Przejdź do głównej zawartości

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu. 

I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu. 


Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada.

Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup".

Lol.

Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą nam zapalać, i takie tam, pierdółki. Zakładam śniegowce, bo nie mam w ładnych butów, ale śniegowce były w huk drogie, więc w sumie są ładne; auto ubieram w plandekę (już podarłam), koty chodzą bez ubranek, nawet i po polu. Z tym, że ich spacery wyglądają tak, że Blue chce wychodzić i nawet skacze już przez śnieg jak lisek polarny, a Ruby wychodzi, ponieważ płacze za nami i muszę się po nią wracać... Ale jako że jest kotką pozbawioną tkanki tłuszczowej i masy, najczęściej kończy się tak, że zawijam ją w swój szalik i chodzę z nią przy szyi. Jak ostatnio ubierałam się do pracy i wzięłam szalik, zwiewała, ile sił w tych małych łapkach. Pewnie się bała, że człowieki ją wezmą te na śniegi. Jutro z kolei jedzie na zastrzyk wyjątkowo w czwartek, nie w piątek, więc może nie zanotowała tego w swoim organizerze i nie będzie nam uciekała jak zawsze (bo skąd inaczej kot wie, że jedzie do weta i tylko wtedy nam ucieka, skoro na ogół raczej nie chowa się przed nami pod narożnik?).

Aha - kupiłam niedawno pierwszy krem z cyklu "30+". Uznałam, że skoro w marcu skończę 33 lata, najwyższa pora. Chyba i tak nie zmieni to faktu, że na urodziny planuję zamarzyć o kolejnych książkach Pottera (ale halo, anglojęzycznych, anglojęzycznych). Ale nie szłam w całkiem przeciwmzmarszczkowe, tylko taki, który daje efekt wypoczętych oczu "jak po ośmiu godzinach snu". Tylko, że w niedzielę, jak królewna wstała wpół do jedenastej, poddałam w zwątpienie zasadność używania takiego kremu, po którym wygląda się jak po ośmiu godzinach snu, skoro się spało prawie dziesięć... 

Zaś jutro i pojutrze czeka mnie mały dramat. Do pracy mam na później, a i tak muszę jechać na ósmą, żeby zawieźć M. do pracy. Bo wczoraj był mój trefny dzień, kiedy auto mi się *********** niemalże na środku drogi. Poziom mojej tolerancji na auta psujące się na środku drogi pomału się kończy, zaczynam się wewnętrznie buntować na auta rocznik poniżej '05 i zaczynam sobie znowu afirmować:

Ammmm, fiat 500 stojący na trawce.

Ammmmmmmmm, fiat 500 w pełnym słońcu (wysmarowany kremem z filtrem).

Ammm, fiat 500 zimą - nakryty pierzynką, bo zima.


Ach, i rozbolał mnie ząb, a żaden ząb (pomijając te wszystkie sztuki, które odczuwają regularnie bądź mniej regularnie leczenie ortodontyczne) nie bolał mnie już od ponad dziesięciu lat. Generalnie wylądowałam na antybiotyku, nie jestem z tego powodu zachwycona, ale mam swoją dużą piłkę, piję gorącą miętę, czytam "Zaginioną dziewczynę" i oczekuję na długą kąpiel w wannie. A w lodówce pęcznieją sobie moje nasiona chia zalane mlekiem roślinnym, oczekujące na sorbet z mango i truskawek. Chlip!


***

Dobrze było pojechać na wakacje do Turcji, choćby po to, żeby w środku mroźnej i śnieżnej zimy znaleźć w balsamie do ust (dedykowanym na słońce i znamiona) ziarenka tureckiego piasku ;) Z bólem serca je przetarłam. Na szczęście w domu mamy przyjemne ciepełko mimo braku palenia w kominku, a szmateksowy sweterek z Bambim też dobrze grzeje, podobnie jak jedno kochające puchate ciałko, wtykające mi nos pod kołderkę, bo akurat w jedyne wolne popołudnie, mam atak migreny. Ciałko 180 cm+ głaskało mnie po główce, a ciałko pi razy oko 2.200 wykładało się rozkosznie w swoim gniazdku z kocyków w transporterku. Jutro w tym kuferku pojedziesz na piku, piku, ha, mała małpko, niewdzięczna, kocórko wyrodna Ty...

Poza tym mój poziom szczęścia jest dość wysoki, mimo tej migreny, która mnie poharatała. Mam na ścianie ładny kalendarz z egzotycznym widokiem i wodą w ładnym odcieniu turkusu, wygrałam w konkursie Harrego Pottera - wprawdzie nie z wiedzy, ale w loterii i nie wyjazd do Londynu, a lalkę (hm), znaczy figurkę Hermiony, ale dobra. Coś wygrałam. I uznano moją reklamację w empiku. Pod choinkę dostałam ósmy cud świata - anglojęzyczne wydanie Harrego Pottera III w pięknej oprawie (patrz: co Little Miss M. chce dostać na urodziny). Niestety choć oprawa twarda, to jakaś wyjątkowo delikatna, bo produkt przyszedł uszkodzony. Reklamacja trochę trwała, formularze, zdjęcia, maile, ale ostatecznie uznano wadę i teraz czekam na nowy produkt (*dostałam, na razie nie mam czasu wziąć jej w łapę, ale jedno jest pewne - nie wezmę jej ani do fryzjera w sobotę, ani do pracy czy wherever - NIGDY!).


I czekam na ferie. Teraz jest sporo papierologii, którą dziobię siedząc na piłce (wymusza prawidłową postawę - serio; po to ją kupiłam, chyba nie dla ćwiczeń 65+ albo 1+1=3+...), potem trochę konferencji, ale pod koniec stycznia czeka mnie niczym nie zmącony spokój i dwa tygodnie wolności. Zazwyczaj na tę okoliczność kupowałam obraz do malowania po numerach, ale teraz kark mówi "spacery i ruch", poza tym nie mam tyle ścian w domu, żeby wszędzie wieszać obrazki. Wystarczy, że dziś pastwiliśmy się nad zegarem bez tarczy. 

1. Kto wymyśla zegary bez tarczy? 

2. Kto CHCE MIEĆ w domu zegar bez tarczy? 

3. Kto chce mieć taki zegar w domu i dlatego go wiesza, podczas gdy druga połówka siedzi tyłkiem na macie z kolcami, z plastrem przeciwmigrenowym na łbie i karku i ciągnie wodę z fioletowo - miętowego bidonu, żeby uzupełnić płyny...





PS Pif - paf! Covid mąci mi zawsze umysł (ten był wyjątkowo długi, już zaczęłam podejrzewać, że mam zalążki Alzheimera), to migrena (don't know why) zazwyczaj poprawia mi ukrwienie i pyk - dobrze mi się pisze; nawet bardzo dobrze. Zobaczymy tylko za dwa dni jak już post będzie fruwał w netach, czy nie ma żadnych literówek i fundamentalnych błędów ^^.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b