Przejdź do głównej zawartości

Blue

- Nigdy nie będziesz mieć kota - zakomunikował mi mój chłopak pół roku temu.
- Nie cierpię kotów. Nie zgodzę się na kota. Albo ja albo kot - powiedział wtedy.

Teraz siedzi na kanapie, zerka na naszego kota i mówi do niego, żeby przyzwyczajał się do imienia.
Sprezentował mi rocznicowy prezent przed rocznicą.
Pierwsza rocznica ślubu jest papierowa, przyjmijmy więc, że rocznica niechodzeniowo - mieszkaniowa jest futrzasta.
Futrzaste szczęście jest białe, z szarymi łapkami, uszkami i ogonem.
Waży 0,7 kg.
Ma niebieskie legowisko, niebieskie oczy i niebieskie imię.
Bo na imię ma Blue :)



                                                                   ***
Moja kotka urodziła dwa tygodnie temu cztery małe cudowne kotki.
Dowiedziałam się o tym siedząc w szpitalu.
W szpitalu wylądował mój niezdarty Mateusz, któremu nie mogliśmy zedrzeć anginowej czterdziestostopniowej gorączki przez trzy dni.
Anginę złapał w piękną pogodę. Był okazem zdrowia, kiedy ja zdychałam na przyniesione od dzieci jelitówki, grypy i zapalenia ucha zimą.
Zimą miauczałam Mateuszowi o kota, wpadając w depresyjne ciągi wieczorami i nocą.
Wieczory i noce spędzałam zamiast w pracy - w domu, za to sama.
Sama być wcześniej chciałam, ale z kotem.
Kot urósł dla mnie do rangi dobra największego, życiowego celu i marzenia do spełnienia lata temu.
Latem, na początku znajomości powiedziałam Mateuszowi, że nie będę gotować mu mięsa i że nie chcę mieć dzieci. O kocie mówiłam. Ale czy aż tak, że bez niego zginę? Nie wiem.
Nie wiedziałam też czym jest życie z facetem i czym jest związek.
Związek polega na kompromisach i negocjacjach wobec czego ani jedno ani drugie nie myśli o rozmnażaniu, ja pichcę mięso, a Mateusz z rodziny kotów odkrył ragdolle.
O ragdollach nie miałam pojęcia, a niby taka ze mnie kociara.
Kociarz się zrobił z Mateusza, kiedy dowiedział się, że ragdolle to koto - pieski, przyjazne, przymilne i piękne.
Piękna była chwila, kiedy Mateusz stwierdził, że życie jest za krótkie, żeby odmawiać sobie szczęścia.

++++2 (*Blue). Szczęście zdarzyło się po nieszczęściu. Kiedy wróciłam do domu płacząc, że na moich oczach auto zabiło kota i zbierałam go z ulicy, a on konał mi na rękach, Mateusz rzucił hasło, że kupujemy ragdolla.
Ragdolla mieliśmy kupić za jakiś czas, jak się jakiś ragdoll trafi.
Trafił się za dwa tygodnie, pod warunkiem, że decyzja zostanie podjęta w ciągu chwili.
Chwilę później w mieszkaniu była już kuweta rozmiaru XXL, miski i legowisko.
Dzień po przyjściu zamówienia, siostra oznajmiła mi, że nasza kotka ma paskudną ropiejącą ranę na łapie, która brzydko wygląda i cyt. "chyba" się spodziewa.
Nie spodziewałyśmy się, że trzy dni później urodzi.
Urodziła. Cztery małe koty...




Ragdolla mieliśmy zaklepanego na majowy weekend.
Miał już parę tygodni, szare wstawki w białej sierści, imię w mojej głowie i wyprawkę w miętowej torbie na prezenty.
Wtedy pojawiła się obawa, że mnie zabiją. Wszyscy po kolei.
Tato, że Mateusz kupił mi kota, a w domu są kocięta.
Teściowie, kiedy dowiedzą się, że wpuszczamy do mieszkania potencjalnego drapacza mebli i pasożyta.
Kiarka, że nie wezmę kociaka od niej tylko kupię wychuchanego synka do chuchania tylko dlatego, że jest z natury spokojny i mało kłopotliwy.
Mateusz, jeśli kot będzie sikał gdzie popadnie, miauczał dzień i w nocy i ostrzył pazurki na drzwiach w wynajmowanym mieszkanku.
A ja osiągałam właśnie pełnię szczęścia.
Komplet kociego ekwipunku w mieszkaniu, oglądanie zabawek i kocyków dziecięcych dla kociaka, cztery oseski w domu. Pełnia szczęścia.

dduuuuuuuuuxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj-------------------------------------------/999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999222200444444444444444444444777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777777-------7


Tak. To też był Blue...




















