Przejdź do głównej zawartości

koniec lata

Wycisnęłam to lato do końca i jestem gotowa na jesień.
Na zalew brązowo żółtych zdjęć na instagramie, na długie swetry i na pluchy też.

Zdecydowanie dmuchany basen i opalanie nie były jednorazowe i kiedy tylko widziałam słonko za oknem, zabierałam torbę i szłam wyciskać lato.
Flaming też był w użyciu, a pączek został tak wyeksploatowany, że sflaczał.
Opiłam się tyle mrożonej kawy, że mam już jej dość, ziemniaków z lubczykiem i koperkiem także mam dosyć (ale dzisiaj jeszcze zjem:)) i powoli, powoli zaczynam iść w dynię i maliny.

Od mniej więcej połowy sierpnia miałam już zdecydowanie więcej zawirowań, dużo biegania i trochę stresów, ale przynajmniej zaczynałam dzień szybciej, więc wreszcie poznałam słowo "poranek" i godzinę ósmą, nie tylko wtedy kiedy przewracałam się o niej na drugi bok.
Ośmielałam się przechodzić obojętnie koło wystaw sklepowych, nosić same letnie sukienki aż do momentu dostania gęsiej skórki i głośno marzyć o przyszłości.

Coś się kończy, coś się zaczyna.
Mam nadzieję, że to będą dobre zmiany, zmiany na lepsze i że doczekam się wszystkiego co bym chciała w życiu zawodowych i osobistym, a w tym drugim to gorąco, choć cierpliwie czekam na własny "d", koniecznie przez małe "d".
Skarbonka została postawiona w strategiczne miejsce, a mi serce rośnie kiedy na nią patrzę i chętnie za jakiś czas popatrzę jak wyrośnie coś własnego.


Ostatnie dni spędzam trochę jak kopciuszek, porządkując klasę i nurzając się w kurzu, a zaraz dopełnię obywatelskiego obowiązku, zamiatając i obierając ziemniaki, za to potem pójdę ozdabiać nudne pazury nudnym kolorem, przystającym nauczycielce. Udało mi się też kupić (po 2? latach) proste czółenka w kolorze nude o zabójczym numerze 34, co podwątliło moją wiarę we własne wymiary. Ale może nie ma tego złego, tylko jeszcze nie potrafię znaleźć solidnego argumentu, dlaczego posiadanie stóp rozmiarów elfa jest miłe. Może że jak kupię buty, buty, które nie dość, że mi pasują (zwykle siadał mi rozmiar 35-36) to jeszcze podobają, to mam powód do radości na kilka lat i kilka lat kolejnych poszukiwań, co jakby nie patrzeć jest bardzo emocjonujące i pełne wrażeń.

Za sprawą moich znajomych z pracy, w naszym mieszkaniu pojawił się kwiatek, a za sprawą Pepco, pepcowe firanki - do bólu proste, jak jak to lubię "bez niczego"- lekkie i dające dużo światła. Powiem tak - do wynajmowanego mieszkania jak najbardziej w sam raz, ale skłamałabym gdybym powiedziała, że nie podoba mi się ich prostota.
Kwiatek stoi na razie na biurku, które już za chwilę rozogni się od czerwonego długopisu, dyktand i zeszytów z kulfoniastymi literkami, a firanki jak na razie utrudniają kotu życie, bo ma problem, żeby za nie wejść i obserwować. Nie ma za to problemu, żeby co rano podkradać mi gumki do włosów, bo  nawet wycwanił się do tego stopnia, że wskakuje na sedes, na pralkę i wyciąga sobie gumki z pudełka z artykułami fryzjerskimi. Na szczęście wyuczyłam go już, że codziennie znikam z domu na kilka godzin (żeby się popławić w słońcu, pospacerować z psem i popracować), więc myślę, że we wrześniu unikniemy dramy. Jest też oczywiście coraz bardziej puchaty, coraz mądrzejszy (sam gorączkowo macha łapką, jak coś chce, niezależnie od tego czy rzeczywiście mam coś jadalnego, czy np. bawię się wstążką czy śmieciem, który dla niego "brzmi" atrakcyjnie) i coraz bardziej kochany. A dziś po południu jadę też do koleżanki, która kochanych kotów ma chyba ze cztery, więc oprócz tego, że ja nie spałam z podniecenia, mąż mój przewracał się z boku na bok, mamrocząc "Tylko nie przynoś drugiego kota" ;)


Lecę lecieć, a więcej newsów we wrześniu, musicie wiedzieć, że elfy wbrew pozorom mają bardzo skrytą naturę ;))







https://xn--sdeckie-p4a.pl/post/sportowy-festyn-na-koniec-lata




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b