Przejdź do głównej zawartości

45 niekonwencjonalnych sposobów na szybkie poczucie szczęścia ;)



Móc bezkarnie przysypiać na siedząco, a więc zacząć kiwać głową jak piesek z tylnej szyby samochodu już podczas wyjeżdżania za bramę koszar, po pół godziny drogi przyjąć pozycję „na zwiędniętego kwiatka” , zrobić poduszkę z szarej bluzy z kotem Simona i położyć głowę na kolanach współpasażera, kimać, udając że się go słucha i podtrzymywać rozmowę mrucząc elokwentne „yhm”, „ym” i „hm”.

Kupić na CPNie Colę, po jej wypiciu dalej być półprzytomnym i dalej spać.

Śpiewać piosenki, w których nie zna się słów.

Rozmawiać tonem znawcy o dzieciach jakby co najmniej miało się swoje.

Walnąć się bezceremonialnie i rozciągnąć jak długa na całą długość tylnego siedzenia, kiedy współpasażer wysiądzie. 

Poznać po ruchu w jaki samochód wchodzi w zakręt, że wjeżdża się do miasta niedaleko miejsca zamieszkania. Ucieszyć się z tego faktu, nawet jak przy tym zakręcie o mało nie zaliczyło się bliskiego spotkania z wycieraczką.

Ocknąć się tylko na tyle, żeby pod domem po omacku sprawdzić zawartość torebki, zapłacić kierowcy i wytargać torbę z bagażnika.

Udać, że jest się świadomym, o czym rozmawia się z kierowcą, kiedy umawia się z nami na powrót, chociaż wchodzi się już w fazę REM.

Wywalić bramkę z zawiasów przez mocne napieranie barkiem, bo nie zdołało się zarejestrować tego, że jest podparta kamieniem.

Wczołgać się do domu, czując jego zapach. Trzeba nie być w domu minimum dwa tygodnie, żeby to poczuć ;)

Wypić resztkę Coli, umyć zęby, zmyć oczy, wziąć prysznic w wannie, zachlapując pół łazienki. Nie przejąć się tym w ogóle.

Nie poślizgnąć się na płytkach.

Wyślizgnąć się z ręcznika, wślizgnąć się pod kołdrę.

Rozbudzić się w chłodzie pościeli.

Rozmruczeć do poduszki.

Spać przy uchylonym oknie.

Nie obudzić się w nocy.

Ani nad ranem.

Śnić fajne sny.

Obudzić się cztery minuty przed budzikiem w pełni usatysfakcjonowanym i wypoczętym.

Wstać zaraz po ósmej z energią i zapałem do działania.

Posiedzieć w piżamie na tarasie, grzejąc się w porannym słonku.

Na dzień dobry oznajmić rodzicom beznamiętnym tonem, że sforsowało się bramkę.

Poobserwować maliny na krzaku, psa kopiącego dołki pod płotem, swoje zniszczone skórki od paznokci.

Pojechać do fryzjera i dać się porozpieszczać masażem głowy, ładnym zapachem szamponu i faktem, że siedzi się i nic nie robi, a ludzie skaczą koło Ciebie jak baletnice w Jeziorze Łabędzim.

Poplotkować o odcieniach włosów, pochwalić weselne fryzury innych klientek i zastanowić się jak taki fikuśny koczek sprawowałby się w koszarach, podebacić o sukienkach na wesele i udawać, że na babskich sprawach zna się lepiej niż w rzeczywistości.

Kupić odżywkę do rzęs za horrendalną sumę, kupić nowy tusz do rzęs „bo tak”, kupić zestaw maszynek do golenia, bo mają fajny kolor.

Odwiedzić przyjaciółkę, która odziedziczyła mieszkanie po babci. Pośmiać się z falbaniastych poduszek, serwetek i obrazków. Pozazdrościć jej, że mieszka sama. Zsunąć trampki, rozłożyć się na fotelu jak u siebie, gawędzić o pierdołach.

