Przejdź do głównej zawartości

stan oczekiwania

Kiedy kursor miga całkiem zachęcająco, a ja nie wiem, co napisać, to wiadomo, że nastały takie czasy, że głupio cokolwiek.

Głupio planować, ale planujemy, głupio budować, ale budujemy, głupio się cieszyć, ale ja i tak się cieszę.

Ciepłym dniem, słońcem, kurtką wiszącą na ręce podczas powrotu z pracy, wygrzaniem twarzy w pierwszych wiosennych promieniach. Tym, że roboty budowlane znów ruszyły, tym, że dzięki nadgodzinom kupię sobie wannę (choć nie wiem, może wcześniej jakieś kabelki i rurki), ale które wyssały ze mnie resztkę i tak przesilonych już wiosennie sił.

Może i głupio budować w tych niepewnych czasach, ale jeszcze głupiej byłoby przerwać, bo niby co? Mamy tak zostawić naszą chałupkę, jak te porzucone surowe domki w Grecji? Do Grecji mogłabym wyemigrować, ale nie po tym, jak zakotwiczyłam w mieście i pracy; a grecką zaraz będę popełniać sałatkę.

Planujemy z kolei cały grafik prac budowlanych i wciąż nie wykończeniowych, wspólne weekendy, a ja dodatkowo spacery, wtłoczone w niedzielę i rehabilitację, którą zaczynam w kolejnym tygodniu. A spacery to właśnie mój ukłon w stronę zluzowania, zwiększenia ruchu i zaopiekownia się kręgosłupem. Odebrane wyniki wydawały mi się koszmarne i kiedy dowiedziałam się, że to tylko skutek skoliozy, postanowiłam, że pranie i naczynia nie są najważniejsze i że każda chwila będzie odtąd wykorzystana na gimnastykę i spacer. Sfera ogarniania może zostać na piżamowy wieczór.

 

Przypomniałam sobie o jedwabnej opasce na oczy, skoro musiałam się przestawić na codzienne wstawanie przez dwa tygodnie (i chyba to mnie najbardziej wykończyło; do pracoholizmu jestem przyzwyczajona), bo przecież musiałam trochę przesunąć późne godziny swojego chadzania do łóżka. Uwielbiam ją i polecam, a w zestawie opaska na oczy + podusia ciążowa + miękki kocyk (i kocur na poduszce) stanowią mistrzowski zestaw, gwarantujący boski sen. O sweterku zimowym z Bambim w czerwonej czapce, który póki co staje się całoroczny, nie zapomniałam ani na chwilę. Nawet, kiedy termometr wskoczył na 18-tkę, większość wskoczyła w tiszerty, a ja po powrocie do domu ubrałam cienkie skarpetki, popołudniem po intensywnym wietrzeniu domu uznałam, że nie, to jeszcze nie pora.

Regularnie powróciły moje treningi i dalej jestem załamana siłą (albo raczej brakiem sił) moich rąk, fatalną kondycją po Chodakowskiej, która DAWNIEJ wchodziła jak masło, zakwasach, przez które chodziłam jakbym pół dnia spędziła w siodle, albo wróć - jeżdżąc konno bez siodła, choć zawsze byłam osobą, która NIE MIEWA zakwasów, włączając w to pół roku szkoły policyjnej ;((.

Wierzę głęboko w to, że kiedyś znowu będę w stanie po prostu robić pompki, a nie zatrzymywać się na jednocyfrowej liczbie i ćwiczyć tak, by później móc normalnie funkcjonować, a nie zastanawiać się czy to grypa czy początkowa choroba reumatyczna, uniemożliwiająca chodzenie po schodach... Źle, po prostu źle się z tym czuję, dla samej siebie, dla hartu swojego charakteru ;).

Wciąż praktykuję nieoglądanie wiadomości. Przez weekend obejrzałam "Hotel Transylwanię", w niedzielę odbyłam długi, samotny, słoneczny spacer, bez trajkotania przez telefon, potem dołączyły do mnie kolejno: flat white, sportowe buty i mama. Myślę, że pomału można zacząć proces wywożenia choćby śniegowców, a może nawet pokusić się o przywiezienie lekkiej kurtki i bezrękawnika, bo już zostały przygotowane. Moja termiczna bluzka i getry zaginęły w akcji, chyba razem ze spodniami narciarskimi. Mam nadzieję, że się odnajdzie, bo póki co poziom mojego niewygrzania jest zatrważający. Możliwe, że po marcu - miesiącu urodzin, nadejdzie kwiecień - miesiąc tarczycy i skontroluję swoje poziomy i umówię się wreszcie na kontrolę do endokrynologa.


Po wczorajszej wylęgarni ludzi bez kurtek, po ulubionej zielonej herbacie z imbirem i kurkumą, po bułce z makiem i porcji egzotyki w kolacji, padłam, ale (mimo opaski na oczach) i tak się nie wyspałam.


Dzisiaj za to, wracając z pracy, pozwoliłam sobie na drobny chilloucik na ławce w słońcu z książką na BookBeacie na słuchawkach (miła niespodzianka - dostałam pakiet na miesiąc za 2 złote. Kiedyś miałam tam abonament przez parę miesięcy i jako powód rezygnacji napisałam "koszty", więc jestem pełna podziwu, że są tacy dobroduszni. Acz dostałam tylko dwadzieścia godzin, Harry wyczerpał już prawie połowę). Później polazłam na spacer, zachowując maniery kota - chadzałam tylko o osłonecznionych miejscach i wieczorkiem wyskoczyłam na zumbę.

Ten (i poprzedni) tydzień mnie wessał, wyżymał i wypluł, ale jutro pośpię, a po wieczornej profilaktyce zacznę z przytupem weekend ;). 


Wiosno, wiosno, przełączam się na "stan oczekiwania".




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b