Przejdź do głównej zawartości

Dzień z życia bieszczadzkiego kota (czyt. kot w niewoli) ^^



Bieszczadzki kot jest doskonałym przykładem zwierzęcia niewpisującego się w żadne powszechnie obowiązujące kanony. 
Oprócz specyficznej dzikości i niecodziennego charakteru, gatunek ten charakteryzuje się nietypowym połączeniem wykluczających się na ogół cech. Chęć dominacji i tendencje do rządzenia kłócą się ze zdolnością podporządkowania się w grupie, zaś nieokiełzaność i spontaniczność równoważy chłodne i racjonalne działanie.
Wnikliwe badania i analiza indywidualnego przypadku wniosła wiele wartościowych spostrzeżeń do ogólnego zarysu charakterystyki tego gatunku.


Tym co napędza jedną z ostatnich żyjących w niewoli przedstawicielkę dzikiego bieszczadzkiego kota jest jej silny instynkt przetrwania. Samica tego gatunku ukierunkowana jest na przeżycie w warunkach silnie niesprzyjających, a także na zdobywanie umiejętności przydatnych do życia na wolności.
Tryb życia bieszczadzkiego kota ulega nieustannym przemianom na skutek zmian występujących w jego otoczeniu, jak również przez nieco wymuszone warunki bytu, jednakże dzięki elastyczności i łatwości w aklimatyzowaniu się w nowym miejscu, kot ten doskonale radzi sobie w obliczu wyzwania.
Bieszczadzki kot budzi się w godzinach wczesnoporannych, przeciągając się i wydobywając z siebie ciche, niemalże subtelne mruczenie, oznaczające gotowość do działania. Jest to faza zasadniczo małej aktywności kota, a także czas, kiedy zwierzę jest stosunkowo łagodne, potulne i skore do współpracy.
Kot każdy dzień zaczyna od porcji ruchu. Poranna przebieżka dodaje mu wigoru i energii, a dopływ świeżego powietrza sprawia, że w jego oczach pojawia się błysk zainteresowania. Ruch i wysiłek fizyczny pobudza także ślinianki i układ trawienny kota, toteż zaraz po przebieżce udaje się on na żer.
Dieta bieszczadzkiego kota dość mocno odbiega od standardowej diety dzikich kotów. Koty te na drodze ewolucji odrzuciły produkty zwierzęce, opierając swą dietę na substancjach pochodzenia roślinnego i pokarmach bogatoresztkowych. Szczęki bieszczadzkiego kota zostały przystosowane do intensywnego przeżuwania i gryzienia pokarmu, jednak ostre zęby są wciąż przygotowane do kąsania przeciwnika, który w jakikolwiek sposób próbuje zagrozić jego poczuciu niezależności i bezpieczeństwa. Z racji niskiej kaloryczności diety, zwierzę posila się często, spędzając znaczną część dnia na wcale niełatwym zdobywaniu wegańskiego pożywienia, spożywaniu go i trawieniu, co dość mocno podkręca jego metabolizm i pobudza apetyt.

Bieszczadzkie koty mimo ich niepozornego i na pozór niegroźnego wyglądu cechują się zręcznością i refleksem, a także skłonnościom do niezdrowego podniecenia, zwłaszcza gdy kot jest głodny lub zmęczony. 
Bywa, że nadmiernie pobudzony kot staje się agresywny. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy nałoży się na siebie kilka czynników, zarówno wewnętrznych (np. samopoczucie i ogólny stan zdrowia kota) jak i zewnętrznych (m.in. wpływ otoczenia, środowisko, negatywne bodźce napływające od innych zwierząt). Akt agresji poprzedza czujne zwężenie oczu przy równoczesnym rozszerzeniu się źrenic, zjeżanie się, a także lekkie warczenie przypominające przeciągły pomruk. 
W początkowej fazie można łatwo zapobiec wybuchowi złości umiejętnie uspokajając kota poprzez zaspokajanie jego naturalnych potrzeb, niestety niewłaściwe postępowanie lub natarczywość w działaniu przeważnie zostaje odebrane przez niego jako prowokacja i prawie zawsze kończy się jednym.
Atakiem. 

Atak bieszczadzkiego kota jest gwałtowny, nieoczekiwany i szybki, a sam kot działa w sposób nieposkromiony i nieprzewidywalny. Niewielkie wymiary i niska masa ciała zrekompensowane zostają gibkością, elastycznością i sprężystością, dzięki której koty są bardzo skoczne. Naturalne predyspozycje i cechująca bieszczadzkie koty odwaga sprawia, że są one niezwykle waleczne i - co gorsza - nieustępliwe.  Zęby dzikiego kota z Bieszczad są drobne, ale za to niebywale ostre, przez co kot potrafi dotkliwie kąsać, zostawiając liczne ślady i narażając przeciwnika na niekoniecznie widoczne, acz trudno gojące się rany. Niepokorność i przewrotność kota działa na jego korzyść, nie należy więc lekceważyć jego możliwości ani – tym bardziej - prowokować go do ataku.
 