Ekhm. I wtedy łapa Kiary zaogniła się, więc zabraliśmy ją do weterynarza.
Łapa wymagała zabiegu, a zabieg narkozy.
Po narkozie nie mogła karmić, a jak nie mogła karmić - skazała kocięta na butelkę, a moją mamę i siostrę na nocne wstawanie i karmienie.
Karmiłam kocięta z doskoku, bo doglądałam w tym czasie chłopaka w szpitalu.
Nie wszystkie kotki załapały o co chodzi z jedzeniem z butelki. Były malutkie jak szczurki, ale ich wola życia była ogromna. Jeśli nie widzieliście małych kociąt, które próbują ssać butelkę chociaż nie potrafią, które krzyczą głośno, że są głodne to powiem Wam, że widok jest bezcenny. I nie wiem, naprawdę nie wiem, jak można utopić kotki. One już po urodzeniu zaczynają miauczeć, wić się, szukać sutka i zaciskać łapki. Nie wiem, naprawdę nie wiem jak można walczyć o prawo do życia nienarodzonego, krzyczeć pod sejmem i modlić się pięć razy dziennie, a potem wrzucać żyjące już koty do wiaderka z wodą. Albo mówić, że aborcja to zło, zło, zło, ale krzywdzenie żywych zwierząt jest normalne. Ja jestem nienormalna. Ja uważam, że często wolę zwierzęta od ludzi...
Po dwóch dniach dostałam telefon, że dwa kotki nie przeżyły.
Strata była okropna. Kiedy walczy się o kocięta, karmi je i ogrzewa, ich strata boli mimo, że żyły krótko.
Miałam spieprzony cały dzień i drżałam o resztę kociąt.
Został nam rudy i szary kociak.
Wydawały się być silniejsze i mocniejsze. Karmienie, termoforek z wodą, masowanie brzuszków... Wszystko, żeby było dobrze.
Nie udało się. Po tygodniu został jeden kociak. Ten, który urodził się ostatni i który wydawał się nam najsłabszy. Zwykły, mały burasek, który podbił nasze serce.
I o ile wcześniej zastanawiałyśmy się, komu oddamy kotki, teraz z góry wiadome było, że nikomu  nie oddamy szarego kota.
Szaraczek jest regularnie karmiony, masowany, dopieszczany i doglądany.
Z naszych obliczeń wynika, że dzieciaki Kiary były wcześniakami. Może przez tą zranioną łapę, może o prostu same z siebie. Na pewno nie pomogło też to, że Kiara nie mogła ich sama karmić.
Teraz trzymamy kciuki, żeby Precel (od pierwszego dnia w preclowatej pozycji) przeżył.
Ma śliczne rysy kociej twarzyczki, rośnie jak zwariowany, wisi pół dnia przy cycu, wygląda jak mała kluska. Oczu jeszcze nie otworzył, czekamy na tę chwilę z niecierpliwością.
Kiara karmi już sama.
Mamy nadzieję, że jednego synka wykarmi.








































Nasz "synek" :) śpi na oparciu kanapy.
Transport przespał, u weterynarza pomarudził, w domu poszalał i przespał całą noc.
Nie chciał wejść do łóżka, nie budził się, nie łaził po mieszkaniu.
Wie, do czego służy kuweta, z pasją wysypuje z niej żwirek.
Jest bezbłędnie rozkoszny i mega słodki.
Figluje, je, śpi.
My jesteśmy wyspani, zadowolenie i kompletnie zakochani.
Wygląda jak puszysta zabawka, nie płacze, nie trzeba mu dawać cycka ani przewijać. Je sam, sam się myje, a kupę sam zakopuje w żwirku. Jeszcze trochę i nauczy się ją pakować w worek i wyrzucać do śmieci ^^. Mnie nie boli żadna część ciała, nie mam baby bluesa ani sześciotygodniowego celibatu.
Tak.
Właśnie o takim dziecku marzyłam ;)

PS "Teraz ludzie pewnie powiedzą - patrz, powaleni, zamiast se dziecko zrobić to kota kupili, pff" - mówi Mateusz, a ja wywracam oczami za każdym razem kiedy ktoś zachodzi w ciążę, myśląc: "Nie ma co robić tylko dzieci rodzić, pff" ;)

























































Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b