Przejdź do głównej zawartości

Zwoje

Zastanawia mnie jeden fenomen.
I każdy komu o tym powiem dziwi się, czemu właściwie tak mnie to boli.
- Naprawdę się tym przejmujesz? Tyy, skoro dla ciebie tylko książki i pisanie? A może masz ból d***y, bo zawsze byłaś szarą myszką i nie miałaś powodzenia?

Nie. Mogę być myszką, mogę być kotem, mogę być nawet termoforem.
Ale tak.
Mam ból d**y.

Pewnie nikt mi na to nie odpowie, ale i tak będę to rozkminiać i wałkować.
Dlaczego faceci lecą na plastikowe dziewczyny?
Bo to ogólnie jest dla mnie ciut głębsze niż sam fakt lecenia na coś zrobionego.
Ta.
Wiem, wiem. Pytania zaczynające się od "dlaczego" są żałosne i w ogóle po co je zadawać. Najlepsze pytanie z tego cyklu to "dlaczego niebo jest niebieskie", bo odpowiedź na nie znajdziemy w książce o zjawiskach naturalnych i internetach, ale...
Zrobione dziewczyny.
No bo... Ja wszystko rozumiem. Że się podobają, że ładne, że wyglądają, że są, że mają, że fajnie, że inni zazdroszczą takiej dziewczyny, że mają takie wielkie oczy i takie proste włosy, że tyle tuszu na rzęsach i taki słodki dziubek, ale...
Ale.
Są plastikowe.
Więc może się zdarzyć, że nie są ładne. Że nie wyglądają. Że nie mają, że nie fajnie, że inni nie mają czego zazdrościć, a one nie mają wielkich oczu tylko dobry eyeliner, a dziubek może i mają duży, ale mózg to już nie bardzo.
Bo żeby nie generalizować. Można być ładnym naturalnie, można to lekko poprawić, można mocno poprawić i jeszcze mieć dobrze zwinięte zwoje, a można być tępą dzidą z lekką domieszką plastiku.
Tylko że...
Że to... (szepczę) przecież widać gołym okiem, prawda?
To nie wymaga sokolego wzroku czy bógwieczego.
To po prostu tak świeci i oddaje po uderzeniu, że naprawdę nie ma innej opcji, bo natura tam niewiele zdziałała.

I tu właśnie ten fenomen. Plastikowe wcale nie znaczy ładne.
Bo - ej, ja też umiem powiedzieć, które dziewczyny są ładne, mają ładną twarz albo figurę. To nie tak, że dziewczyny nie potrafią docenić urody innej dziewczyny. Potrafią. I to bardziej obiektywnie, bo nie chcą jej przelecieć.
Ale nie mówimy o ładnych tylko o plastikowych.
O tych co spływają tapetą, specyficznie się noszą, stroją, wypinają.
I efekt?
Ta daaa.
Czary.
Czary mary, kur**.
Takie dziewczyny są w oczach niektórych facetów "łał".
Im bardziej się pręży do zdjęcia tym bardziej łał.
Im większe ma usta tym głośniejsze to łał.
A jak pokaże cycki to już w ogóle szał łał, jakby te bez dziubków i błyszczyka nie miały już cycków.


I tak, tak. Makijaż dla ludzi, prostownica dla ludzi, puder dla ludzi, błyszczyk dla ludzi, fajny tyłek dla ludzi, selfie dla ludzi, nawet dziubek dla ludzi.
Tyle tylko, że mi - szarej, małej, myszokototermoforowej i innym mało widocznym, nudnym, przeciętnym, zwyczajnym, niezrobionym albo po prostu - normalnym, w miarę naturalnym, nie przesadzającym w żadną stronę dziewczynom przychodzi do głowy jedno. Każdego faceta, który leci na takie lale, który takie wyrywa, zalicza, lajkuje czy cokolwiek, z góry uznaje się za takiego, który... nie jest w typie dziewczyn, które lecą na facetów z ładnymi, fajnymi... zwojami w mózgu.
No i my - proste, zwyczajne dziewczyny lubimy powynaciągane męskie koszulki, nie boimy się rozmazać pod prysznicem i pokazać bez makijażu, uroczo wyglądamy rozczochrane po nocy i przede wszystkim - skoro same nie jesteśmy zrobione i nie składamy się w 90% z tworzywa sztucznego to nie będziemy leciały na wygląd, powierzchowność, auto, kasę, bo lecimy na to, co owy facet ma w głowie. W głowie.

Tyle.
Już mnie mniej boli.
I plus dziesięć do zajebistości dla facetów, którym podobają się do bólu zwyczajne dziewczyny. Nawet jeśli te nie mają stu osiemnastu lajków, za to którym ładnie z rozpierdzielem na głowie i w za dużej męskiej koszulce ;).




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b