Przejdź do głównej zawartości

Nauczyłam się ^^

Nauczyłam się powstrzymywać lecące z nosa smarki siłą woli podczas biegania wkoło placu apelowego o szóstej rano.
Nauczyłam się jeść śniadanie przy równoczesnym przecieraniu kontaktów, parapetu i klamek ściereczkami nawilżającymi.
Nauczyłam się myć naczynia w umywalce i suszyć je w brodziku.
Nauczyłam się co to jest numer VIN i gdzie należy go szukać.
Nauczyłam się wrzucać ciuchy bardzo szybko i bardzo bezskładnie do tapczanu i szafy, nie myśląc o tym, że w zwykle sortowałam koszulki według koloru, a bluzy według poziomu miękkości.
Nauczyłam się iść zgrabnym krokiem przez długi korytarz z naręczem sałaty, rzodkiewek i oliwek i nie upuścić nic na podłogę.
Nauczyłam się podstawy prawnej legitymowania i zatrzymania.
Nauczyłam się myć kubki pastą do zębów i wodą z Listerinem przy pomocy płatka kosmetycznego.
Nauczyłam się głupich słów głupich piosenek podczas jazdy przez sześć godzin z czterema facetami.
Nauczyłam się trzymać gardę (*powiedzmy ^^), zadawać kopniaki i ciosy z wyskoku, obezwładniać i powalać (okej. Kłaść) na ziemię.
Nauczyłam się zasad przechowywania broni.
Nauczyłam się jeść na drugie śniadanie banana z białą bułką. Albo dwiema. Lub też trzema.
Nauczyłam się bezceremonialnie i bez zbędnych podniet mówić: „Zrób”, „Weź”, „Pokaż”, jak czegoś potrzebuję, siląc się jedynie na dodawanie „proszę” na końcu zdania.
Nauczyłam się wykonywać większość pozycji z jogi podczas spania w aucie, z nogami na suficie włącznie.
Nauczyłam się co to jest KSIP i SEWIK.
Nauczyłam się pisać wpisy na pół śpiąco/przy obrocie średnio siedmiu osób na godzinę, które wchodzą i wychodzą, pytają i żądają odpowiedzi (najczęstszą opcją jest: „Yhm”)/w przerwach między wkuwaniem przepisów prawnych/w nocy.
Nauczyłam się spać kilka godzin na dobę i w miarę dobrze funkcjonować*.

*ale dla zdrowia i bezpieczeństwa osób postronnych nauczyłam się też spać w ciągu dnia, żeby być bardziej spolegliwa i grzeczniejsza.
Przy czym zwrot  SPAĆ znaczy SPAĆ; nie leżeć, nie kimać, nie drzemać, tylko odlatywać w nicość i hibernować twardym mocnym snem, choć jest jasno i nie do końca cicho, a naturalny biorytm nakazuje wtedy działać, a nie zakopywać się pod kołdrą.

