Syndrom odstawienia ;]

Odstawiłam rurki.
Leki, antybiotyk i płyny dezynfekujące też.
Zaczęłam używać łyżeczek do jedzenia.
O - i jeść też zaczęłam.
Buzi już nie mam jak chomik i przepełnia mnie niczym niekrępowana radość, że mogę gryźć.
Ludzi jeszcze nie zaczęłam ;)

Mam trochę wolnego, więc... Co ja to robię?
Wszystko.
Chodzę po koleżankach, huśtam kilkumiesięczniaki, odwiedzam dzieci w szkole, wychodzę kretyńsko na zdjęciach...
Kurde i weź tu zdobądź pisarską sławę i uznanie, skoro nie możesz się do ludzi pokazać na zdjęciach, bo co jedno to i gorsze i na jednym wygląda się jak pyza, a na drugim jak homo niewiadomo.
Koniec, nie będę się fotografować, nie ma opcji.
Jak mnie zobaczycie to tylko na żywo.
Albo pierdzielnę sobie selfie srelfie jak ostatnio po winie.
Na selfie każdy wychodzi ładnie.

Ja za to wrzucam linki do bloga, bo kto bogatemu zabroni.
Wrzucam też na luz i przestaję się przejmować głupotami. Cyckami, ludźmi, ściskaniem w trzewiach z frustracji. We właśnie takiej kolejności.
Przerzuciłam się już też na kombinezony do spania (zdjęcie sobie daruje, ale jestem pewna, że z miejsca byście padli ^^), zimowe buty, rękawiczki, czapkę i krem na mrozy, choć mrozy póki co całkiem nieduże.
I na czerwone kubki, zwłaszcza na kawę (*kofeina mi prawie nie szkodzi. Prawie), kluczyk i koniczynkę zamiast nieskończoności.
Do zimy jeszcze się psychicznie nie przyzwyczaiłam.
Chyba nie byłam na to gotowa.

W tym roku w ogóle na nic nie byłam gotowa.
Wiosnę przespałam, lato przegapiłam, jesieni nie zauważyłam, a zima mnie zaskoczyła.
Dobrze, że mam chociaż opony zimowe w nieswoim aucie, kurtkę z alarmem lawinowym, chociaż nart to ja na nogach nie miałam i UGGi, których miałam nie nosić, bo tu- tiu tiu - znowu jogurtki sojowe, a buty czysta skóra, ale ciul.
Kupiłam sobie szare podkolanówki ze wstążeczkami, szary pojemnik na pranie, szare prześcieradło i czarną parasolkę.
Zapachniłam sobie pokój odświeżaczem wersja a'la święta, bo nigdzie mięty i białej herbaty nie uświadczy, a do Rzeszowa po pachnące patyczki jechać nie będę.
Do Rzeszowa swoją drogą to się chcę wybrać za tydzień, bo mam wolne.
Chodzę wciąż namiętnie na zumbę, skaczę jak potłuczona, wybieram się na charytatywny maraton i w ogóle ogólnie to mnie nosi jeszcze bardziej niż zwykle.
Z tego wszystkiego to ostatnio mniej czytam, a odstawienie książek kończy się tym, że pisać mi się chce i palce mnie dziwnie świerzbią, więc pisać też piszę jak potłuczona, aż mi się wyszczerbił kubek, o.

Tak ładnie woalowałam wpisy, tak pokrętnie pisałam i tak kodowałam, że już mi się w oczach zrobiły małe pytajniczki zamiast źrenic, więc w końcu muszę pęc, pęknąć czy whatever ;].
Tyleee.
Do spania!












Komentarze

  1. Nie byłaś jedyną osobą, którą zaskoczyła zima!!!!
    Ponoć drogowcy się jej nie spodziewali...
    Znowu!!!!
    Jak co roku haha:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz