Przejdź do głównej zawartości

Czary mary, znów koszary

Zawsze jak zrobię długą przerwę w pisaniu mam potem problem z wyodrębnieniem tematu na wpis, bo wszystko jest nieaktualne ;)
Nieaktualne jest więc, że siedzę w domu, bo pyknęła mi wycieczka w koszary.
Nieaktualne są ćwiczenia i bieganie z tarczami w upał, bo ani nie ma upałów ani ćwiczeń ani tarcz.
Jest praca jak praca, niby ta sama, ale inna, bo inne miasto, inni ludzie, inne zadania.
Nie ma ocen i zaliczeń, bo to nie szkoła, a praktyki, więc cudownie, bo nie ma stresów i spiny.
Jest biała pościel, wąskie łóżko, stołówka na którą nie chodzę, łączone pokoje i pokój socjalny z lodówką.

Póki co wszyscy psioczą, ja jestem przezadowolona.
Sama nie wiem co mi się tak tu podoba.
Może więcej czasu wolnego, brak neta i zmiana.
Po pracy istne bailando, leżenie do góry brzuchem i łączenie kropek, labirynty, ewentualnie książka.
Zaopatrzyłam się nawet w ołówki i kredki, choć zaraz gdy to zrobiłam, zrobiło się mniej czasu.
Porządki są o tyle o ile, bo nie mam odkurzacza i produktów czyszczących, a placówki typu koszary ze sztuczną wykładziną podłogową  mają to do siebie, że koty mnożą się na potęgę, więc najlepiej nauczyć się z nimi żyć albo łapać je w papier. No, ewentualnie zmiatać zmiotką na kolanach. Albo wycierać mokrymi chusteczkami co drugi dzień.
Albo się wyprowadzić ;) O.
Temat koszar uważam za zamknięty, ponoć powinnam streszczać wpisy to streszczam.
Tyyle mam pomysłów na wpisy, książki, bestsellery, że tylko czekać aż się zmotywuję i... zacznę ^^.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b