Przejdź do głównej zawartości

Pół żartem pół serio o... miłości ;)

Miłość zaczyna się wtedy, kiedy nie ufając facetom i nie chcąc mieć chłopaka po paru tygodniach znajomości nagle coś przeskakuje w głowie i związek pieczętuje się wspólnym mieszkaniem.

Miłość nie ma jednej definicji, ale najczęściej i najłatwiej znaleźć ją w codziennych banałach.
Miłość to czyjaś wiedza co zjesz na śniadanie zanim jeszcze otworzysz lodówkę.
Miłość to Twoje myśli powiedziane głośno przez drugą osobę.
Miłość jest wtedy, kiedy wiesz co oznacza czyjś dany grymas albo zmarszczenie brwi, kiedy nic oznacza coś, a coś nie oznacza nic.
Miłości nie przeszkadza brak makijażu, katar, brak humoru, nerwy.
Miłość to przebijanie pęcherzy na stopach, duszenie pryszczy, jęczenie komuś, że boli nas brzuch i słuchanie czyjegoś jęczenia, że boli go coś innego.
Miłość to branie wszystkiego na klatę.
Miłość to składanie bokserek z prania, pucowanie toalety, doprawianie makaronu, żeby był idealny.
Miłość to kupowanie w prezencie termoforu w polarku i oddawanie świeżych bułek, żeby samemu zjeść resztkę czerstwiejącego chleba.
Miłość to stanie nad garami, machanie ścierką, malowanie rzęs i rysowanie przekrzywionych cynicznie minek na liście zakupów.
Miłość to oddawanie w nocy kołdry i poduszki.
Miłość to wspólne kupowanie durszlaka, łopatki do patelni i prześcieradła.
Miłość to upadanie i podnoszenie się.
Miłość to troska o drugą osobę bardziej niż o siebie.
Miłość to kupowanie leków przeciwbólowych, trzymanie chłodzącego plastra na bolącej głowie aż do zaśnięcia, masowanie obolałych stóp po pracy.
Miłość to słuchanie marudzenia, uspokajanie nerwów, kołysanie zmęczenia, przyjmowanie na siebie łez i czarnych smug z tuszu.
Miłość to rozmowy organizacyjno - logistyczne dotyczące planowania domowego budżetu, codziennego menu, uzupełniania listy zakupów i kupowania papieru toaletowego.
Miłość to ból, kiedy kogoś boli.
Miłość to wsuwanie dłoni w dłoń kiedy gdzieś się razem idzie.
Miłość to zazdrość o wszystkich tych, którzy kręcili się w odległości 30 cm od naszej osoby.
Miłość to strach o drugą osobę.
Miłość to oddawanie piętek z chleba, robienie ulubionej zupy, kładzenie szynki na kanapkę nawet jeśli szynki nie tykało się od 11 lat.
Miłość to radosne iskierki albo gniewne błyski w oczach.
Miłość to nóż w dłoni, motyle w brzuchu, jeżozwierze Shoppenhauera, ambaras i różowe okulary.
Miłość to radość na czyjś widok.
Miłość to piosenki, kolorowe strzałki i rozsypany cukier.
Miłość to wybaczanie sobie błędów.
Miłość to "kochanie się" i brak innych słów o podobnym znaczeniu.
Miłość smakuje miodowymi Cheeriosami i pachnie białym Cocolino.
Miłość poznaje się po zatykaniu nosa, żeby nie zejść z tego świata na smród keratynowej odżywki, ale i żeby nie wyjść spod prysznica osobno.
Miłość to rozmowa o przeszłości i zakopywanie jej.
Miłość to mizianie po pleckach na życzenie, nawet jeśli się miziać nie chce.
Miłość to dyskusja o temperaturę wody do kąpieli i otwarte okno do spania.
Miłość to oddawanie przestrzeni w łazience, szafie, łóżku, życiu.
Miłość to bycie u kogoś, z kimś, dla kogoś.
Miłość jest wtedy kiedy boli nas widok czyichś kapci w przedpokoju, bo oznacza to, że w domu nie ma ich właściciela.
Miłość to bałagan, chaos i zawrót głowy.
Miłość to całowanie w czoło.
Miłość to plecenie głupot, splatanie razem palców i rozplątywanie problemów.
Miłość to lepsze spanie mimo mniejszej przestrzeni na łóżku.
Miłość to pakowanie czyichś rzeczy do torby bez pytania co jest potrzebne, co się nie przyda i co gdzie położyć.
Miłość jest prosta, normalna i bezpretensjonalna.
Miłość to okrywanie kocykiem i troską, owijanie ręcznikiem po basenie i rękami po pracy, opatulanie kołdrą w nocy i słowami przed zaśnięciem.
Miłość to bycie ze sobą nawet jeśli wszystko, mimo wszystko i kiedy wszystko.
Miłość to kupowanie długo szukanej książki na allegro, smarowanie bolących pleców nawet jeśli jest to śmierdzący Bengay, przypominanie o zabraniu furaginy na wakacje i aviomarinu do samochodu.
Miłość to chęć robienia wszystkiego razem.
Miłość to wiedza, że powinno się zachować zdrowy rozsądek; wychodzić gdzieś osobno, podtrzymywać swoje znajomości, dzielić wyjścia na damskie i męskie wychodne i mieć czas na swoje pasje, a mimo to łazić wszędzie razem.
Miłość to odkrywanie czyichś dziwactw, wad i przywar z taką samą przyjemnością jak pieprzyków i stref erogennych na ciele.
Miłość to zapchana skrzynka odbiorcza w komórce, karteczki zostawiane na ladzie, miliony połączeń w telefonie i zmiana statusu na facebooku mimo że wie się że to dziecinada.
Miłość to wspieranie w każdej chwili, każdej decyzji, każdym złym dniu.
Miłość to podnoszenie sobie wzajemnie ciśnienia.
Miłość to szaleństwo, przypalone kory w mózgu i mało trzeźwego myślenia.
Miłość to samodzielne odkrywanie jak kogoś zmiękczyć, wzruszyć, rozweselić, pocieszyć, zatkać, wkurzyć.
Miłość to druga mama, drugi tato, dwa razy więcej dzwonienia i mówienia co słychać, jak minęła droga i kiedy się wraca, dwa razy więcej troski, dwa razy więcej dostawania zup w słoikach i dwa razy więcej pojęcia "rodziny".
Miłość to mycie naczyń.
