Co się zmieniło?
Zmieniło się wszystko ;]
Wstawałam zgodnie z naturalnym biorytmem jak byłam już na tyle wypoczęta, że leżenie w łóżku było wręcz boleśnie nudne - teraz wstaję skoro świt.
Budziłam się dopiero podczas ubierania, teraz ubieram się dopiero mocno obudzona, żeby dobrze zawiązać toporne buty i pozapinać wszystkie guziki.
Brałam spokojny prysznic, teraz cieszę się jak zdążę wymyć śpiochy z oczu.
Malowałam rzęsy, dopóki nie uznałam, że o tej porze mogę wydłubać sobie oko.
Przy śniadaniu wybrzydzałam i jadłam tylko to co lubię, teraz wystarcza mi sucha bułka.
Miałam czas na gorącą gorzką herbatę z cytryną, teraz piję lekko wystudzoną, z cukrem. Bez cytryny ;).
Czytałam codziennie inną książkę - dzisiaj nie pamiętam, kiedy przeczytałam choćby jedną stronę.
Płaciłam krocie za siłownię - teraz mam wycisk za free.
Nic się nie uczyłam, a nagle w wolnej chwili przeglądam zeszyty i piszę notatki.
Kolorowałam malowanki dla dorosłych, dziś odgrzebuję kolorowe markery i zakreślam kolejne paragrafy. Powiedzmy, że sprawiają tyle samo przyjemności co malowanie kwiatków na chabrowo... ^^
Było mi wiecznie gorąco i spałam w wychłodzonym pokoju, dziś opatulam się kołdrą, nakrywam kocem i żałuję, że nie dorzucają nam termoforów do pakietu.
Jadłam na obiad zupę z groszku i orkiszowy makaron z warzywami na parze, teraz oblizuję się na widok ziemniaków z marchewką.
Po pracy odpoczywałam, chilloutując się na łóżku, teraz ogarniam zadania domowe.
Pisałam do znudzenia, teraz nawet o tym nie myślę.
"Tęsknisz za domem? Pokojem? Łóżkiem? Kotem?" - pyta siostra. Mówię jej, że tęsknię za tym, żeby spędzić pół godziny pod prysznicem ;)
Codziennie sprawdzałam maila, dzisiaj robię to raz na tydzień.
Otaczałam się ładnymi rzeczami. Rzeczami drogimi. Rzeczami dobrej jakości. Dziś jest prostota w każdym calu. W każdym ;]
Rozpieszczałam się. Wygodnymi ubraniami przypominającymi drugą skórę. Pościelą, której gładkość była wręcz nienaturalna. Całą baterią kosmetyków pod prysznicem. Perfumą. Dziś doceniam bardzo prymitywne i przyziemne przyjemności i są nimi łazienka, łóżko, posiłek.
Często dzwoniłam do przyjaciółek. Dziś nie mam na to czasu ani siły.
Kręciłam się w stonowanej satynie, szukając sobie miejsca, teraz odpływam nie wiadomo kiedy w białej, skromnej bawełnie.
Śniłam co noc mnóstwo snów, dziś padam na poduszkę i nie śni mi się nic.
Prostowałam włosy, pastwiąc się nad pojedynczymi pasmami do znudzenia. Używałam odżywkę na włosy i drugą na końcówki. Czesałam je szczotką z włosia kilka razy w ciągu dnia. Dziś jestem z siebie dumna, że wciąż je codziennie myję.
Kontakt utrzymywałam tylko ze stałymi znajomymi. Teraz telefon zapycha mi się od wiadomości od nowo poznanych osób.
Nie jadłam nic co nie było zdrowe, eko, pełnoziarniste albo horrendalnie drogie. Teraz wsuwam pszenną kajzerkę bez mrugnięcia okiem i popijam ją kompotem.
Miałam problemy z cerą, teraz nawet pryszcze nie mają czasu wyskoczyć ;)
Układałam książki według gatunków i bluzy według kolorów, teraz latam z mopem i szukam pojedynczych kłaczków i kotów, żeby podłoga lśniła.
Często patrzyłam w lustro, dziś widzę swoje odbicie tylko jak myję zęby.
Szczerzę się jak dawniej.
Śmieję się często jak zawsze.
Z oczu nadal robią mi się szparki, pająków dalej się boję, mięsa wciąż mi się nie chce jeść...
Czy zmieniłam się ja?
Tego jeszcze nie powiem, bo nie wiem ;]
Nie zmiękłam.
Nie płakałam.
Nie tęskniłam.
