Koty, piesy, reszta świata ;)

Fiu, fiu ;)
Nie ma to jak pochwalić się weną twórczą, a potem częstować Was ciszą na blogu.
No ale wiadomo - standard.
Jak nie mam o czym pisać - piszę, jak jest o czym - ja milczę.
 
Pochwaliłam się, że taka jestem odporna to zachorowałam.
I to w sam raz na Święta, lądując w Wigilię na izbie przyjęć w szpitalu, bo schodząc z nocki w pracy byłam tak zachrypnięta, że praktycznie nie mówiłam.
To były więc dość małomówne Święta, ale całkiem miłe i bardzo spokojne.
I dużo jadłam, o.
Z amerykańskimi czekoladkami Hershey'sa włącznie.
No i wieczornymi kanapkami z gorzką czekoladą w pierwszy dzień Nowego Roku, kiedy wszyscy wymyślają sobie fit postanowienia i noworoczne cele ^^.

Poza tym Wigilię przespałam i nic nie robiłam, wstając jak królewna w sam raz na gotowe i kradnąc uszka z miski.
W pierwszy dzień świąt najpierw pisałam w łóżku w nowej flanelowej piżamce idealnej do chorowania, a potem bawiłam na imprezie u sześciolatki, która miała torta z Trollami. I nawet antybiotyk nie przeszkodził mi w wygłupach do "Hair up".
W drugi dzień miałam służbę i wcale mi to nie przeszkadzało, bo przynajmniej miałam jakąś odmianę.
W Sylwestra też pracowałam i też było całkiem w porządku, chociaż fajerwerków zbytnio nie widziałam i szampana nie piłam.

Pozostałe dni były nieco inne niż zwykle, bo ani nie zumbowałam, ani nie ćwiczyłam, ani nie sprzątałam w takim szale jak zwykle.
Jakieś rozmówki, odwiedzinki, herbatki, kolanowanie znajomych dzieciaczków.
Zimowe spacery, koty, piesy, kolorowanki.
Tak więc spokój, aż miło.
I odmiana też całkiem miła.

Tym miłym akcentem skończyły się Święta i znów wskoczyłam w swój kołowrotek.
Praca, odśnieżanie auta, brnięcie przez śnieg, sprzątanie, gotowanie i zumba.
Koty, piesy, reszta świata ;)































Komentarze