W ciągu dnia bieszczadzki kot staje ospały i przytępiony. Brak działania osłabia jego czujność i powoduje senność, więc najedzony i zadowolony kot chętnie udaje się na sjestę trwającą średnio od jednej do dwóch godzin.
Po wypoczynku kot znów jest skory do zabawy i chętny do zaczepki. Błyska wtedy ślepiami, w których gołym okiem widać jego żywiołowy temperament i przewrotny charakter. Jest to pora, w której bieszczadzki kot jest nadaktywny i nader chętnie rozładowuje się zaczepiając osobniki innych gatunków, drocząc się z nimi oraz prowokując ich do zabawy. 

Usatysfakcjonowanego kota łatwo poznać po charakterystycznej iskrze w oczach i miękkości ruchów, zmęczony - wygląda na przygaszonego. Zadowolony kot przeciąga się, prężąc całe swoje ciało, natomiast zły mruży ślepia i zaciska mocno szczęki.
Ziewanie i mruczenie zwykle zwiastuje ochotę na sen. Śpiący kot potulnie udaje się na spoczynek, który trwa średnio 5-6 godzin.
Wypoczęty bieszczadzki kot łagodnieje, co nie oznacza wcale, że robi się uległy i grzeczny. Czułość i subtelność także nie są naturalne dla dzikich kotów i przeważnie oznaczają one problemy natury zdrowotnej lub są oznaką słabości. Bieszczadzkie koty nie są typem kotów, które leżą i wylizują łapki, robiąc koci grzbiet i przewracając się z boku na bok. Koty lubią zarówno biegać i wspinać się, jak też drapać i kąsać. Stworzenia te zdecydowanie preferują intensywniejsze atrakcje i mocniejsze doznania, chociaż miewają też momenty wyciszenia, podczas których robią się nieco bardziej finezyjne. Kiedy bieszczadzki kot zaczyna łasić się do innego zwierzęcia na ogół oznacza to że szuka sposobu na wytracenie swoich niespożytych pokładów energii (co jak wynika z obserwacji dzieje się najczęściej) lub też cierpi na brak bodźców (czytaj: najzwyczajniej w świecie się nudzi). Przywiązanie i zaufanie nie są mocnymi stronami bieszczadzkich kotów, co wcale nie oznacza, że oswojenie ich jest niemożliwe. Choć zdecydowanie jest to trudne przedsięwzięcie.
Bieszczadzkie koty są uczulone na zbyt dużą dawkę emocji łamane przez subtelności i reagują alergicznie na próby ograniczania ich wolności lub wszelkie formy nacisku. Upajając się swoją niezależnością ewidentnie dają do zrozumienia, że nie podoba im się jakakolwiek próba sterowania ich życiem lub wpłynięcia na ich decyzje.
Presja wywierana na dzikie koty powoduje, że stają się one zdystansowane, niezaangażowane i nieufne.
Stworzenia te nie znoszą kiedy traktuje się je jak zwierzątko domowe lub co gorsza - jak maskotkę.
Nie lubią zagłaskiwania, a zamiast wysublimowanych czułości - wolą zdecydowany repertuar określonych i konkretnych zachowań.
Drażni je czyjaś nieustępliwość, irytuje skłonność do przesady, męczy nadgorliwość.
Najbardziej cenią sobie bezpośredniość, śmiałość i otwartość.
Twardość i mocny charakter także są mile widziane.


Choć bieszczadzkie koty nie należą do zwierząt łatwych w obsłudze, a ich enigmatyczność i hart ducha bywają mylnie odbierane jako cechy trudne w pożyciu, istoty te mają swój nieoparty urok i bezpretensjonalny wdzięk, będący połączeniem nieokrzesania, zagadkowości i buntu. 
Jak też powszechnie wiadomo każde zwierzę (w tym również bieszczadzkiego kota) można podejść i istnieje na to kilka niezawodnych i sprawdzonych sposobów, jednakże z racji rzadkiego występowania prawdziwych bieszczadzkich kotów lepiej będzie zostawić je owiane nutką tajemniczości, a fakt ich spotkania lub możliwość obcowania z nimi niech stanie się zaskakującą przygodą tudzież drogą okraszoną wyzwaniami i szczyptą ryzyka.






Komentarze

  1. Gdy mamy kota to faktycznie dość istotne jest to, aby go dobrze wychować. Jak dla mnie spodobał się wpis o kotach w https://naszepokoje24.pl/niewlasciwe-zachowanie-kota-z-czego-wynika-i-co-mozna-z-nim-zrobic/ i jestem zdania, iż na pewno wielu z nas także tak twierdzi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b