Przejdź do głównej zawartości

kwiecień

Zdjęłam światełka z regału. Mimo tak pieczołowicie naklejanych specjalnych tejpów, wszystko się poodklejało. Ostatecznie uznałam, że zima i tak się skończyła, więc nie muszę mieć klimatu. Wystarczą kwieciste poduszki i światło wpadające przez okno dachowe. Za to ozdobiłam półkę w kilka pięknych książek, a książki te cieszą oko chyba najbardziej. Chociaż moje serie kryminałów i Harry Potter w nowiutkim etui też są cudowne. Te nowe książki to ponadczasowe powieści, przepięknie wydana klasyka w cudownych, zdobnych oprawach. Nigdy nie ciągnęło mnie do klasyki - choć kiedyś mówiłam sobie, że trzeba się rozwijać i próbować, ale te okładki mnie zaczarowały. Prezentują się genialnie i choć nie mam zamiaru zbierać wszystkich tomów, na pewno wzbogacę swoją biblioteczkę o kilka interesujących mnie tytułów.

Hiacynt z półki dla odmiany zdechł - muszę go wywalić, a kupionych w PEPCO bazylii i oregano nie "miałam jeszcze czasu" posadzić. Zdjęłam za to beżowe i szare jajeczka z kuchennych zazdrostek i świąteczny wianek (słabe te Święta, zanim wyprawiłam się na strych po ozdoby to już trzeba je było ściągać). Teraz wielkanocne zające i jajka leżą mi w gabinecie, bo przecież znów "nie ma czasu" ich wytargać. No, a w Pepco brakło przezroczystych pojemników. Możliwe, że sama osobiście je wykupiłam. A trwa u nas właśnie wymiana kolekcji zima na kolekcję wiosna - lato. Nie wiem tylko, po co wyciągnęłam już te kuse sukienki i lniane kombinezony, skoro dalej chodzę w kurtce i czapce/opasce. Chyba żeby tylko drażniło oko. 



No dobra, udało się założyć nowe adidasy, na rowerze też już pojeździłam. Póki co najlepszy zakup tego roku; może oprócz leżanki z Ikei. Ogólnie to te pojawiające się pączki na drzewach i wysyp stokrotek na trawników zdecydowanie poprawiają nastrój i ładują baterie, podobnie jak to, że więcej czasu spędza się na zewnątrz. Ciepło zachęca też do porządków i przemeblowań w pokoju. Zwłaszcza takich, które powiększają przestrzeń, dają więcej światła i eksponują pięknie regał z książki, gdzie tomiska pysznią się ułożone kolorami, a prym dalej wiedzie nowiutka błyszcząca seria. 

Kwiecień, nawet mimo tych deszczów, a często i chłodów generalnie oddzielił listopadogrudzień od reszty świata i już weszłam w całkiem innym portal. To tak, jak nasz kot, kiedy otworzy się ściągane schodki od strychu, a jego oczy powiększają się do rozmiarów spodków. Ostatnio pokusił się nawet o wspięcie po drabinie na górę, tak, że musieliśmy go ratować, a potem znosić na dół (jak zawsze był atak paniki jak te wszystkie ściągane przez strażaków koty i poszły w ruch pazury). Z kolej podczas porządków koło domu, M. widział jak rozbiegują się na cztery strony świata trzy małe myszki. Ale dobra. Jeszcze by się skaleczył albo zatruł ^^. Jestem nadopiekuńczą i przewrażliwioną kocią mamuśką; dobrze że nie ma kociego przedszkola, by bym robiła dymy o złą temperaturę, za mało czasu na powietrzu albo puszczała koty chore - niech inni też znają wszystkie choroby tego świata ^^. Każde złe zachowanie mogłabym zwalić na delikatną kocią psychikę i poszukiwanie kociej tożsamości i narzekać na nieelastyczność placówek oświatowych ;D. Fajnie. Może przemyślę, by przeforsować jakiś taki projekt. Ale to nie, że narzekam na moich uczniów (w szkole jest troszkę inaczej jeśli chodzi o te sprawy poglądowo wychowawcze rodziców, zresztą - przecież wiadoma sprawa, że ja nawijam żeby nawijać, śmieję, żeby pośmiać, a kotów do żadnego przedszkola nie posyłam, ani nie jestem ich mamą, hello - ja po prostu piszę w formie FELIETONU, to taki trochę pisany stand up; trzeba brać przez pół i generalnie czytać dla pośmiania, a nie dla analizy "Aha. Posyła. Kota. Do przedszkola") - po pierwsze odliczam do majówki, po drugie - moje dzieci wiedzą, że na razie zawieszamy przytulanie, bo chciałabym pochodzić cały miesiąc do pracy, po drugie - dziewczynki z mojej klasy odprowadzają mnie do samochodu, więc robią mi dzień za każdym razem, nawet w poniedziałki).


Jak można powiesić na strychu najgrubszą kurtkę świata, a wyjąć lekkie pastelowe szaliczki to już jest wejście w inny level. Stąd już bardzo blisko do sukienek, płaskich butów bez grubych skarpetek, a potem do szortów i lata. 


Jeśli jest coś, co mi poprawia humor, kiedy po drodze do ortodonty psuje się samochód, to są to pierogi z pieca ze szpinakiem, kawa przed południem i świadomość, że jutro piątek, a potem dziewięć wolnych dni. Dziewięć <3. 

Jak narazie zaczęłam od spania (te moje kociaki ostatnio mnie budzą po kilka razy w nocy, a to spadając z krzesła albo szalejąc po schodach), słuchania audiobooków, spacerów i chillu przy Netflixie. 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p