tekturowe choinki

Tekturowe i sznurkowe choinki zeszły ze sceny, ta największa - zielona i ciężka od ozdób została wywieziona do rodziców na strych, a po świętach została jedynie ochota na popołudniowy sernik do kawy i nowe ciepłe piżamy. Dokładnie tak, jak chciałam.

Święta też spędziłam tak jak chciałam, w domu, w gronie rodzinnym, odpoczywając i mając dużo czasu dla siebie i bliskich.
I teraz znów będę odpoczywać i smakować wolny czas wśród poduszek, snucia się między jednym przepisem kulinarnym, a drugim, a dyżurami w pracy - żeby nie było za słodko ;).

Śnieg przyszedł, ale po świętach. W styczniu dwa razy zaliczyliśmy stok narciarski (ja kupiłam sobie biały kask, mąż mój nową kurtkę), martwię się bardzo losem koali, mam ochotę ratować je tak samo jak tygrysy, ale póki co ratuję rysie. Strasznie mi szkoda cierpiących zwierząt, dla mnie mają one wartość taką samą jak człowiek, a każdy kto mówi "Przecież to tylko zwierzę" w moich oczach spada o schodek niżej w hierarchii ważności. Z tej samej przyczyny od paru tygodni walczymy o komfort życia starzejącego się psiaka, doglądamy go, czuwamy i pocieszamy (głównie obecnością i pluszowymi maskotkami). Uczennica powiedziała mi ostatnio piękne słowa: "Pies łamie serce tylko jeden raz. Kiedy jego serce przestaje już bić." I chętnie nakleiłabym je na czole każdemu człowiekowi. Bo kiedy mówię, że wolę zwierzęta niż ludzi (nie mając na myśli, że od rodziców czy bliskich wolę zwierzęta) to mam na myśli, że ludzie potrafią ranić, zdradzać, czy choćby obmawiać, podczas gdy zwierzęta nie mają takich odruchów i że to ludzie nie zasługują często na przypisywanie im Bóg wie jakich cech.

Jestem też proWOŚPowa, co roku daję im pieniądze i także w tę niedzielę biegłam z siostrą za dziewczynkami z puszką (choć słabo widziałam na oczy, bo mam problem ze spojówkami), a potem dumnie chodziłam z serduszkiem na piersi, żeby pokazać, że popieram akcję.
Rozpoczęłam właśnie ferie. Mam wolne od szkoły, więc wykorzystam ten czas na zakraplanie oczu i inne, już bardziej przyjemne sprawy. Przypominanie sobie filmowej sagi "Millenium", oglądanie "Suits", odwiedzanie koleżanek na kawkę i spędzanie całych dni w domu, czasem z siostrą, głównie z kotem.

Na zewnątrz prawie wiosna, czasem zastanawiam się, czy zamiast kozaków albo botków, nie powinnam założyć stopek i adidasów. Śniegu ani ani, mrozów też za bardzo nie ma.
Dlatego zmieniamy klimaty na bardziej zimowe. Takie pt. wyjazd na weekend. Jestem właśnie w trakcie pakowania, tak więc przemieszczam się między torbami (jakbym jechała na miesiąc, a nie trzy dni), składam w międzyczasie pranie, odhaczam kolejne rzeczy do spakowania na liście i upycham w torbie miękki szlafrok. Tu kapcie, tu strój kąpielowy, a tu gruba kurtka i śniegowce.
Dwa lata temu byliśmy w Krynicy na nartach, więc tym razem pasujemy z zimowymi szaleństwami i stawiamy na wodę. Ciepłą przyjemną wodę, spokojne lenistwo, bikini, booking.com i Białka. Tatrzańska. Plus może flat white w drodze, w nowych mięciutkich dżinsach i ładnej czarnej bluzie. Może nie jest to jakaś egzotyczna wyprawa, może nie pogłaszczę słonia i nie będę pić drinków z parasolką, ale nie byliśmy razem w Zakopanem, dniami wolnymi nie mamy co szastać, pieniędzmi "na swoje" też nie, więc trzy dni brzmią idealnie.

I tylko jak ja się rozstanę z moim kocim dzieciuszkiem, które od Świąt ma mnie na wyłączność? :(





Komentarze