Przejdź do głównej zawartości

polot

Zaczęłam od rana.
Jeszcze dobrze się nie obudziłam - bo wstać wstałam, z kołtunem na głowie i ciągle w piżamie. Tabletka na tarczycę dopiero rozpoczęła swoje półgodzinne tango w moim krwiobiegu.
Jeszcze nie zjadłam śniadania,
jeszcze się nie uczesałam,
jeszcze się nie rozgrzałam do życia,
a już sprzątałam.

I to z grubej rury, bo łazienka, prysznic, krany i śrubki.
Wszystkie mydła - te antybakteryjne i te zwykłe kremowe - ustawiły się na baczność.
Ręczniki zamarły w bezruchu.
Kurzowe koty pochowały się pod szafkę.
A masz! Złapałam dziady, jak uciekały pod umywalkę.
Krótka przerwa na płatki i już, znowu.
Tańce z miotłą, tańce z mopem.
Odgarnęłam włosy z czoła.
Poszłam do sklepu i wyszłam z niego, zataczając się pod ciężarem truskawek, fasolki szparagowej i świeżego chleba.
Załadować zmywarkę.
Ogarnąć szafkę z lekami.
Może by tak posprzątać ciuchy?
Szkoda, że pranie zrobiłam wczoraj...
O, pojemniczek z drobiazgami się przesypuje.
Zakupy runda druga.

I polotu pisarskiego dostałam.
Nagle moje wpisy tłoczące się w archiwum zaczęły wołać jeść i gorąco zapragnęłam je wypuścić dla świata.
Nagle moje niespełnione ambicje, książki zaczęły się rwać i prosić "Mnie! Dokończ mnie!".
Czytany "Harry Potter"(Czara Ognia) zatelepał radośnie stronnicami i rzucił we mnie zakładką.
- Czytajjj - zasyczał znajomy głos. - No czytajjjj.

Jeszcze zupa, jeszcze obiad, jeszcze earl grey i szybki wypad na ksero.
Może zrobię czekoladowe ciasto z truskawkami???
Włosy mi przeszkadzają, uplotę warkocz.
I zimno, trzeba zarzucić szarą obszerną bluzę.

Tak.
Wizja egzaminu majaczy nad moją głową.
Dlatego zawiązałam w pasie fartuszek, a na głowie chustkę i zmieniłam się w Little Miss Wifey Of The World.
I choć miętowy zmazywalny marker pali się do pracy, chociaż kartki przenoszę z miejsca na miejsce, a brzuchu chyba zalęgły się (miętowe albo czekoladowe) żaby, to mogłabym dziś góry przenosić, przewrócić mieszkanie do góry nogami albo napisać pięć powieści, byle by tylko odwlec ten moment, kiedy będę przysypiać nad notatkami ;))))

No nic. Obiad zjedzony, w domu wszystko już błyszczy i stoi na sztorc, a długopisy same się formują w szyk.
Idę pisać, czytać, wlewać wiedzę do głowy.
Zatrzymać polot w przedbiegach.

http://sierysuje.pl/pisanie-piorem-wiecznym/


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b