Przejdź do głównej zawartości

lipiec

Dla pracoholika pierwsze dni urlopu są dziwne. 

Zwłaszcza, kiedy pracuje się w szkole i urlop trwa w zasadzie dwa miesiące.

Piszę "w zasadzie", bo w drugiej połowie sierpnia nauczyciele chodzą już do szkoły (a wiem, że ludzie tego nie wiedzą xD).

Wiem, że wolne wakacje wywołują zawsze takie zazdro, że dużo osób żałuje nam, że obijamy się  beztrosko całe lato, ale powiem Wam jedno.

Gdyby nie te wolne wakacje, nie byłoby komu uczyć Wasze dzieci ;). Bo nauczyciele wylądowaliby w psychiatryku ;)

I mówię to jako osoba, która prawie dwa lata była w Policji (i w wakacje miałam największy młyn, pracowałam w noce, święta i weekendy). Po prostu - praca z dziećmi nie jest dla każdego, a jak ktoś już to lubi i robi, kiedy przychodzi czerwiec i za długo przebywa się w hałasie, a problemy mnożą się jak szalone (przyznajcie się - ile razy macie dość płaczu, krzyków jednego albo dwójki dzieci? A pomnóżcie to razy dwadzieścia parę ;) Do tego dochodzi też zmęczenie dzieci i papierologia plus słoneczko... więc wszyscy już odliczają do rozdania świadectw ;).

Ja przez lipiec i sierpień robię sobie totalny reset (choć i tak odwiedzam wtedy znajomych z dziećmi, których nie mam czasu odwiedzić w roku szkolnym) i we wrześniu wracam do pracy naładowana energią i chęcią do pracy ;). 


Tak więc i ja odliczałam do wakacji, potem poukładałam wszystkie swoje piękne bukiety w mieszkaniu (wyglądało jak kwiaciarnia), postawiłam na regał pięknego aniołka i zdjęłam szpilki. 


Weekend jak to weekend, minął fajnie i weekendowo, ale najtrudniejszy jest poniedziałek. Pierwszy wolny poniedziałek. I wtedy okazuje się, jaki dzień potrafi być długi, nawet jeśli rozpocznie się nieprzyzwoicie szybko, bo kociak wstanie i rozrabia; nawet jeśli kręci się wkoło kotów, ich karmienia, mycia misek, opróżniania kuwet i całej reszty. Nawet jeśli są zakupy, wybieranie płytek, załatwianie drobnych spraw i robienie mnóstwa, mnóstwa porządków ;).

Ale potem jest wolny wtorek, wolna środa i pomału wchodzi się w rytm. W rytm, w którym nie trzeba się śpieszyć. Malować można się o dwunastej i to tylko wtedy jeśli planuje się pójść po bułki i marchewki na zupę. Choć zupa słabo wchodzi, bo są upały grubo ponad 30stopniowe ;). Na upały już nie narzekam, dawniej były dla mnie udręką - teraz wolę upały niż zimne, mokre lato. Fakt, że w mieszkaniu mamy tropik, że koty wykładają mi się po podłodze i że najczęściej popołudnia spędzam na działce w basenie, ale w mieszkaniu też jest okej. Zwłaszcza, że mam swoje spełnione marzenie - dwa koty. Budowa jest też jednym wielkim spełniającym się marzeniem, a kiedy ma się już termin planowania kuchni w Ikei, kiedy można zamówić umywalki i zacząć rozkminiać, jakim kolorem pomaluje się ściany - to już jest dobrze ;). Mam też swoje książki, szkicowniki i masę innych przyjemnych rzeczy.

Te wakacje różnią się od innych tym, że naprawdę krótko śpię. Dziś był pierwszy dzień, kiedy pospałam do dziewiątej, a i tak wstałam o szóstej, żeby zająć się Ruby. Poza tym skończyły się nieprzyzwoite sesje spania do 10 albo i 11, więc dzień mam zdecydowanie dłuższy. Doszły mi też nowe atrakcje, jak wyjazdy na szczepienia z małym kotem, a skończyły się ćwiczenia na macie - nie jestem w stanie tego robić jak to małe kilogramowe kocię kręci się pod nogami, a pokoju jest sauna ;). 

Znów namiętnie czytam Harrego Pottera, a zaczęłam jeszcze w roku szkolnym. Akurat teraz biorę udział w instagramowym maratonie, więc mogę poprzebywać w świecie takich maniaków jak ja ;) Jeśli ktoś jest chętny, żeby dołączyć to zapraszam na Instagram na konto rude.kadry lub czytanki_znad_filizanki  ;) Można też dołączyć do czatu dla uczestników maratonu. Jeśli ktoś zna serię i chciałby ją sobie przypomnieć, ktoś jest całkiem nowy i może chciałby zacząć ją czytać, a może po prostu dołączyć i pogadać sobie z innymi fanami to zachęcam ;)

Dla mnie w ogóle świat bez znajomości universum Harrego Pottera byłby smutny i strasznie się cieszę, że go poznałam i że mogę do niego wracać i wracać, choć niektórzy się dziwią, że można tyle razy czytać serię, którą zna się na pamieć.

(Można ;)).



Niebywałe, że wpis lipcowy wrzucam pierwszego lipca i piszę o nim, jakby w tym miesiącu zdążyło się już wydarzyć nie wiadomo jak dużo ;). Ale może te wolne dni skłonią mnie do pisania (naprawdę można wiele zrobić, nawet przy dwóch kotach, dwóch obiadach i porządkach na błysk), a może nawet do skończenia tak dawno temu zaczętych książek? Choć przyznam bez bicia, że odkąd zaczęła się budowa, wszelkie środki (i te finansowe i te emocjonalne) i energia idzie właśnie w tym kierunku ;).


Miłego lipca! Odpoczywajcie, jedzcie lody i czytajcie Harrego Pottera ;)))








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b