Przejdź do głównej zawartości

Czwarta

Co można robić o czwartej nad ranem?
Jeśli o pierwszej nie wybudzi nas ból gardła, który nie pozwoli zmrużyć oka, można spać.
A jeśli wybudzi, można kolejno:
- usilnie (i bezskutecznie) próbować się samodzielnie utulić do snu za pomocą siły woli,
- psioczyć w duchu na kotkę, która poszła spać do mojej siostry, chociaż to ja sprzątałam jej kuwetę, ratowałam przed kotem sąsiada, skacząc przez płot i pozwalałam kokosić się po mojej głowie podczas pierwszych nocy spędzonych w naszym domu,
- próbować zainstalować po ciemku LEDowe lampki,
- rozmawiać na fb ze znajomym z Florydy,
- słuchać w kółko"Czarnego bluesa o czwartej nad ranem",
- pisać bestseller, który bestsellerem jest tylko o czwartej nad ranem ;),
- myśleć,
- powstrzymywać się od myślenia, bo myśli o czwartej nad ranem nie należą do zbyt lekkich, mądrych ani przyjemnych,
- szukać przepisu na wegańskie naleśniki w necie,
- czuć ssanie w żołądku na myśl o jedzeniu,
- i ból migdałków...


Problem w czwartej nad ranem nie polega tylko na tym, że jest w zasadzie noc i że normalni ludzie o tej porze śpią.
I nie w tym, że boli gardło.
Problem polega na tym, że jest czwarta nad ranem i wszystko podpowiada, żeby zacząć smęcić, rozmyślać i wspominać.
A to błąd.
Tego nie robi się ani o czwartej ani w ogóle.
Dlatego zamiast wpadać w pułapkę czwartej nad ranem, piszę wpis, a że robię go po ciemku i na czuja, trwa to nieskończenie długo, więc dzięki temu ładnie i zgrabnie przechodzę na godzinę piątą, oddychając z ulgą, wyłączając "Czarnego bluesa" i układając się do snu.

Pozdrawiam Bezsenników i tych, którzy "lubią" obudzić się o czwartej nad ranem bez na pozór konkretnego powodu.
No i tych normalnych, przewracających się o tej porze na drugi bok też... ;].

http://swag333.pinger.pl/p/2


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b