Miłość to nauka gry w bilard i tenis, wspólne włażenie do przymierzalni, żeby doradzić sobie wybór ubrań, wymyślanie imion dla potencjalnych zwierzaków.
Miłość to uspokajanie emocji, kojenie bólu, leczenie obaw, wyciszanie histerii i gaszenie paniki.
Miłość to dwie wymowne szczoteczki do zębów w jednym kubku.
Miłość to jednoczesne rytmiczne wystukiwanie piosenki na udzie, dokańczanie czyichś myśli, rozumienie swoich żartów, uzupełnianie czyiś słów. To równoczesne mówienie, równoczesne myślenie o tym samym, odbieranie telefonu słowami: "Niech zgadnę. Czy nie chodzi Ci o to, że..."
Miłość jest wtedy kiedy kocha się sposób w jaki ktoś mówi z przejęciem "Masakra", strzela uśmiechem, robi powalone miny, przymierza za mały kapelusz, wkurza nas, drażni i robi na złość.
Miłość to rozkojarzenie, miękkość, emocje większe niż podczas PMSu, czasem zagryzanie zębów, czasem uśmiech tak szeroki, że nie mieści się na twarzy.
Miłość to dwie osoby o podobnym podejściu do życia i temperamencie, żeby się nie zagryźć i innych zainteresowaniach i charakterze, żeby się uzupełniać.
Miłość to liczenie do dziesięciu.
Miłość to golenie brody, zgoda na film, który nam się nie podoba, szukanie knajpy, w której robią pizzę wegetariańską albo gdzie mają sałatę.
Miłość to tęsknota jak się nie widzi jeden dzień, instalowanie na gwałt Skype, wiszenie na telefonie większość dnia.
Miłość to migrena, zapalony pęcherz, herbatka ziołowa, pęseta na kleszcze.
Miłość to całowanie się po kawie, jeśli się kawy nie cierpi i po kiełbasie, jeśli się kiełbasy nie je.
Miłość to akceptacja wad, ustępliwość wobec dziwactw, pobłażanie rozpuszczoności, kochanie szczegółów.
Miłość to emocje, często skrajne, jeszcze częściej trudne do zidentyfikowania.
Miłość jak diabeł tkwi w szczegółach.
Miłość to pilnowanie drugiej osoby, żeby zjadła ciepły posiłek.
Miłość to myślenie o dwóch osobach, zamiast o jednej.
Miłość to brak pytań o to co chce się zjeść, o samopoczucie, o rodzaj filmu który chce się obejrzeć czy tytuł piosenki, którą chce się włączyć, bo zna się osobę na wylot.
Miłość to mini Kinder Bueno.
Miłość to jazda siedem godzin po nocnej zmianie, żeby minąć się na mieszkaniu, ale żeby w nim już być, kiedy druga osoba wróci z pracy.
Miłość to rzucanie spojrzeń, szukanie ręki przez sen i zaraz po przebudzeniu, czekanie na kogoś ze ścierką w dłoni i obiadem, ciepłą kolacją bez świeczek, prysznicem, żeby nie iść pod niego samotnie, zapałkami wieczorem i śpiochami w oczach rano.
Miłości nie wolno mylić z litością, poczuciem obowiązku, mniejszym złem, poświęceniem.
Miłość to traktowanie rodziców drugiej osoby jak swoich i przysposabianie sobie czyichś zwierzaków.
Miłość to kanapki do pracy, herbata do termosu, Redbull albo sok marchewkowy spakowany do plecaka.
Miłość to wspólne picie szklanej Coli, jedzenie nieswoich ciastek z talerzyka, dokańczanie jedzenia obiadu w restauracji za dziobaka, który wydziobał trochę, a resztę zostawił.
Miłość to brak wyrzutów o wylanie kawy z mlekiem na kanapę nawet jeśli kanapa wali potem niemowlęcymi wymiocinami, brak czepiania się o rozsypany w całym mieszaniu cukier, nie robienie wyrzutów o zepsutą roletę. 
Miłość to pójście do kina, nawet jeśli w kinie śpi się po nocce w pracy, wypad na ciuchowe zakupy, jeśli nie lubi się robić ciuchowych zakupów i wspólne robienie porządków albo wspólne obijanie i patrzenie jak naczynia przesypują się ze zlewu.
Miłość zanim wypowie się ją głośno widać wcześniej w spojrzeniu, gestach i czynach.
Miłość to jazda w te i we wte, bez trzymanki, żeby się spotkać, na wariackich papierach, na koncert, idealnie zaplanowana, razem, z zawalonym bagażnikiem, kocykiem i pięcioma postojami na siku w trasie.
Miłość to bycie spychanym z łóżka przez o połowę mniejszą osobę i nie robienie z tego halo, nawet jeśli rano trzeba się wygrzebywać spod kaloryfera.
Miłość to wspólne komitywy wobec innych, kłótnie w żartach i bez żartów, łzy przez śmiech i śmiech przez łzy.             
Miłość nie jest ani słodka ani lukrowana, ale jest w niektórych miejscach posypana cukrem pudrem.
Miłość to chodzenie po mieszkaniu w dresach, majtkach, męskiej koszulce, nowych dżinsach które są tak przylegające że ubiera się je na leżąco, bez cienia makijażu albo z włosami tak wyprostowanymi, że aż się z nich dymi, nieswoich za dużych pantoflach, bez pantofli, za co dostaje się opierdziel, na rękach i na rzęsach.
Miłość to małe sukcesy i duże porażki, wielkie rzeczy i małe sprawy.
Miłość to obietnica, że napisze się smsa jak dojedzie się do domu i że będzie się trzymało komuś głowę jak zacznie się wymiotować.
Miłość to ciężka praca nad sobą, kompromisy, rozmowy i starania.
Miłość to spanie w skarpetkach i kombinezonie w namiocie, pilnowanie czy zażyło się rutinoscorbin, mierzenie dłonią gorączki, otwieranie komuś napoju, żeby nie musiał puszczać kierownicy podczas jazdy.
Miłość zaczyna się zanim zdąży się pomyśleć czy to dobre, mądre i rozsądne, bo miłość jest właśnie taka pierd***nięta. Ciężko ją sobie przetłumaczyć, jeszcze ciężej wyperswadować. Najlepiej jeśli zdarzy się nieoczekiwanie, idealnie kiedy jest obustronna i rozkłada się fifty fifty. Na pewno ją warto przetestować i sprawdzić, ale jeszcze lepiej przeżyć.


