Przejdź do głównej zawartości

rzodkiewki i szminka

Czy to już wiosna, skoro mam coraz większą ochotę na sałatę i rzodkiewki?
A do obiadowego burak burgera kupiłam pomidora, choć mąż mnie wyuczył, że w zimie się pomidorów nie je tylko zastępuje je keczupem? ;)
Czy to znak, że idzie ta bardziej zielona pora roku, skoro dziś pod oknami przez niemal całą sobotę słyszę krzyki bawiących się na zewnątrz dzieci? Bo okna mam otwarte i tylko brakuje, żebym wywietrzyła w nich miętową pościel (ale się boję, że Blue jakoś się prześlizgnie między nogami i wypadnie przez okno).

Trudno w to uwierzyć, bo w tym roku nie było za bardzo zimy - w każdym razie nie tak jak parę lat temu, że ciągnęła się od października do marca, nie tak że było specjalnie mroźnie i śnieżnie i nie tak jak być powinno.
Za to wczoraj, kiedy jechałam na integrację ze znajomymi z pracy, auto musiałam odśnieżyć, buty lekko zmoczyć, a całą drogę machać gorączkowo wycieraczkami i do rytmu RMFki pryskać szyby płynem do spryskiwaczy, żeby coś widzieć mimo padającego deszczu ze śniegiem.
Chyba nie ma co się więc podniecać, dać lutemu być lutym, a potem cieszyć się urodzinowym marcem i kwiatkami na Dzień Kobiet ;).

Nie wiem kiedy ucieka tak dzień za dniem, ale w całkiem przyjemnym rytmie te dni uciekają.
W tym roku, w przeciwieństwie do poprzedniego (randkowego zamiast podarunkowego) obeszliśmy Walentynki i kupiliśmy sobie prezenty - drobiazgi (patrz---> marcowe święta). Dostałam pakiet czterech książek, na które się śliniłam i pakiet na mizianie, który ucieszył bardziej niż wszystkie prezenty świata ;))). A teraz nie muszę wymuszać masażu aktami terroryzmu i podtykaniem stóp, tylko robię wymowną minkę i już stopy są w masowalni.
Byliśmy na imprezie, gdzie po raz pierwszy wylądowałam w dopasowanej, krótkiej sukience, w kinie na jakże romantycznym filmie "Psy 3", świętowaliśmy Dzień Pizzy - trochę po terminie i ja niechcący zamówiłam foccacie, ale jakoś to przeżyłam. Znów nie zjadłam ani jednego pączka w Pączkowe święto (smalec?), za to właściwie codziennie kupowałam sobie sernika do kawy. I ja byłam weganką prawie całe liceum, trochę studiów i trochę pracy, z dwoma miesiącami szkółki policyjnej (doprawdy bardzo mądrze) włącznie ^^???
Udało mi się nie poddać choróbsku, które polowało na mnie cały tydzień. Choć poprzedni weekend spędziłam w domu w ciepłym kombinezonie z książką i maseczką z glinki na buzi, z Vicksami i inhalatorem, w tygodniu też czułam się niezbyt, rozłożyło mi kompletnie moich rodziców, masa dzieci i masa nauczycieli była chora - wyszłam zwycięsko (jadąc na Neosine, witaminie C i herbacie z sokiem malinowym i cytryną plus codziennie wypijanym Actimelem i sokiem z pomarańczy wyciskanym na świeżo).
Kupiłam sobie dwie nowe szminki, dalej stonowane - jedna w ton delikatnego różu, druga ciut bardziej w nudziastą brzoskwinkę.

Zrobiłam sobie hybrydowe paznokcie, które trzymają się kupy. W ogóle to tarczycę póki co uregulowałam i nawet M. stwierdził, że nie wypadają mi już tak okrutnie włosy, bo odpływ się mniej zatyka i nie wyciąga z nich kłębowiska włosów xD. Byłam u fryzjera ogarnąć odrosty, podciąć końcówki i zrobić sobie mini zmianę falami.
Nasz psiak skończył 13 przygarniętych latek i z tej okazji dostał nową tonę pluszaków, a mi stuknęło 14 lat diety wegetariańskiej. Także same rocznice. A, jutro będzie dwa lata od oświadczyn. 2 lata!
Także lecę się szykować (dziś 30tka koleżanki) i pobawić z Blutkiem, żeby nie tęsknił.
Polecam przeczytać sobie wpisy z działu "Zero chłopów", "Będę starą panną", "Tylko nie ślub!" ;)

















































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b