Czego jest najwięcej? (czyt. Cnotliwie po raz trzeci)



Czego jest najwięcej?
Najwięcej jest biegania.
Bieganie zaczyna się od piątej rano i trwa do 23 w nocy.
Biega się rano po pokoju, żeby znaleźć termoaktywne getry, czapkę, rękawiczki i miętowe adidasy.
Biega się z łazienki do pokoju, żeby związać włosy, umyć zęby i zrobić porządek w pokoju.
Biegnie się na plac, po którym też się biega (ciesząc się rześkim porankiem i tym, że zaczyna się dzień od porannej gimnastyki. To nic, że o szóstej ;]).
Biega się, żeby przebrać się w mundur, biegnie się na apel, żeby się nie spóźnić.
Biegnie się na stołówkę, biegnie się na zajęcia…

Najwięcej jest rozbierania i ubierania.
Kurtkę zimową załóż, zapnij pas, ubierz identyfikator, ubierz czapkę, ściągnij kurtkę i czapkę, przepnij pas na bluzę, nie zgub czapki, wywieś identyfikator…
A potem?
Śmigaj po korytarzach, szukając sali.
Poruszaj się całym plutonem, czując się jak wielka gąsienica utworzona z morza ciał w mundurach.
Stój pół godziny w kolejce do stołówki.
Na śniadanie zjedz zwykłą kajzerkę (białe pieczywo, Jesus Christ!), dwie kromki suchawego grahama i przepij wszystko mega słodką (ale za to ciepłą) herbatą. Na stołówce skacz ze szczęścia, że jest kasza, bo możesz ją zjeść z surówkami, na co dzień skacz ze szczęścia, że są ziemniaki i surówki. Obiecaj sobie do końca życia nie jeść ziemniaków ^^.
Poprawiaj mankiety, kołnierzyki, pilnuj czy spodnie są wsadzone w buty, czy sznurówki są ładnie zasznurowane (za mocno  - będziesz mieć sznity na łydkach, za lekko – odciski). Innych też pilnuj, bo skoro jesteś roztrzepana, oni będą pilnować i Ciebie.
Uśmiechaj się do kolegów, ale tylko tak miło, żeby sobie "nie pomyśleli", a żeby dalej Cię rozpuszczali, nosili walizki i mieli do Ciebie słabość.
Miej lekcje od rana do południa, potem biegnij na obiad (wbij się między tłum, odepnij pas, przepnij pas, nie zgub czapki, znajdź miejsce na wieszaku, zapamiętaj numerek – codziennie jest miejsce na innym, więc pochwal swoją pamięć i zmysł orientacji), nastój się w kolejce, wyciągnij przybornik (sztućce) z kieszeni, zjedz na prędkości, gnaj po kurtkę, znajdź, odepnij pas, przypnij pas, znajdź czapkę, wyjdź przed stołówkę, znajdź swoich, ustaw się w szeregu, wyrównaj, ustaw, wyrównaj, pokryj, daj się pokryć, rozchyl stopy, popraw kurtkę, popraw czapkę, WYRÓWNAJ!
Na zajęciach pisz do odcisków na kciuku, stronę, dwie, piętnaście. Naucz się wszystkiego słowo w słowo na następny dzień, bo bania.
Nie nadążaj za slajdami, pisz skrótami, których potem nie odszyfrujesz.
Po korytarzu poruszaj się pewnie i twardo, żeby te metr pięćdziesiąt z haczkiem które masz emanowały siłą i twardością.
Po zajęciach oddychaj z ulgą, że Twoja głowa może odparować na chłodnym powietrzu.
Późnym popołudniem zdejmij buty z zatkanym nosem (dezodorant Scholla za dwie dychy, jassssne…), umyj się, przebierz w wyczochrane ukochane dresy, miętową koszulkę i kapcie.
Cierp na ból głowy (szybkie wstawanie, zmęczenie, ogrom wiedzy), brzucha (inna dieta, długie okresy głodówek, napychanie się na zaś) i senność.
Śpij w nocy jak niemowlę, bo padasz na twarz ze zmęczenia.
Zapomnij o spaniu w satynowej pościeli Home&You (ciesz się prostotą i bielą bawełny), o wcinaniu robionych na świeżo zup z brokuła, o sałatkach, o bananowych muffinkach, o czytaniu książek na łóżku, o pisaniu, o siłowni, o perfumie, o dokładnym malowaniu rzęs (o piątej grozi to wydłubaniem oka…).
Zapomnij o pisaniu smsów na zajęciach, o czytaniu thrillerów pod ławką.
Zapomnij o prostowaniu włosów, o dobieraniu majtek do koloru stanika, o kolczykach, łańcuszku, wygodnych butach.
Zapomnij o codziennej odżywce na włosy, o balsamie do ciała, o niciach do zębów.
Zapomnij o codziennym telefonie do mamy (chyba, że wyślesz jej smsa: „Żyję” jak sikasz).
Zapomnij o ploteczkach z koleżankami, o facebooku, o sprawdzaniu kto ma urodziny, żeby zadzwonić mu z życzeniami.

