Przejdź do głównej zawartości

Woal

Dziś nie woaluję.
Ta daaam.
Zero metafor i podtekstów, zero domysłów, animizacji bieszczadzkich kotów, refleksji, lizania tematu, żeby go czasem nie ugryźć.
Bez ściemy i bez pitolenia.
Nie będzie "Ojoj, bo coś bym powiedziała, ale nie powiem" i będą tylko mało istotne albo nic nieznaczące pierdoły.
Bo wiecie, że jak zaczynam woalować to znaczy, że niekoniecznie chcę albo mogę coś pisać. Wiecie czy nie? ;P.
No to dziś odmiana.
Czyli pisanie na gorączce ;)
Szczere, szybkie, niewymagające myślenia i poprawek.

Jednak gorączka, migrena, zmęczenie albo senność wpływają na mnie wyjątkowo dobrze.
A krew z nosa - ooo - to dopiero świadczy o przebłysku geniuszu ;).
Zawsze jak mi słabną naczynka w nosie to dostaję weny twórczej.
Jednak mogłam kupić te ładne kredki, skoro taki mam polot twórczy. Pewnie musiałabym maźnąć jakieś dzieło sztuki upstrzone plamami w kilku odcieniach czerwieni, co by podkreślić wydźwięk i uczcić te kapilary, no ale.
Dobrze, że chociaż piszę wtedy z takim zacięciem i z takim zapałem, że och, ach. 
Piszę, szufladuję, piszę, szufladuję.
Cóż za konstruktywność ^^.
I ja nie oglądam telewizji, żeby nie tracić czasu, taaa?
To takie dziecinne i niezdrowe tak się podniecać, ale oj tam, artyści mogą.
Mogą się ekstytować, błaźnić, zachowywać nienormalnie.
Taki ich przywilej.
Nawet jak są samozwańczymi pisarzami, si?
I malarzami bez palety i 72 kredek ;)

Te zatoki to jednak ciekawa sprawa.
Niby głowa ciężka, ale ile smarków, tyle pomysłów.
Może i dobrze, że nie mam czasu, bo bym pewnie ani tyle z domu nie wyszła ;].
Mój ambitny plan niebrania antybiotyków dalej w toku, chociaż nie mam się chyba czym podniecać skoro mamy dopiero styczeń ^^.
Ambitnie dalej piję czystek (w bonusie z pokrzywą i skrzypem, bo włosy mi rosną bardzo, bardzo), wstaję w miarę wcześnie, żeby nie tracić dnia i w każdej wolnej chwili czytam (monotematycznie - policjantki, trupy, śledztwa, czasami kodeks).
Mniej ambitnie z ćwiczeniami, ale nadrobię jak będę lepiej trzymać głowę w pionie ;)
W pracy jak w pracy, w domu jak w domu, ja jak to ja, zima trzyma i jedyne co chwilę zmieniam to zdanie, bo poza tym już bez zmian.
Wolnego jak nie miałam tak nie mam, ale wiadomo, że teraz miauczę, że zmęczona, a na wolnym będę miauczeć, że sprzątam jeszcze więcej niż zwykle.
Staaandard ;P.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b