Przejdź do głównej zawartości

Ciężki ;]

Ten tydzień był dla odmiany ciężki.
Nie zły, nie smutny, nie frustrujący, tylko ciężki właśnie.
Jakoś tak wszystko ciężko mi przychodziło.
Niby wstawałam rano w dobrym humorze.
Niby wychodziłam do znajomych, rozmawiałam z przyjaciółkami.
Niby chodziłam do pracy, niby jakoś się kręciło.
A jednak.
Tydzień był ciężki i kropka.

Nadgarstek uspokoił się do tego stopnia, że od dwóch dni nie jadę już na Naproxenie, chociaż przy pisaniu i podstawowych manewrach ręką wciąż go czuję intensywniej niż bym chciała, a wiele czynności zapobiegawczo wykonuję lewą ręką (co sprawdza się średnio na jeża).
Moja przyjaciółka po przeszczepie czuje się świetnie (i świetnie wygląda, byłam, sprawdziłam, pooglądałam blizny, ślady i zdjęcia z operacji ;P) i teraz obie na przemian kursujemy do łazienki ;).
Mimo to od poniedziałku do piątku stres i pośpiech prześcigiwały się w robieniu mi na złość.
Nawet nie chce mi się wynaturzać, ale to jeden z gorszych tygodni w ciągu ostatniego czasu.
Na szczęście szybko się skończył, a dzięki zastępstwom i korepetycjom nie miałam czasu na myślenie.
A to jak wyglądała większość moich dni idealnie lustruje to zdjęcie:








Na pierwszym planie kotka.
Wiecznie nienażarta, niechętna pieszczotom, kiedy mam ochotę ją potarmosić, lubująca się w drapaniu mojej kanapy, na co przeważnie reaguję alergicznie ;).
Na drugim planie - książka.
Przez którą nie mogę przebrnąć.
To jest jakiś fenomen.
Jest taki czas, że trzaskam kilka książek pod rząd, nie wychodząc z fotela, bo tak wciąga mnie akcja.
A potem trafiam na książkę, która choć jest fajnie napisana i zabawna, wyraźnie mi nie wchodzi.
Na dalszym planie kolejno prostownica, ciężarki, buty do ćwiczeń.
(Udało mi się nie złapać przewalających się na fotelu fragmentów garderoby).

Odkąd się zafarbowałam, nie umiem chodzić w związanych włosach.
Jakoś tak... blado i słabo wyglądam ;).
W rozpuszczonych zdecydowanie mi lepiej.
A jak rozpuszczone - to proste.

Ciężarki, hula hop, buty - codziennie coś ćwiczę. Jak jest pogoda - biegam. Z psem i z odblaskami. Bez słuchawek ;P.
Biedny Pedro patrzy na mnie błagalnym wzrokiem, kiedy zaczynam szykować sportowe buty i obklejać się odblaskami.
Biedny Pedro nie może sobie wąchać wszystkiego co chce, bo tuptam nad nim, truchtając w miejscu jak niewyżyty króliczek Energizera.
Biedny Pedro wraca do domu z językiem na brodzie.
A ja? Ja jestem tak pobudzona, że przeskakuje przez kałuże i przez ogrodzenie, grając na nosie tacie, który założył domofon i nakazał nosić klucze do bramki.

Jak nie biegam to hulahopię albo tłukę się po macie.
Buty do zumby przyszły za duże i muszę je wymienić (czyt. Zalando - przymierzaj, oddawaj, kupuj od nowa ;P).
Ostatecznie zamówiłam o połowę tańsze buty taniec łamane przez fitness (jakoś Reebooki powyżej kostki do tańca są bez szału, a skoro kosztują ponad trzy stówy...), plus dodatkowo coś z underwear i coś, czego daaawno nie było. Czyli nowa bluza ;P

Trochę też w ostatnim okresie narzekałam popołudniami na dzieci, równocześnie w szkole ściskając je i mówiąc do nich: "skarby".
Trochę się izolowałam (np. bardzo podspasiło mi kolorowanie kalendarza z kotem Simona, struganie kredek i ołówków do tego stopnia, że można się było na nich skaleczyć i kreślenie przeterminowanych wykreślanek z czasów nudnych wykładów na studiach), przesiadując wieczorami w swoim pokoju i swoim towarzystwie.
I trochę odpoczywałam od ludzi, gadania, wychodzenia z domu.


Dziś już mam o wiele lepszy nastrój i podejrzewam, że mają w tym udział dwa źródła światła w pokoju, pusty słoik po gorzkiej czekoladzie do smarowania, zeżarta szarlotka (wchodzimy w szarlotkową fazę cyklu, jemy wielkie porcje ciasta na kolację, nie przejmujemy się wagą ^^) pogaduchy z J. i nowe ciuchy, które pewnie przyjdą w następnym tygodniu.
Tylko błagam, niech rozmiary się zgadzają... Wzięłam najmniejsze z najmniejszych - 35 z butów i XS z reszty. Problem w tym, że nie kupowałam nic z Kleina i Bencha (staram się jeszcze zachowywać normy przyzwoitości i nie fundować swojej szanownej samolubnej czteroliterowej aż tak drogich rzeczy), więc nie wiem, czy te marki też mają zaniżone rozmiarówki czy nie.

No a w przyszłym tygodniu znów zaczną się zajęcia z zumby, więc potańczę, spalę i napełnię się endorfinami, więc mam nadzieję, że od poniedziałku zacznie się cykl wpisów zatytułowanych przymiotnikami typu "Cudowny", "Rewelacyjny", "Zaskakujący" i "Genialny"
Miłego weekendu wszystkim.
I zero ciężkich dni ;)







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b