Po powrocie z zajęć zamiataj, myj podłogę i sprzątaj tak, żeby pokój „wyglądał tak, jakby nikt w nim nie mieszkał”.
Szukaj kotów na podłodze, pucuj baterię w łazience, dopieszczaj przestrzeń między koszem, a prysznicem.
Wieczorem przysypiaj nad notatkami.
Odrabiaj zadania domowe.
Łap pałę za pałą i udawaj, że po samych piątkach w szkole i po trzech latach stypendium naukowego to miła odmiana.
Ucz się do nocy.
W nocy nie zasypiaj ze zmęczenia.
Wstawaj rano, żeby się uczyć.
Miej wrażenie, że DALEJ nic nie umiesz.
Dostań pałę z prawa, po czym zdaj jako jedyna osoba w plutonie cały test sprawnościowy. 
Zyskaj przez to w oczach facetów.
Nie obrastaj w piórka, kiedy wszyscy wkoło chwalą Cię za siłę, upór, zaciętość i kiedy mówią: „Wow, Malutka – jesteś najlepsza!”.
Nie przeskocz przez ponadwu metrową ściankę, chociaż obiecywałaś sobie, że nie będziesz się poddawać.
Nabieraj do siebie dystansu, kiedy nazywają Cię „Największa” i równocześnie podnoszą Cię jedną ręką.
Rozbieraj się w samotni łazienki albo osobnej szatni tylko po pierwszym wf, potem nie trać czasu na głupoty.
Oddawaj na stołówce mięso kolegom, dostawaj od nich szarlotkę.
Napychaj się w pokoju waflami ryżowymi, bakaliami i gorzką czekoladą. Przegryzaj suszoną żurawiną ;]
Noś termoaktywną bieliznę na zaprawie. Na zajęciach. Na wf. W pokoju też noś, bo przecież jest Ci zimno.
Złap mimo to zapalenie pęcherza w drugim tygodniu szkółki, bo niby czemu by nie?
W nocy dostań gorączki i ataku bólu pleców, zaciskając zęby szukaj Ibuprofenu błądząc rękami po omacku, zawołaj chłopaka z dyżurki, żeby posmarował Ci plecy maści rozgrzewającą, nie patrz na jego minę, kiedy mało subtelnie zsuwasz z siebie mało subtelny szary kombinezon do spania i pokazujesz palcem, gdzie Cię boli.
Leż. Oddychaj. Gorączkuj. Wchłaniaj maść.
Następnego dnia cierp, zwijaj się z bólu, idź do lekarza i na L4.
Spędź dwa dni w pokoju.
Sama.
Próbuj się uczyć nie zasypiając nad notatkami.
Nie dzwoń do mamy, bo będzie się martwić, że jesteś chora.
Szczerz się z radości, kiedy po południu drzwi się nie zamykają i kiedy koledzy przynoszą Ci bułki ze stołówki, dają notatki i dotrzymują towarzystwa.
Miej cały pluton gotowy na każde Twoje skinięcie, żeby posmarować Cię rozgrzewającą maścią, po której czujesz jakby Twoje plecy płonęły.
Nie licz, ile osób ogląda Twoje plecy, a ile siada Ci na tyłku, żeby Cię dobrze rozmasować.
Dziękuj koleżance za wykupienie leków w aptece.
Zrób ze swojego pokoju mini aptekę z lekami wyłożonymi na szafce nocnej i unoszącej się w powietrzu mentolowej woni balsamu.
Śpiewaj pochwalne hymny, kiedy zaczyna Cię boleć tylko na tyle, że czujesz ból, a nie jest Ci już słabo.

Ciesz się tym, co teraz, bo jest dobrze, jest miło i sympatycznie.
Że ludzie są ludzcy, że chętnie pomagają i że czujesz się przy nich dobrze.
Że tak jak chciałaś – masz wyzwania, pośpiech, zmiany.
Może nie koniecznie chciałaś, żeby wszyscy rozpuszczali Cię bardziej niż jesteś rozpuszczona, ale to taki nieoczekiwany suplement, nie warto się nim podniecać… ;]



Komentarze