Przejdź do głównej zawartości

Jak cytrynę ;]

Żyję, oddycham.
Rodzice mnie nie rozstrzelali ;).
Uffff ;)
Po tych wszystkich przebojach, lękach o sześciolatki i chęciach zostawienia ich w pierwszej klasie bałam się, że większość rodziców będzie zła, że jeszcze ja chcę je bezdusznie opuścić.
Na szczęście przyjęli moje wytłumaczenie bardzo spokojnie i nie musiałam krzyczeć "Pomocy!!!" w pięciu językach ;)
Może to tylko ja tak panikowałam, "bo dzieci".
Może po prostu tak miało być.
Nawet dostałam rozgrzeszenie i gratulacje, więc kamień spadł mi z serca.

Teraz etap drugi - poinformować o tym dzieci.
Jak już wiedziałam, że będę z nimi tylko do czerwca, postanowiłam - okej. Nie dam im wejść na głowę, ale... przecież mogę im czasem pozwolić na więcej... ;P.
Na przytulanie bez wywracania oczu i bez odganiania ich do ławki ze świecącym w głowie neonem "REALIZUJ PROGRAM!"
Na przychodzenie do biurka.
Na wchodzenie do klasy na przerwie, kiedy mam dyżur.
Teraz, w ostatnim tygodniu zaszalałam już całkiem ;P.
Jak tylko mogę (a mogę, bo przecież póki co JA rządzę ;D) biorę dzieciarnię na dywan.
Czytamy, rozmawiamy, rozwijamy wyobraźnię, mówimy o krasnoludkach, magicznych pokojach, marzeniach i życzeniach do spełnienia, a potem leżymy i machamy nogami w powietrzu.
Jak któreś pojawi się za blisko mnie - sama przytulam. Bo niby czemu nie? ;]
Jak schodzimy po lekcjach do szatni - trzymam za ręce CO NAJMNIEJ dwójkę dzieci (nawet jeśli czasami mam pod pachą dziennik i torbę z książkami). Przecież od czego mam łokieć?
Jak coś tłumaczę to się nie denerwuję i nie spinam.
Mówię do nich praktycznie tylko per "Skarbie" i chwalę, chwalę, chwalę...
Nie krzyczę i nie popędzam. Noo... Prawie ;)
Wyciskam, wyciskam, wyciskam.
Jak cytrynę.
Daję im jak najwięcej siebie, samolubnie jak najwięcej biorę.
Ich ciepło, lepkie rączki na mojej szyi, łaskotanie włosami i szczerbate uśmiechy.
Dzisiaj o mało mnie nie przewróciły, tak ochoczo oplotły mnie za uda i jeszcze na dokładkę zaczęły gilgotać między żebrami, więc byłam o krok od zabicia się na ławce, ale dla ich radości - było warto dać się przygnieść ciężarem ich serdeczności ;).
A jutro? Jutro będziemy przytulać się jeszcze więcej.... ;)

Ależ mi będzie ich brakować, jak już zaczną mnie poniewierać na szkółce...
Jeszcze zatęsknię za tymi pytaniami "Ale co my właściwie robimy" pod koniec ćwiczenia, za gadaniem i robieniem szumu na lekcji, za niesłuchaniem i przeszkadzaniem w prowadzeniu zajęć ;P.
Jeszcze będę płakać za obolałym gardłem i chrypą ;D.
Oj, tak.

A wiecie co jest najlepsze?
To że mam swoje wspomnienia na blogu i wspomnienie siebie w główkach dzieci.
I że jak następnym razem pójdę do nich w mundurze to może będą zbyt zszokowane, żeby przeszkadzać i robić szum ;].
Oczywiście przy założeniu, że przeżyję szkółkę... Ale o tym - już innym razem :):):)


PS Dziś byłam pierwszy dzień w swoim nowym miejscu pracy. I po raz pierwszy na komendzie ;). Na hasło "nasza nowa policjantka" z większości pokoi wychyliły się głowy. Męskie głowy. Muszę mówić, że przywitanie miałam ciepłe? Teraz tylko muszę się przestawić, żebym nie daj Boże nie zaczęła im "skarbować" ani chwalić za zawiązanie bucików, bo pomyślą, że jestem zboczona. Zawodowo... ^^.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b