Nauczyłam się pastować skórzane czarne buty do głębokiego połysku, odpowiednio trzymając szczotkę i wykonując nią odpowiednio szybkie ruchy.
Nauczyłam się suszyć mokre skarpetki na drążku w szafie.
Nauczyłam się pisać smsy w telegraficznym skrócie – „Żyję”, „Kocham”, „Będę” zamiast układać zdania wielokrotnie złożone z dowcipem, ironią, mądrością życiową, pięcioma orzeczeniami i puentą.
Nauczyłam się biegać w ciężkich butach z plecakiem uderzającym równomiernie o pośladki (*dopóki nie wpadłam na pomysł poproszenia kolegi o skrócenie pasków).
Nauczyłam się co to jest kordon rozczłonkowany.
Nauczyłam się rozmawiać o męskich częściach ciała, stopniu spocenia (różnych części ciała) i różnych czynnościach (przy użyciu różnych częściach ciała).
Nauczyłam się cedzić ziele uczepu przez zęby, kiedy piję je bez kubka do zaparzania ziółek.
Nauczyłam się  co to jest wstrząs i nagłe zatrzymanie krążenia.
Nauczyłam się wykorzystywać ludzi (czyt. facetów) w celu osiągnięcia zamierzonego celu i efektu (zwłaszcza, gdy cel znajduje się na wysokości powyżej 2 metrów albo gdy w grę wchodzi PAJĄK).
Nauczyłam się jeść gorzką czekoladę bez najmniejszych wyrzutów sumienia.
Nauczyłam się przebierać w szatni z osobnikami płci przeciwnej i podchodzić do tego mniej więcej tak samo naturalnie jak do tego, że jabłka mają pestki.
Nauczyłam się malować rzęsy podczas mycia zębów.
Nauczyłam się zasypiać w ciągu minuty w łóżku, w aucie, w południe i na zajęciach.
Nauczyłam się robić X przewrotów w przód, w tył, w przód i w tył bez puszczenia pawia.
Nauczyłam się, że nieważne jak wygląda się w czapce do biegania (jak kosmita w sportowych butach i w czepku kąpielowym), skarpetkach frotte, kombinezonie do spania, bo grunt, żeby było ciepło i dobrze.
Nauczyłam się rozmawiać przez krótkofalówkę. I za drugim podejściem zdałam nawet łączność na piątkę ;].
Nauczyłam się 100 niekonwencjonalnych zastosowań dla chusteczek nawilżanych dla dzieci, zwłaszcza kiedy ściągam z siebie kask do boksu, który jest przesiąknięty potem miliona (głównie męskich) istnień lub kiedy muszę szybko doprowadzić baterię w łazience do stanu głębokiego połysku.
Nauczyłam się, że czasami lepiej położyć się spać o przyzwoitej porze po to, żeby coś umieć niż uczyć się lekceważąc potrzebę snu po to, by nie umieć nic.
Nauczyłam się biegać z rozwiązanymi sznurówkami. I wiązać je w biegu też.
Nauczyłam się, że ziemniakami i surówką jednak nie można się najeść i że po obiedzie należy wyciągnąć cięższą artylerię w postaci hummusa, bakalii, pasztecików ze szpinakiem i sałaty.
Nauczyłam się spać w bluzie. Rękawiczkach. I kapturze.
Nauczyłam się nie czytać do poduszki i przeżyć ;).
Nauczyłam się technik negocjacji („Jak nauczysz mnie postawy bokserskiej, oddam Ci mięso na stołówce”) i perswazji („Jak natychmiast nie ściszycie głosu, zakleję Wam usta taśmą!”).
Nauczyłam się czego dotyczy artykuł 190a KK i kiedy można użyć broni palnej.
Nauczyłam się że są rzeczy ważne i ważniejsze, ale najważniejsze jest zdecydowanie spanie.
Nauczyłam się przepijać większość posiłków gęstym sokiem marchewkowym, przegryzania większości śniadań gorzką czekoladą i spędzania większości przerw na jedzeniu owoców. Bo tak w ogóle nauczyłam się jeść. Dużo jeść. Naprawdę dużo jeść. A jeśli myślicie, że po zjedzeniu dużej ilości jedzenia mam w sobie na tyle przyzwoitości, żeby czuć się objedzona, to jesteście w błędzie ^^.
Nauczyłam się kroku defiladowego, meldowania i salutowania.
Nauczyłam się brać leki przeciwbólowe. Przeciwwirusowe. Przeciwgorączkowe.  I suplementować witaminy i mikroelementy. Przeginać z farmakologią też się nauczyłam, zwłaszcza w sezonie ostro przeziębieniowym i choróbsku mocno przewlekłym.
Nauczyłam się algorytmu przy zadławieniach i pierwszej pomocy.
Nauczyłam się, że kiedy trzeba przyswoić znaczną ilość suchych prawniczych faktów, fascynujące staje się wodzenie palcem po obrzeżach lampki, a pasja z jaką znudzony człek wpatruje się w drobinki kurzowego pyłu, które przylegają do opuszka jest niewspółmierna do tej z jaką powinna towarzyszyć czytaniu o wymuszeniu rozbójniczym.
Nauczyłam się robić ładne oczka na stołówce, żeby pani kucharka posypała mi ziemniaki koperkiem i dała więcej surówki (*a może to ta ślina kapiąca mi po brodzie i zbyt obszerne moro motywują ją do kopsnięcia mi większej porcyjki…).
Nauczyłam się robić masaż na nadwyrężone mięśnie barku i poznałam sześć nowych pozycji. Bezpieczną czterokończynową, zastaną, biodrowo - kolanową, półsiedzącą i przeciwwstrząsową ;].
Nauczyłam się patrzeć jednym okiem. Na zajęciach ze strzelania i popołudniami łypiąc spod byka na wszystkich tych, którzy mają czelność wchodzić do pokoju, kiedy śpię i zadawać mi pytania, kiedy nie trybię jak się nazywam.
Nauczyłam się, że można wstać o piątej rano i dobrze się czuć, że można odsypiać nieprzespane nocki w ciągu dnia i dobrze się czuć i że można iść późno spać i mimo to dobrze się czuć, ale…
Nauczyłam się też że zdecydowanie najgorszą porą jest trzecia nad ranem. I że ludzki organizm reaguje dreszczami i uciążliwym tępym uciskiem na czaszkę, gdy próbuje się go przełączyć na stan wzmożonej czujności o trzeciej w nocy, skoro na ogół jest to pora głębszego zagrzebywania się pod kołdrę i mruczenia do poduszki.
Nauczyłam się 34 znaków drogowych łącznie z ich oznaczeniami (A 1 – niebezpieczny zakręt w prawo, A 18a – uwaga zwierzęta gospodarskie…).
Nauczyłam się, jak szybko znaleźć właściwą salę w budynku, w którym jest tyle pododdziałów i sal, a zajęcia są tak porozsiewane i tak szybko się zmieniają, że aż tylko czekam aż schody zaczną się ruszać jak w Hogwarcie.
Nauczyłam się, że kiedy pracuje się w nocy, w ciszy, w samotności, uwagę przykuwają tak nic nie znaczące elementy życia jak dźwięk zasysanego powietrza w bidonie, szum automatu z batonikami i Red Bullem czy migotanie lamp.
Nauczyłam się jakie są przypadki użycia środków przymusu bezpośredniego.
Nauczyłam się, jak się szybko i efektownie sprzątać niepotrzebne klamoty tj. ciuchy i książki (*usuwać wszystko z pola widzenia w najłatwiejszy sposób – wrzucając do obiektów, które można zamknąć/zatrzasnąć/zakręcić) i jak w pięć minut ogarnąć podłogę i wszelkie dostępne powierzchnie przy pomocy mokrych chusteczek do sprzątania.
Nauczyłam się uczyć się. W nocy przy lampce, w zaciszu własnego łóżka, w pokoju, w którym jest kilka osób, na korytarzu przed zajęciami, na półśpiąco, na szybko.


Nauczyłam się tylu różnych rzeczy, ilu można nauczyć się tylko wtedy, kiedy jest się w nowym miejscu, z nowymi ludźmi w nieznanej sytuacji.
Bo w każdej nowej sytuacji uczymy się mnóstwa rzeczy.
Pożytecznych lub mniej, ważnych albo i nie, mądrych czy też niekoniecznie.
Grunt, żeby z każdej lekcji wyciągnąć wniosek, a do tych które wydają się absolutnie niepotrzebne podejść z dystansem ;].








Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b