Przejdź do głównej zawartości

Misja - kulki ;]

Oby więcej takich lekkich dni w pracy ;P.
Zaczęłam za kwadrans ósma, po dziesiątej byłam już po.
Koło jedenastej miałam już za sobą przemarznięcie do sfioletowienia ust, ogrzanie się herbatą u mamy w pracy, wybranie kasy z bankomatu i wpłacenie zaliczki na meble.
Jagodziankę i grahamkę z czarnuszką później, ocierałam brodę i szykowałam się do wyjazdu.
Na włóczęgę.
Tak jak to lubię ;]
Bo od czasu do czasu lubię urządzać sobie takie samotne wyjazdy "po coś".
Najczęściej po głupotę.
Bo nie jest ważne, po co jadę.
Ważna jest sama oprawa ;)
Droga, delektowanie się jazdą, otwarte szyby bez niczyjego marudzenia: "Zimnooo", "Przeeeeciąg".
Słuchanie muzyki.
Oddanie się rozmyślaniom.
Brak świadków, jak za późno zredukuję bieg albo jak mało zgrabnie zaparkuję autko... ;)
No i misja.
Czyli: stosik książek z biblioteki, wycofany z obiegu szampon, tysięczna szara bluzka czy coś tam innego.

Dziś wymyśliłam sobie akcję "Kulki".
Od rana chciałam upolować kolorowe kulki LED z Biedronki.
W moim mieście już ich nie było.
Pojechałam więc do Sanoka.
Z otwartymi szybami, muzyką i pustym siedzeniem pasażera ;].
Najpierw zaliczyłam Kaufland, gdzie zapełniłam wózek smoothiakami, nektarynkami, sokiem marchewkowym, orzeźwiającym żelem pod prysznic w ekonomicznej butelce i zdrowymi płatkami o wyglądzie paszy dla gryzonia ;).
Potem biblioteka i szukanie nieszczęsnych kulek, koniecznie beżowo - brązowych.
Pierwsza Biedronka - światła, szukanie miejsca na parkingu, buszowanie w koszach w poszukiwaniu kulek, pytanie ekspedientki, wyjście z pustymi rękoma.
Druga Biedronka - światła, szukanie miejsca na parkingu, znalezienie kulek, ale tylko białych, pytanie ekspedientki, wyjście z pustymi rękoma.
Trzecia Biedronka - bonusowo zostałam obtrąbiona przez niecierpliwego kierowcę, któremu chyba wydawało się, że powinnam wryć się na drogę zamiast cierpliwie czekać aż skończy się sznur jadących samochodów.
Czwarta Biedronka też świeciła pustkami w zakresie LEDowych kul. Poza tym bez zmian. O, jeszcze tylko jakiś młody tatuś z dzieckiem zmierzył mnie z góry na dół, tzn od pasa w dół bo morelowa bluza w sowę jest przecież mniej interesująca niż czarne legginsy...

Trzy godziny później wracałam do domu.
W korkach.
Z rozwaloną fryzurą.
Pustym żołądkiem.
Pełnym pęcherzem.
I pudełkiem z kulkami LED.
Białymi, bo białymi, ale kulkami ;).

PS Wieczorem zadzwoniła do mnie przyjaciółka mówiąc, że stoi w leskiej Biedronce z beżowo brązowymi kulkami w rękach i spytała czy dalej je chcę... ;). Chyba nie muszę mówić, co powiedziałam? ;]




http://charlizemystery.com/2013/04/design-cotton-ball-lights-with-9design/



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b