Nie wierzyłam w miłość i chyba nigdy do końca nie będę umiała powiedzieć, czym jest, co na pewno nie przeszkodzi mi w pisaniu komedii romantycznych, bo bajki opowiadać umiem i bez dyplomu z bajkopisarstwa ;).
Zawsze myślałam, że miłość to coś w rodzaju słabości. Że nie ma miłości, że to emocje, pociąg fizyczny, przyzwyczajenie albo chwilowe ogłupienie. I że ja absolutnie nigdy nie zgłupieję.
No cóż.
Dziś mogę powiedzieć śmiało, że się myliłam.
Miłość to suma małych gestów, codzienności, którą najlepiej jest poznać nie trzymając się w kawiarni za rączkę, tylko będąc razem. Cały czas. Po pracy, przed pracą, podczas choroby, zmęczenia, upału, gorszego dnia, wakacji, weekendu, poniedziałku, świątku, piątku, Bożego Ciała, środy, burzy, okresu, problemów swoich albo rodziny, radości, imienin, ważnych dni, ważniejszych wieczorów, ciężkich nocy, gorączek i wszystkiego innego.
Miłości nie da się zaplanować, znaleźć czy zdobyć, bo ona się po prostu przytrafia.
Można więc trząść brodą i trzeć oczy na myśl o wyjeździe do dużego miasta, a potem w tym dużym mieście poznać kogoś, kto generalnie mieszka 2 km od naszego domu.
Można być zadowolonym z własnego życia, nie chcieć mieć koło siebie drugiej osoby, nie myśleć o złotych krążkach, białych sukienkach czy błękitnych śpioszkach, nie mieć łaskotania serca ani jajników, myśleć tylko i wyłącznie o sobie, o piórze, książkach, fotelu z poduszkami i potencjalnym staropanieńskim kocie, a potem wylądować w jednym mieszkaniu z kimś, kto kiedyś nie chciał dziewczyny i problemów, żeby ostatecznie zmienić swoje myślenie, status na facebooku i życie. Oprócz kariery pisarskiej, oczywiście. Chociaż biorąc po uwagę to, że ostatnio nic nie piszę to może być ciężko ;D.

PS Dział miłosny wyczerpany na ten miesiąc. Reszta będzie bardziej pisarsko pisarska ;P.





Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b