Przejdź do głównej zawartości

normalność

Normalność to pojęcie względne, jednak myślę, że kiedy w trzecią rocznicę ślubu młode małżeństwo podnieca się tym, że w pokoju (notabene dziecinnym) ma zamkniętą małą kotkę*, a zamiast kupować kołyski, kupuje się PERSONALIZOWANE (jedyne burżujstwo, na jakie zezwolił budżet; reszta będzie po starszym bracie) legowisko z beżową poduszką w kropki, to jest się po prostu...

nami? ;)


Dotychczas nic nie pobiło (w mojej własnej, najważniejszej ^^ opinii) mojego wpisu o stu dniach po ślubie i nawet nie bardzo miałam ochotę pisać o rocznicy.

Nie chodzi już o to, jak to strasznie wymachuję sztandarem singielstwa - myślę, że po tych paru latach, kiedy zdążyłam już zetrzeć swoją obrączkę i kiedy moim mottem (zamiast "Kilka silnych cech, mocnych zasad garść") jest "Dbam o to, by w domu zawsze była zupa", wytraciłam trochę swojego hartu ducha. Nie będę też chwalić mojego M. - bo zawsze wtedy chcę się puknąć w głowę, chwalić się ani tyle (bo to, że się wzajemnie nie zabijamy to chyba trochę słabe,) zwierzać ani dowcipkować.

Więc Ruby.

Ruby to wiadomość dnia ;)


Kiedy mój mąż powiedział mi pewnego dnia, że dałby mi gwiazdkę z nieba, nigdy bym nie sądziła, że ta gwiazdka trafi do nas w transporterku, że będzie mieć (wymarzoną) kropkę na nosie i (umyślone) białe łapki. Bo to miała być mała Ruby z kropką na nosie i białymi łapkami. Nie wiedziałam, że będzie moim rocznicowym prezentem, że będzie u nas w mieszkaniu, skoro miał być kociak na nowy dom i że w wakacje zapewnię sobie etat bawienia kotów. Ze wszystkich marzeń (miętowych, drogich), życzeń (sprzętowych) i słabostek (harrypotterowych), które w sobie noszę, Ruby była zawsze numerem jeden. 


Ten rok, oprócz tego, że znika w oka mgnieniu, cechują dwie rzeczy. Pierwsza to namiętność, częstotliwość i namolność w słyszeniu przeze mnie pytania o dziecko, druga - prawdziwy baby boom w otoczeniu. Po trzecie - rychło w porę, bo po ponad 16stu latach, zdałam sobie sprawę, że bycie wegetarianką jest dla mnie męczące. Bo męczące jest nadmierne mną zainteresowanie, zadawanie mi pytań i pseudo rozśmieszanie, które mnie nie śmieszy.

Jaka jest moja recepta na to wszystko?

Kiedy wszyscy wkoło zachodzą w ciążę, ja dostaję nowego kota ^^. Kiedy wszyscy zadają mi krępujące pytania  - ja mam nieco nieprzytomną minę, bo właśnie cię cieszę, że jedzie do mnie drugi koci transporterek. Kiedy wszyscy się zastanawiają (wciąż i wciąż mnie to bawi), czemu i co jem, ja oglądam filmiki z moją kotką (pamięć w telefonie za chwilę szlag trafi). 

Kiedy wiem, że cały wszechświat leci w przeciwnym kierunku, ja i tak kręcę się wkoło własnej osi.


"Zupa w domu" i "Żyj zgodnie ze swoimi przekonaniami" - według tych zasad żyję ^^.

I to jest takie budująco piękne ;)



Nasza rocznica jest więc całkowicie nasza.

Z naszym wspólnym czasem.

Truskawkowym ciastem.

Naszym kocurkiem i naszą kotką.

Naszą budową, która już za chwilę będzie domem.


I właśnie to jest dla mnie normalne ;)



* Przez pierwsze dwa dni Ruby była odizolowana od Blue i reszty mieszkania. Chcieliśmy zrobić to podręcznikowo, z oswajaniem kotów ze swoim zapachem, powolnym zapoznawaniem etc. Byłam na to przygotowana i dzień przed poszłam spać o dziesiątej, by potem pełnić nocne warty chodzenia, czuwania i sprawdzania. Wcale nie było ciężko, choć trochę niewyspana się czułam, to fakt ;). W czwartek Rubuśka wyszła już na pokoje, a o tym jak podbiła świat i nasze serca, jak zbałamuciła swojego kociego tatusia szafirowymi oczkami i jak dręczy starszego brata, w kolejnym odcinku ;].








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b