotu stópek po parkiecie.
Kiedyś nie będę pierwsza zsuwać szpilek na weselu i nie będę skakać tylko łagodnie się kiwać.
Kiedyś oduczę się oblizywać palce podczas jedzenia lodów, siorbać kiedy piję mrożoną kawę przez rurkę i machać kucykiem do rytmu muzyki, nawet tej w mojej głowie.
Kiedyś przestanę na wszystko reagować dziecięcym entuzjazmem.
Kiedyś pooglądam jakiś film od początku do końca, bez skakania po łóżku, bez jęczenia, że mi się nudzi. O i po łóżku ogólnie przestanę skakać, przestanę bić się na poduszki, rzucać w kogoś kapciami i grozić, że mogę gryźć, bo szczepiłam się na wściekliznę.
Kiedyś pójdę do kościoła i zamiast śmiać się z dzieci, zawodzących przygłuchawych staruszek i fałszującego księdza będę wsłuchiwać się w słowo Boże. Prychać, parskać i wywracać oczami też przestanę.
Kiedyś przeczytam coś głębokiego i nie będzie to thriller, gdzie trup się ściele.
Kiedyś uspokoję się do tego stopnia, że nikt nie będzie mi musiał grozić kneblem ani kajdankami, żeby mnie uciszyć. 
Kiedyś przekonam się do jakiegoś ładnego sweterka i ubiorę go zamiast bluzy z kapturem.
Kiedyś ubiorę nawet szpiki i obcisłą sukienkę.

Kiedyś.
Kiedyś na pewno ^^.

Ale teraz...
Teraz dalej będę spać z Minnie na piersi, siadać po turecku wszędzie, nawet na rodzinnych spotkaniach, wchodzić do pomieszczeń przez okna, wyjadać listki mięty z deserów, robić "taczki" dopóki będę miała kogo gnębić, żeby mi je zrobił, nosić dresy albo chodzić w samej koszulce, bokserkach i skarpetkach, nosić bluzy z kapturem, robić fikołki w sukience, ściągać pierwsza szpilki na weselach, wskakiwać na kolegów od tyłu, oblizywać palce, wspinać się po meblach, skakać po łóżkach i forsować płoty.
No ba  ;] ^^.







Komentarze

  1. zostawiam tu szczery i bardzo wdzięczny uśmiech,bo taki właśnie od kilku minut rysuje się na mej twarzy :) !

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b