Przejdź do głównej zawartości

Roczek ;)

W dzień moich urodzin stuknął mi równocześnie rok w Policji.
Przez ten rok zdecydowanie więcej spałam w ciągu dnia (szkółka, nocki), częściej narzekałam, awansowałam na marudę, którą wiecznie boli głowa i pewnie już zdążyłam nabawić się wrzodów przez nieregularne posiłki, jedzenie w stresie i na zimno ;)
Przez rok wypiłam zdecydowanie więcej kawy niż w ciągu całego życia.
Antybiotyk brałam sześć razy, chorowałam niezliczoną ilość.
Miałam lekki kontuzje i nadwyrężenia (szkółka) każdej możliwej części ciała, przez oba nadgarstki po kolana i barki.
Do pracy muszę dojeżdżać, spędzam w niej całe dnie, mam okazję sprawdzić jak to jest pracować na nocki.
Nigdy nie wiem co przyniesie mi nowy dzień, im spokojniejszy mam ranek, tym ciekawsze popołudnie, widzę różne rzeczy i spotykam różnych ludzi, a czasem wracam z pracy grubo po ustalonej porze.
Zamieniłam dziennik na bloczki z mandatami, pisanie uwag na pisanie notatek służbowych, opierdzielanie za dłubanie w nosie na ganienie za przejazd na czerwonym świetle, a sukienki, tuniki i bluzki na ciężkie buty i mundur.
Pracę z dziećmi zamieniłam na pracę z facetami, ale do "moich" dzieciaków wciąż mam sentyment i ku mej radości z większością mam kontakt.
Na zimę miałam misję "Wysusz dzieci", kiedy spotykałam moją niemoją klasę na basenie i w ramach rozrywki (i uchronienia dzieci przed zawianiem) pomagałam im dosuszać łepetynki wysłuchując pytań o moją nową pracę, zapewnień o ich wielkiej tęsknocie i miłości (no do mnie, noo) i o to, czemu już nie uczę w szkole.
Miałam też akcję czytania dzieciom i spełniałam się pedagogicznie - literacko czytając w trzech klasach mimo swej nieidealnej dykcji "Szary domek" (polecam. Dzieciom przeczytałam dwa rozdziały, sama w łóżku całą książkę. Wzruszyłam się bardziej niż po jakiejkolwiek książce dla dorosłych).
Zdążyłam zaprzyjaźnić się z dwiema mamami, które dawniej znałam tylko z wywiadówek; z kilkoma z nich przeszłam na Ty.
Jedna jest specjalistką od raczenia mnie laurkami jej córć, które dzwonią do mnie w urodziny, robią mi kartki w kształcie munduru i mówią do mnie "ciociu" (miód na serce), z drugą umawiamy się na kawki, winka, pogaduszki.
Z dyrektorem i wicedyrektorką szkoły dalej mam kontakt i odwiedzam im czasem, sącząc herbatkę w gabinecie i rozmawiając o tym i owym, gawędzę też z woźną, konserwatorem i całą masą dzieci ze szkoły.
Dzieci ze szkoły spotykam na łyżwach, na mieście, na spacerze. Zawsze są uśmiechy, grzeczne "dzień dobry", czasem rozmowy, często uściski.

Mile wspominam swoje pięć minut jako nauczycielka, ale teraz mimo różnych dni też jestem zadowolona i wiecznie uśmiechnięta.
Nocki mnie kopią, kawa mnie kopie, dwunastki męczą, ale praca cieszy ;)
I tym optymistycznym akcentem zaczynam urlop i odbieranie nadgodzin ;P.
Co chyba cieszy mniej jeszcze bardziej.
Mmmm ;)






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b