Przejdź do głównej zawartości

listopad

Jednak jest we mnie jakaś podświadoma złośliwość.
Jak ta u rzeczy martwych - że suszarki się psują, a lampki w samochodzie palą.
Sprzątam i układam jak szalona od trzech dni, odkąd mój mąż pedant, któremu pewnie zakwitnęłyby róże w uszach, gdyby zobaczył jak krzątam się i ładuję worki ze śmieciami, wyjechał w delegację.

Pewnie jest coś w tym, że pogoda drastycznie się zmieniła i wszyscy zaczęli trząść się jak galareta, kichać i siedzieć w domu.
Pewnie i w tym, że jakoś dziwnym trafem moja puszczeczka Pandory z podatnością na wirusy się otworzyła i jestem podatna na wirusy. Plus nie mogę i nie powinnam dużo mówić, więc odpada mi mamcia na linii, koleżaneczki, ploteczki i gadanie do kota.
Może nawet fakt, że mąż mój, ten pedantyczny, dokładny, wyjechał i muszę sobie jakoś zorganizować czas, żeby nie męczyła mnie cisza, swój głos i ból głowy.
A może i to, że jakoś jak jestem sama, mam większą motywację, żeby coś robić. 
Przysiady miałam nawet zacząć robić - ale nie. Nie przy zatokach. 
Wszystko przede mną.
Muszę, muszę kiedyś wrócić do formy. 
To wstyd, że kiedyś byłam taka sprawna, a teraz siedzę jak ta ciapa. I w dodatku zdechlak. A może to właśnie z tego bezruchu, z braku zahartowania.
I nawet naczynia zmywam pojedynczo (choć zdecydowanie mniej ich zużywam sama), na bieżąco.
Aaa - i przeszła na mnie część Mateuszowych hobby - wyteczkowałam wszystkie dokumenty w domu. Posegregowałam, powyrzucałam, zarchiwizowałam. Opisałam je specjalnie kupionym w tym celu wąskim markerem.
Pranie robię bez szemrania i nawet ciągnie mnie do żelazka.
A na przyjazd M. zrobiłam zakupy, ciasto i sałatkę z szynką.
Poję się ziółkami wszelakimi, cieszę się kotem, skoro męża chwilowo nie mam (zdecydowanie nie poradziłabym sobie w świecie, w którym nie miałabym własnego kota na co dzień).




Mąż mój przybył i wybył, udało nam się chociaż spędzić długi weekend, choć ja chrypiałam i kaszlałam, a jego zaatakowało przeziębienie i leżał smarkając.
Wolne zleciało tak samo szybko jak weekend bez dodatkowego piątku.
Oczywiście, kiedy M. był - doglądałam go, zmuszałam do inhalacji i picia mojego robionego syropku z imbiru (nic mnie nie słucha), a także polegiwałam razem z nim. Oglądaliśmy Hachico, Coco, jak leci...
(Polecam Disneyowską opowieść o zmarłych "Coco" . Można się i pośmiać i popłakać. Uwielbiam bajki, zdecydowanie częściej powinnam je oglądać. Bawią o wiele bardziej niż większość syfu, który leci w TV).
Zupełny brak motywacji.


A gdy tylko zniknął za drzwiami, a ja pożegnałam go z wielkim kotem na rękach, machając smętnie kocią łapką, chwyciłam za miotłę, a potem za słoiki, robiąc dziesięć cytrynek w słoiczkach w syropie korzennym.
No i laptopa - chęć przychodzi, gdy zostaję sama.

Jutro znowu poniedziałek, ale cieszy mnie to, bo chociaż tydzień zleci szybko, a miesiąc jeszcze szybciej.
Zgadzam się ze stwierdzeniem, że listopad jest ciężkim miesiącem. Jedynym plusem są właśnie święta i dłuższe weekendy, które można spędzić z rodziną.
Poza tym niech leci jak najszybciej razem z pluchą, wiatrem, szybko zapadającym zmrokiem, uczuciem odrętwienia przez zmianę czasu, prosto do grudnia ;)

https://sweetspoon.pl/creative/kalendarz-na-listopad/








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b