Wyżreć jagodzianki, które generalnie przyniosło się, żeby nie przyjść z gołymi rękami i samodzielnie się obsłużyć, parząc sobie jaśminową herbatę.

Na obiad pójść na grilla do znajomych. Prawie nic nie zjeść.
 
Bawić się plastikową prostownicą, oglądać pluszowe nietoperze i małpki z wyłupiastymi oczami, głaskać króliki miniaturki, podziwiać błękitny lakier z brokatem na paznokciach dziewięciolatki w dziecięcym pokoju Małych Księżniczek.

Upomnieć się o drinka. Nie upominać o słomkę. Wypić napój na spółkę ze znajomym - nie fazować, nie spaść z ławki, nie zasnąć.

Bawić się chowanego, uważając żeby nie wpaść do szamba, nie wdepnąć w psią kupę i nie poślizgnąć się na ślimaku.

Strzelać z łuku z pluszowymi wstawkami w kolorze butelkowej zieleni i różu, dać sobie wymalować indiańskie znaki węglem na policzkach.

Jeść domowej roboty kawowego loda i oblizywać palce, po których ścieka.

Rysować obrazek z dwójką dzieci i dwójką dorosłych, tworząc niepowtarzalne dzieło z wielką tęczą, piorunami, chmurką, uśmiechniętym słonkiem i czerwonymi tulipanami, okraszonym przez osoby w przedziale wiekowym 25-34 l. niebanalnymi elementami, którymi lepiej się nie chwalić.


Powiedzieć koleżance, że zrobiła pyszny deser chociaż zjadło się z niego tylko pieczołowicie wyłowione maliny (strząsając z nich uprzednio bitą śmietanę i wydłubując pokruszoną bezę).

Zostać odprowadzonym do domu przez dziewczynki w wieku 6 i 9 lat, których bojowym zadaniem było wrócić samotnie do siebie parę domów dalej; odprowadzać je zalęknionym wzrokiem jak idą za rączkę chodnikiem.

Po prysznicu huśtać się na tarasie w hamaku chłonąc ciszę, ciemność i spokój. Nie zaplątać się w sznurki, nie rozluźnić haka, nie nabić sobie siniaków, nic nie zepsuć.

Pisać w piżamie do północy (Po co? Na co? Komu? Wiesz, że masz się uczyć do końcowych egzaminów? Wiesz, że miałaś mieć półroczny zakaz pisania? Wiesz, że i tak żeby coś wydać musisz mieć odgórną zgodę? Wiesz, że dla zdrowia i urody powinno się chodzić spać przed północą? Wiesz to i piszesz do nocy…?).

Zostać dłużej w łóżku. Przewrócić się milion razy, skotłować prześcieradło, chrupnąć kostkami. Nucić do ściany, śmiać się do sufitu.

Rano pić w hamaku herbatę, przysłuchiwać się rozmowie o wpływie światła na wzrost paprotki mamy i sąsiadki.

Popsioczyć, że trzeba wyjeżdżać z domu już o pierwszej w południe, w największy upał, w ostatni weekend lata.

Drogę powrotną spędzić chilloutując się w ciemnych okularach, z miną zblazowanej nastolatki i zsuniętymi roletami do samochodu z wizerunkiem Kopciuszka, bo kierujący ma trzyletnią córę.

Po powrocie w koszary poczuć się jak w domu, jak w domu przeparadować się korytarzem z miską mleka, odziana w piżamowe spodenki z Myszką Minnie z kapturem na mokrych włosach, bez makijażu, bez skrupułów, bez najmniejszych wyrzutów sumienia, że wygląda się niewyjściowo i mało reprezentacyjnie.



Zdać sobie sprawę, że większość ludzi nie załapie o co chodzi w małych rzeczach, krótkich chwilach, przelotnych momentach, bo nie doceniają tego, co można wyciągnąć z codzienności, żeby poczuć szczęście, nawet jeśli ktoś strzeli im tym szczęściem indiańską strzałą w czoło, wyrysuje krzykliwie kolorowymi mazakami na kartce papieru albo jak im to szczęście ścieknie po palcach ;)




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b