Bye, '22!

Ten rok sprawił, że jeszcze bardziej pokochałam liczbę 22.

Najpierw pojawił się czerwcowy cud numer jeden w postaci Ruby - na razie to małe żywe srebro bije wszystko na głowę :). Choć mamy z nią trochę zmartwień, bo z delikatnością zdecydowanie poszła w moje ślady 🙈, to jednak jest moim spełnionym marzeniem i królewną w naszym domu. Osobiście uważam też, że Bluś dużo zyskał, zyskując siostrę i nie chodzi tylko o towarzystwo, ale też innego kota (wcześniej był jeden i jedyny, jak widział kota przez okno to był w szoku), kompana do zabawy, więcej energii i odwagi (choć pewnie też troszkę frustracji i nerwów, jak Ruby zabiera mu jedzenie albo skacze po nim, kiedy on je).


Potem był aparat - coś, czego bardzo chciałam i bardzo wyczekiwałam. I jestem zaskoczona, że jednak zaskoczyło w tym roku, bo był to plan przyszłoroczny ;). A już fakt, że mam aparat na górze i dole jest całkowitą niespodzianką. Tyle, że póki co daje się we znaki. Znowu jestem drażliwa, chodzę głodna, chodzę obolała, w buzi jedna wielka rana (ósemki! Ósemki mogłabym usuwać codziennie 😂), afty, otarcia, takie tam... Atrakcje. No, ale wiem, że to minie, że kiedyś popatrzę w lustro, powiem "Było warto", bo w sumie miałam szansę założyć ten aparat cztery lata temu. Dziś byłabym już po leczeniu (żałuję!), a wydałabym o połowę mniej kasy. Nie mówiąc o tym, że gdybym wcześniej się zajęła ósemkami, nie skrzywiłyby mi się dolne zęby. Także nie będę płakać nad rozlanym wywarem ;). Jedyna pociecha, że po tych ósemkach to mam już zapas kaszek, wprawę w kompletowaniu menu (serki, jogurty, twarożki, zupy krem), a minus jest taki, że ważę już tyle co gęś wyścigowa (więc jak ktoś chcę schudnąć polecam założyć aparat - niemożność jedzenia jak najbardziej działa odchudzająco. To tak przy okazji robienia postanowień noworocznych.

Moim (nigdy nie zakładam jakiś planów z wysoka, bo z wysoka upadek jest najbardziej bolesny) jest bycie asertywną. Asertywną w sklepie, gdy ktoś będzie mi się wpychał w kolejkę, w życiu, gdy będzie się wpychał w prywatne sprawy i ogólnie - bycie pewną siebie i swoich poglądów.


Zaskoczyły też prezenty, bo nie spodziewałam się w ogóle, że pod choinką znajdę wymarzony, wielki, ciężki komplet Harrego Pottera w twardej okładce (utrafiliśmy mega promocję, ale i tak nie sądziłam, że mój M. powie "Zamawiaj!", jak pokazałam mu ofertę na... Smyku xD), wielką i ilustrowaną księgę "Zakonu Feniksa", że potem dostanę też harrypotterową kolorowankę, cudowny miętowy fotel z podnóżkiem (!), więc pod koniec tego roku czuję się bardzo, bardzo dopieszczona. 



To chyba nieaktualny afisz, ale skoro już poszłam na święta w złote poszewki (mąż załamany), to co mi tam. Palce mi dziwnie sztywno chodzą po klawiaturze, chyba dlatego, że ucięłam sobie drzemkę w nowym miętowym fotelu, zmęczona jedzeniem tłuczonych ziemniaków i to przy porcji kawy ;)




Komentarze