Przejdź do głównej zawartości

Jeśli nie wiosna, to co?

Jeśli to nie wiosna, to co?


Od dawna nie noszę zimowej kurtki.

Miałam w domu dwa pająki* (młode kątniki) i dwa kryzysy z ich powodu. 

Zabieram koty na wycieraczkę, żeby jadły trawę. Gryzą, jedzą, opalają się (^^), wietrzą i ładnie wracają do domu gęsiego. Tylko czasami Blue wzywa Animalsów, że niby zostały pogwałcone jego prawa do wolności.

Dostałam miętowe łyżworolki.

Kilka razy nie ubrałam czapki.

Nie wiem gdzie są moje rękawiczki.



Jeśli to nie wiosna, to co? 

Nie czekam na ochłodzenie, bardzo mi wygodnie, kiedy nie trzeba rano drapać samochodu. 

Chciałabym więcej spacerować - ale po słońcu, a póki co słońce wychodzi, kiedy ja wyjść nie mogę. Albo bawimy się w chowanego. Ja odrywam się od kotletów (spoko, buraczanych ;)), wołam koty, a tu pyk - słonka nie ma. 

Jadłam już rzodkiewki i twarożek ze szczypiorkiem, nabrałam chęci na smoothie i piłam kawę na zewnątrz (choć na stojąco). 

Ponieważ mamy mój ulubiony miesiąc MARZEC (nawet Apart mi wysłał kod na urodziny 🥳), czas wolny dzielę na wybieranie prezentów sobie i wybieranie prezentów dla M., bo oboje świętujemy. Wszyscy czworo nawet, ale jesteśmy wyrodni koci rodzice i nie kupujemy prezentów. Rubell wzięliśmy nawet na zastrzyk w jej dzień urodzin, więc słabo. 

Wróć - Ruby dostała mały kartonowy drapaczek, Blut pluszową zabawkę z kocimiętką. Oba prezenty bardzo się podobają i są bardzo dobrze użytkowane. Z drapaczka już się sypią wióry, zabawka już cała ośliniona.

Dzień Kobiet świętowaliśmy wyjazdowo - kawa, smoothie, zakupy i obiad; jestem bardziej niż szczęśliwa. A jeśli chodzi o urodzinowe i marcowe łupy to są to: Harry Potter cz I. MinaLimy (mam już wszystkie 3 ^^), białozłote kolczyki (maluteńkie serduszka z diamentem; to taki typowy dyskretny luksus. Wielkość jak główka od szpilki, cena jak białe złoto z diamentem), wyżej wspomniane rolki (mam nadzieję, że WIOSNĄ nikt nie będzie świadkiem, jak kaleczę jazdę) i kilka łupów ciuchowych: czerwona sukienka, parę bluzek i T-shirtów, wzorzysta sukienka i granatowy sweter. W sumie to dawno się tak nie obłowiłam, jakby się nad tym głębiej zastanowić ;).


Jeśli nie wiosna, to co?

Na przednówku, w marcu, wirusy fruwają i latają. I tak samo dopadł mnie, jak i młodszą właścicielkę  puli naszych genów z wysp, którą miałam wreszcie okazję poznać (bo że wytulić to chyba nie do końca - zgrywa niedostępną jak wszystkie z naszej rodziny), ale mam nadzieję, że obie szybko dojdziemy do siebie i będziemy jadły więcej niż kisiel i ryż... 

Wirus numer dwa też mnie atakuje i zajmuje mi narządy głosowe, ale daję mu w łeb inhalacją i RenoPurenem, mam nadzieję, że to ostatnie dni w najgrubszym swetrze świata z kapturem.

I wypraszam sobie poranny śnieg i powrót do rękawiczek.



* Trzy. Ale tego ostatniego nie widziały na szczęście moje oczy. Team Ruby & Mąż się nimi zajęli. Mała wypatrzyła i zagoniła pod drapak, M. wyniósł za drzwi (oczywiście, że nie, bo by wrócił z całą rodziną! Zabił kapciem!).


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b