Nie ogarniałam ;P. Jak to ja. Pewne rzeczy się nie zmieniają... ;)
Zmieniło się wszystko ;]
Wstawałam zgodnie z naturalnym biorytmem jak byłam już na tyle wypoczęta, że leżenie w łóżku było wręcz boleśnie nudne - teraz wstaję skoro świt.
Budziłam się dopiero podczas ubierania, teraz ubieram się dopiero mocno obudzona, żeby dobrze zawiązać toporne buty i pozapinać wszystkie guziki.
Brałam spokojny prysznic, teraz cieszę się jak zdążę wymyć śpiochy z oczu.
Malowałam rzęsy, dopóki nie uznałam, że o tej porze mogę wydłubać sobie oko.
Przy śniadaniu wybrzydzałam i jadłam tylko to co lubię, teraz wystarcza mi sucha bułka.
Miałam czas na gorącą gorzką herbatę z cytryną, teraz piję lekko wystudzoną, z cukrem. Bez cytryny ;).
Czytałam codziennie inną książkę - dzisiaj nie pamiętam, kiedy przeczytałam choćby jedną stronę.
Płaciłam krocie za siłownię - teraz mam wycisk za free.
Nic się nie uczyłam, a nagle w wolnej chwili przeglądam zeszyty i piszę notatki.
Kolorowałam malowanki dla dorosłych, dziś odgrzebuję kolorowe markery i zakreślam kolejne paragrafy. Powiedzmy, że sprawiają tyle samo przyjemności co malowanie kwiatków na chabrowo... ^^
Było mi wiecznie gorąco i spałam w wychłodzonym pokoju, dziś opatulam się kołdrą, nakrywam kocem i żałuję, że nie dorzucają nam termoforów do pakietu.
Jadłam na obiad zupę z groszku i orkiszowy makaron z warzywami na parze, teraz oblizuję się na widok ziemniaków z marchewką.
Po pracy odpoczywałam, chilloutując się na łóżku, teraz ogarniam zadania domowe.
Pisałam do znudzenia, teraz nawet o tym nie myślę.
"Tęsknisz za domem? Pokojem? Łóżkiem? Kotem?" - pyta siostra. Mówię jej, że tęsknię za tym, żeby spędzić pół godziny pod prysznicem ;)
Codziennie sprawdzałam maila, dzisiaj robię to raz na tydzień.
Otaczałam się ładnymi rzeczami. Rzeczami drogimi. Rzeczami dobrej jakości. Dziś jest prostota w każdym calu. W każdym ;]
Rozpieszczałam się. Wygodnymi ubraniami przypominającymi drugą skórę. Pościelą, której gładkość była wręcz nienaturalna. Całą baterią kosmetyków pod prysznicem. Perfumą. Dziś doceniam bardzo prymitywne i przyziemne przyjemności i są nimi łazienka, łóżko, posiłek.
Często dzwoniłam do przyjaciółek. Dziś nie mam na to czasu ani siły.
Kręciłam się w stonowanej satynie, szukając sobie miejsca, teraz odpływam nie wiadomo kiedy w białej, skromnej bawełnie.
Śniłam co noc mnóstwo snów, dziś padam na poduszkę i nie śni mi się nic.
Prostowałam włosy, pastwiąc się nad pojedynczymi pasmami do znudzenia. Używałam odżywkę na włosy i drugą na końcówki. Czesałam je szczotką z włosia kilka razy w ciągu dnia. Dziś jestem z siebie dumna, że wciąż je codziennie myję.
Kontakt utrzymywałam tylko ze stałymi znajomymi. Teraz telefon zapycha mi się od wiadomości od nowo poznanych osób.
Nie jadłam nic co nie było zdrowe, eko, pełnoziarniste albo horrendalnie drogie. Teraz wsuwam pszenną kajzerkę bez mrugnięcia okiem i popijam ją kompotem.
Miałam problemy z cerą, teraz nawet pryszcze nie mają czasu wyskoczyć ;)
Układałam książki według gatunków i bluzy według kolorów, teraz latam z mopem i szukam pojedynczych kłaczków i kotów, żeby podłoga lśniła.
Często patrzyłam w lustro, dziś widzę swoje odbicie tylko jak myję zęby.
Szczerzę się jak dawniej.
Śmieję się często jak zawsze.
Z oczu nadal robią mi się szparki, pająków dalej się boję, mięsa wciąż mi się nie chce jeść...
Czy zmieniłam się ja?
Tego jeszcze nie powiem, bo nie wiem ;]
Nie zmiękłam.
Nie płakałam.
Nie tęskniłam.
Nie ogarniałam ;P. Jak to ja. Pewne rzeczy się nie zmieniają... ;)
![]() |
|
Komentarze
Prześlij komentarz