Mojej kotce stwardniały łapki.
Jednego dnia była małym słodkim kociakiem z mięciutkimi poduszeczkami, drugiego była już kotką, która wychodzi z domu wieczorem i szlaja się Bóg wie gdzie.
Jednego dnia miauczała cichutko, rozkosznie zwinięta w kłębek, drugiego warczała jak ktoś zbliżał się do jej miski.
Jak zwykle ten skok nastąpił za szybko i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wszyscy poniekąd dorastają jak Simba - przez jedno machnięcie głową z małego lwa zmieniają się w dorosłego z bujną grzywą i poważnym rykiem.
W przypadku Kiary zamiast ryku jest syk i wark, kiedy ktoś wchodzi do kuchni, gdzie kotka je mięso.
Jedynie na mnie nie warczy, nawet kiedy do niej podchodzę i ostatnio rodzinka prawie ogłuszyła mnie salwą śmiechu, kiedy skwitowałam to słowami: "Przecież wie, że i tak jej nie zabiorę".
Mam nowy kolor włosów. Miał być bardziej jasny niż ciemny i raczej iść w ciemne blondy niż brązy, ale gdybym miała Wam go opisać, określiłabym go mianem deserowej czekolady z chilli.
I to nie tylko dlatego, że cierpię na syndrom odstawienia gorzkiej czekolady ;P.
Włosy mam zdecydowanie ciemniejsze, twarz zdecydowanie bardziej bladą.
Gdzieniegdzie błyskają rudawe refleksy, które jak dla mnie są raczej ogniste niż rude, ale to mi się nawet podoba.
Chyba odrobinę spoważniałam, bo wyglądam trochę ostrzej dzięki ostrzejszym rysom i ostrzejszej barwie.
Wyglądam inaczej, ale jestem zadowolona z koloru i z tego, że doda mi trochę charakterności.
Moja przyjaciółka ma nową nerkę. W dniu przeszczepu chodziłam cała nabuzowana i nawet do łazienki chodziłam z telefonem. Kiedy dostałam smsa, że już po operacji i że dzielna pacjentka wysikała trzy litry płynu, ze szczęścia zaczęłam tańczyć po salonie tak żywiołowo, że nadepnęłam kotu na łapkę.
Więc w sumie może to i dobrze, że te łapki jej stwardniały... ;)
Jednego dnia była małym słodkim kociakiem z mięciutkimi poduszeczkami, drugiego była już kotką, która wychodzi z domu wieczorem i szlaja się Bóg wie gdzie.
Jednego dnia miauczała cichutko, rozkosznie zwinięta w kłębek, drugiego warczała jak ktoś zbliżał się do jej miski.
Jak zwykle ten skok nastąpił za szybko i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wszyscy poniekąd dorastają jak Simba - przez jedno machnięcie głową z małego lwa zmieniają się w dorosłego z bujną grzywą i poważnym rykiem.
W przypadku Kiary zamiast ryku jest syk i wark, kiedy ktoś wchodzi do kuchni, gdzie kotka je mięso.
Jedynie na mnie nie warczy, nawet kiedy do niej podchodzę i ostatnio rodzinka prawie ogłuszyła mnie salwą śmiechu, kiedy skwitowałam to słowami: "Przecież wie, że i tak jej nie zabiorę".
Mam nowy kolor włosów. Miał być bardziej jasny niż ciemny i raczej iść w ciemne blondy niż brązy, ale gdybym miała Wam go opisać, określiłabym go mianem deserowej czekolady z chilli.
I to nie tylko dlatego, że cierpię na syndrom odstawienia gorzkiej czekolady ;P.
Włosy mam zdecydowanie ciemniejsze, twarz zdecydowanie bardziej bladą.
Gdzieniegdzie błyskają rudawe refleksy, które jak dla mnie są raczej ogniste niż rude, ale to mi się nawet podoba.
Chyba odrobinę spoważniałam, bo wyglądam trochę ostrzej dzięki ostrzejszym rysom i ostrzejszej barwie.
Wyglądam inaczej, ale jestem zadowolona z koloru i z tego, że doda mi trochę charakterności.
Moja przyjaciółka ma nową nerkę. W dniu przeszczepu chodziłam cała nabuzowana i nawet do łazienki chodziłam z telefonem. Kiedy dostałam smsa, że już po operacji i że dzielna pacjentka wysikała trzy litry płynu, ze szczęścia zaczęłam tańczyć po salonie tak żywiołowo, że nadepnęłam kotu na łapkę.
Więc w sumie może to i dobrze, że te łapki jej stwardniały... ;)
![]() |
|
Komentarze
Prześlij komentarz