2020

Większość ludzi narzeka na 2020 rok, uważa go za najgorszy i z niecierpliwością czeka na '21.

A mi?

Mi też nie pasują do końca zmiany, jakie wprowadził, też ubolewam nad wyjazdami i uroczystościami rodzinnymi, ale udało mi się wyłuskać trochę pozytywów tego roku.

1. Na początku roku, na feriach zimowych w lutym, pojechaliśmy do Białki Tatrzańskiej, gdzie była piękna zima i to pewnie jeden z ostatnich takich wyluzowanych wyjazdów w obecnym czasie.

2. Miałam ostatnie urodziny z dwójką z przodu, a mój mąż miał 30. Niestety w skromnym, baaardzo skromnym rodzinnym gronie, z cichutkim "sto lat", ale za to z tortem Kinder Bueno, więc nie aż tak źle :)

3. Pożegnałam mojego kundelka, Pedra i tak - to pozytyw. Bo choć żal mi, że od nas odszedł, to cieszę się, że było to w momencie zdalnej pracy, kiedy mogłam być u niego codziennie, bo pracować można wszędzie, gdzie ma się latopa i wifi. Mogłam się nim opiekować, spędzić z nim czas i długo pożegnać - nie zachorował jak byłam na studiach czy co gorsza na szkole policyjnej czy w Warszawie, skąd ciężko byłoby mi wrócić. Spędziłam z nim wiele lat (trzynaście) plus ostatnie kilka byłam z nim bardzo często.

4. W 2020 r. była nasza pierwsza, najważniejsza rocznica ślubu. Pojechaliśmy na miłą wycieczkę do Przemyśla, zjadłam wymyślny wegański obiad w Cudach Wiankach, kupiłam sobie masę kosmetyków Ziai i miętową koronkową sukienkę na wesela (ha, ha).

5. Miałam udane, bo nudne wakacje. Z długim spaniem, bezstresowym lajtem, siedzeniem z kotem, ale i z brakiem pośpiechu, rozłożonym basenem, gorącymi kąpielami w wannie po zimnej wodzie z basenu i mrożoną kawą. Rok temu z jednej strony było wspaniale, bo byliśmy w słoneczno-greckiej Grecji, a potem w Pradze z Edem Sheeranem, ale dobijając się na koniec sesją ślubną na Słowacji byłam zmęczona, wychudzona tymi podróżami i marząca o odpoczynku, także czytanie książek w hamaku brzmiało tego lata bosko ;).

(*po Sylwestrowej nocy z koncertem Red Hotów na youtobie Bóg mi świadkiem, że o niczym tak nie marzymy jak o koncercie).

6.  W sierpniu moja mama dojrzała do tego, by przygarnąć nowe kudłate szczęście i - czy ja nie poświęciłam ani jednego wpisu Benjiemu?! 

7. Zakręciłam się na karuzeli czasu i wróciłam do szkoły, gdzie byłam przed przygodą na "P" jak policja, mam swoją klasę i uczę, łiii!

8. Wraz z nowymi obowiązkami zakupiliśmy drukarkę i małego notebuczka i nie wiem co bardziej mnie cieszy. Drukarki wcześniej nie miałam, więc jaram się tą wygodą, a laptop jest wygodny i zgrabny, co dla osoby która dużo pisze i codziennie pracuje przy komputerze to raj.

9. Zaczęłam pisać wiersze. Zaczęłam, bo zaczęłam, nie podejrzewałam siebie o pisanie wierszy, no ale nie podejrzewałam się o wiele innych rzeczy (np. o męża. A on siebie o kota. O.), a generalnie... Wiersze to gratka - pisze się jak chce, bez ograniczeń, metaforą, można sobie pozwolić na luz (kto by tam patrzył na wielką literę czy kropki), a ja choć kocham interpunkcję, to tak samo jak malarz jara się kleksem farby, ja jaram się zabawą słowem i układem. Więc jest fajnie. I zamyślam się częściej niż zwykle, mniej gotuję, więcej się szczerzę.

10. W tym roku na zwolnieniu lekarskim byłam dokładnie jeden dzień. I to jeden rozsądny dzień. Na ogół z takimi sprawami brałam vicksa i szłam do pracy, niestety w tych czasach, pracując z dziećmi, gorączka i kaszel wykluczają pójście do pracy. I tak, zmuszona byłam wziąć w jeden piątek zwolnienie, choć nie byłam zbyt szczęśliwa z tego powodu. No ale nie jest źle. Jeśli chodzi o choroby to izolowanie się w domu ma swoje pozytywy ;)


I choć nie chce mi się wierzyć, że tak od razu wszystko wskoczy na swoje miejsce, że znowu będziemy chodzić bez maseczek (na pewno nie na początku roku), podróżować, szkolić się i uczyć normalnie, to dla nas - dla mnie i dla mojego męża ten rok na pewno będzie dobry, a przynajmniej takie mamy plany i jedno zadanie do wykonania - żeby już kolejne lata spędzać na swoim ;)))






Komentarze