Przejdź do głównej zawartości

piekło - niebo

Blue boi się, że coś wyjdzie z pralki i go zje, a to tylko moje miętowe, łatwo brudzące się trampki, z których spieram zacieki po zostawieniu ich na noc na zewnętrznym parapecie tłuką się po bębnie, udając, że to rollercoaster. Możliwe, że syn mój koci obawia się też nie zgonu, a ponownej kąpieli, bo to właśnie dziś został zabrany pod prysznic i wypucowany z góry na dół aloesowym szamponem. Wczoraj tak samo pucowałam moją miętówkę, aż uzyskałam akceptowalny błysk lattementy. Ale bez aloesowego szamponu ;).

Ruby płacze, bo chce jeść. Rozdziawia bezzębna gębę i wygląda trochę jak pisklę, trochę jak origami do zabawy w piekło - niebo. Przedtem próbowała mi walnąć klocka koło tipi w salonie, bo zczaiła się, że ukradkiem podajemy Blue Shebe, a jej tylko antyalergiczne monokarmy w formie pasztetu bez apetycznego sosiku. Tak, jej kocia psychika sprowadza się do rozładowania swojej frustracji poprzez oddawanie stolca za zasłona, tudzież obok tipi. Ostatnio nabrała fajnego gęstego futra, mordkę ma jak panda, a oczka jak dwa topazy. Podczas upałów to miała albo fazę gastro, kiedy jadła bez opamiętania albo głodówkę, więc czułam się jakbym miała w domu anorektyczkę i prosiłam ją o każdy kolejny kęsik. 

Mężu mój wyprawił się do pracy, a ja siedzę na schodku przed domem i grzeje w słońcu bąbel po komarze na kolanie i wielką opryszczkę na górnej wardze. Już mnie złapało na delikatny brązik, bo od jakiegoś czasu nie smaruje się 50tką. Kotów nie wzięłam ze sobą, bo przez te nasze wypadziki dostały jakichś robali z trawy, więc zakaz wypasania kotów na podwórku. A tak chciałam zadbać o ich dobrobyt, rozwój psychofizyczny i odpowiedni poziom witaminy D czy tam C, bo ponoć jakoś ją syntetyzują i zlizują.

Wycisnęłam soki z jabłek i pomarańczy, a teraz czytam książkę o wyciskaniu oliwy z oliwek. Jak skończę fazę włosko - jedzeniową to biorę się za thrillery medyczne Cooka. Pozostanę jednak dalej w fazie jeżdżenia po restauracjach i jedzenia włoskich potraw. Może nawet moim włoskim autkiem. Czekam aż internety przyślą mi miętowy organizer, żerny zrobić w nim objazdowa listę żarcia na wynos. Czekam też na turkusowy klips do Pandory i łańcuszek zabezpieczający i jasnoniebieską narzutkę z Vinted.

Ponoć mówiłam, że zbieram na ekspres? 

Ale Pandory były na promce, a ja odkąd kupiłam auto i autko - charmsa plus bransoletkę wężykową, nie noszę jej bo nie jestem w stanie jej ubrać bez gubienia autka. Powiadam Wam, ten kto wynalazł Pandore, powinien dostać Nobla. Jak przyjdą moje nowe zabawki, to wartość bransoletki przekroczy parę stówek. Czy to jest normalne? 

Dziś przyjedzie do mnie psiapsi i może ja jednak będę jak inne kobiety? Z koleżankami, spotkaniami, ładnymi pazurkami i kobiecym sposobem bycia? Ostatnie znaki na niebie i ziemi na to wskazują. Pazury już długie, ładne, ja chodzę po sklepach z bielizną, przeczytałam (z bólem) romansidło i pojechałam już dwa razy na babski wypad z mamą i siostrą. 

Na jesień mam już piżamkę i skarpetki z dyniami, kubek - muchomora z pokrywką, ledowe grzybki i zapas Sinupretów.

Tak witamy wrzesień, a wszystko to w asyście nowego roku szkolnego, zakupu naklejek na rolce z TEMU i pierwszego podciągania noskiem ;))

Wczoraj maszerowałam jeszcze w różowych trampkach, a na paznokciach strzeliłam sobie marchewkowy kolorek, ale coś czuję, że faza na botki ze sztucznym futerkiem i kraciaste poncho noszone po szkole, nadejdzie szybciej niż później.

Adios! 


PS Moja nauka francuskiego szła mi tak pięknie, że aż poprawiałam cudze błędy na sołszial midijach, niestety któryś tam nawrót bakteriozy w sierpniu zgasił mój zapał, a potem zaczęło się chodzenie do pracy i wycinanie listków na dekoracje. No cóż, pozostaje mieć nadzieję, że w jesienne wieczory wyciągnę kajecik i zacznę od nowa ;) 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n