Przejdź do głównej zawartości

choinka

Szóstego grudnia w naszym mieszkanku stanęła Panna Ch. i od razu zrobiło się przytulniej.
Choć nie wiem, kiedy ostatni raz tak szybko ubrałam choinkę. 
Chyba jak miałam cztery lata.
Ale mimo, że o mało nie wykręciłam sobie palców podczas nawlekania cukierków i pewnie rachunek będzie wyższy, skoro światełka świecą się na okrągło, to i tak choinka wyjątkowo mnie w tym roku jara.
No i Bluśka też, bo trochę trąca bombki, czasem ściąga kokardki, ale już bezapelacyjnie kocha leżeć pod choinką. Wślizguje się pod nią za każdym razem, kiedy włączę świecidełka, choć i bez tego też waruje pod gałązkami.
Całkiem inaczej siedzi mi się w domu, odkąd go przystroiłam; jest klimat i cudownie mi się czyta wieczorem, przy migoczącej choince i włączonej lampce. 
A kradzione z gałązek cukierki smakują dwa razy lepiej (i nie tuczą!).

Grudzień popierdziela tak samo szybko jak wszystkie inne miesiące i ani się obejrzę, a już będzie nowy rok.
Kręcę się między zdalną edukacją, książkami, ozdobami świątecznymi i serialami, a ponieważ do Netflixa dołączyło też HBO GO, naprawdę jest mało rzeczy, które mogą mnie wywlec z domu. 
Ale matę wyjęłam zza regału z książkami. Gorąco wierzę w magię przysiadów. Nawet jeśli podczas ich robienia myśli się o produkcji pierniczków i o tym, jakie ciasto się zrobi na święta (u nas będzie to Kinder Bueno, sernika zamierzamy kupić). W spacery też wierzę, choć ostatnio zamiast parku częściej to drogeria albo paczkomaty.
Z seriali to obecnie tłuczemy "Zakazane imperium" (genialny), a ja w samotne, książkowo - wierszowe lub praniowo - zupowe popołudnia oglądam "Szukając Alaski" (tylko dla nazwy "Alaska", ogólnie nie porywa mnie, ale dla zabicia ciszy w domu jest ok), "Normalni ludzie" (jeśli w niepodejrzewanych o to serialach jest dużo miłości na "S" to w tym praktycznie takie sceny są noooon stop... Ale do pieczenia pierniczków i pakowania prezentów może być).

Prezenty mam już pokupowane (uwinęłam się chyba do połowy listopada i tak, zdecydowanie mam na tym punkcie fioła), pochowane w czeluściach szafy, biało czerwony sznurek do pakowania przygotowany, świece zapachowe, które mają tylko wyglądać (nienawidzę świec zapachowych, szczególnie tych słodkich), stoją na półce z książkami, a drzewko aż szeleści od cukierków.
Kalendarze na nowy rok też już mam, a organizer z Kotem Simona liczę znaleźć pod choinką, bo nie wyobrażam sobie bez niego życia.

Nie wyobrażam sobie też życia bez spokoju i ciszy i dlatego podczas ostatniej wycieczki autem z teściami - dostałam porcji endorfin z powodu muzyki raz, dostałam świątecznej głupawki podczas świątecznych hitów dwa.
"Last Christmas" jeszcze w radiu nie słyszałam, no ale ja słucham tylko jak jadę, także trochę ciężko tego dokonać, kiedy swoją kilkunastoosobową klasę mieści się w pokoju za drzwiami, więc odpada jazda do pracy.
Pewnie i z pewnością - bo na coś trzeba zwalić - to ta christmasowa nuta spowodowała, że jadąc z rodzicami po choinkę, oni wrócili bez choinki, a ja szłam wyszczerzona, gdy mój mąż taszczył dwie torby ubrań.
Chyba ta późniejsza migrena albo kilkudniowy atak zatok to była kara za grzech rozrzutności, bo to doprawdy nieprzyzwoite, żeby kupować dwie koszule (białą i miętową - obie po raz pierwszy w moim szafowym menu), marynarkę w pepitkę (no co, trzeba się ubierać ładnie i dawać odróżniać od dzieci, nawet jeśli siedzi się przy swoim biurku w domu), a potem, kiedy już myślałam "Ojoj, ale się obkupiłam", doprawiłam jeszcze zwiewną florystyczną sukienką (od teściowej), bordową bluzką i butelkowozielonym sweterkiem. I choć rzeczy są piękne, ładnie wykonane, a w sukience wyglądam bardzo dziewczęco - kolejne zakupy chcę już robić w sklepie budowlanym.

Nie wiem czy tegoroczne Święta będą białe - włączył mi się wisilizm - jak dla nas w tym roku może nie być zimy w ogóle, niech w lutym stanie się wiosna and let start the show. 
Ja chcę tylko wylegiwać się pod choinką, opychać bezpestkowymi mandarynkami i sernikiem z czekoladą, obejrzeć 'Kevina" i może jakąś disneyowską bajkę. 
Podnosić z podłogi gumki i pluszowe myszki przed spaniem, siedzieć z mężem więcej czasu razem, poodwiedzać rodziców i codziennie jeść barszcz z uszkami ;)))).
Wesołych Świąt!




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b