tipi

Miętową pięćsetką to można jechać do pracy, nawet o 7.30, nawet w poniedziałek i  nawet jeśli jest on poniedziałkiem po bardzo długiej majówce.

Miętową pięćsetką można lecieć wieczorem do weterynarza z próbkami, które cudem umie się złapać, a potem wracać z audiobooczkiem w tle, a następnego dnia rano znów lecieć do weterynarza, ale z kotem, na badania.

Umówmy się, że z miętową pięćsetka wszystko jest lepsze i choć tego się spodziewałam, to jednak i tak jest fajniej i lepiej, choć dzieci uczę, że jest dużo lepszych słów niż "fajne" :)

Cieszy, cieszy autko, acz majóweczka też była udana, mimo że bez wyjazdu. Było codzienne opalanie, ba - było pierwsze spalenie się! Pierwszego maja! A parę lat temu musiałam jechać na jednodniowe Węgry żeby złapać trochę złota na skórze...

Tak więc leciały książki, Harry na BookBeacie, lody, raz nawet mrożona kawa. 

Jedno wyjście do restauracji, jeden pochód majowy, dużo chillu i tak, spania do późna też ;) Poczułam się jak na wakacjach, serio.

  

A potem wleciał normalny pełen pracy tydzień i od razu przypomniałam sobie, że jeszcze nie ma lata. Wyjęłam apaszkę, przeprosiłam się z płaszczykiem i skarpetkami do łóżka. A opalenizna wtopiła się w skórę - już wyglądam jakbym się wcale nie opalała ;) 


***

Mam nowe ładne buty i te nowe ładne buty obtarły mnie do krwi. Jestem cała oklejona plastrami, dosłownie CAŁA oklejona, bo na pięcie mam po trzy plastry i to już trzeci dzień.  Oczywiście standardowo musiałam te nowe buty lekko obkrwawić, ale i tak w nich chodzę. Przyzwyczaję się. Te sfatygowane beżowe też sprawiały takie problemy, a teraz już na spokojnie sobie noszę. Tylko na tamtych trochę mniej było widać krew ;)

Kupiłam Rubelli tipi, to obiecane na roczek, choć w marcu skończyła dwa. Ledwo M. skończył je składać, Mała już spała w środku. Wykłada się w nim i kokosi, więc jak widać - prezent udany i hajs wydany nie na darmo. Tipi miało być w gabinecie, ale jest tak urocze, że dostało miejscówkę w salonie.

Na czerwiec kroją się nam dwa fajne wydarzenia i na jeden muszę trochę odłożyć do skarpety, ale tipi musiało być. 

Poza tym mocno alergizuję, co jest dla mnie fenomenem, bo nie miałam nigdy alergii, a teraz kicham non stop i BIORĘ leki na alergię. Czasami o nich zapominam. Nie wiem właściwie na co mam alergię, bo testy z krwi pokazały maleńkie odsetki (tylko na futrzaki - psy, konie i króliki wyniki odjechały w kosmos) na trawy i chyba te drzewa, co pyliły w lutym, bo kicham od Walentynek.

Udało mi się uśmiercić dwie bazylie i wyhodować nową - baby z nasionek. A mój storczyk, który przekwitł i sobie po prostu BYŁ (stał w łazience, nikomu nie przeszkadzał, trochę podsychał) wypuścił pąki. Jednak natura jest wielka. Bo ja mam absolutną niechęć do pielęgnacji kwiatków. Nad zwierzakami się pieszczę totalnie, ale roślinki to tylko zjadam ;)). Chociaż i tak wolę doniczkowe niż cięte, więc nie kupuj mi mężu zielska na rocznicę.

Udało mi się też wyhodować pod miętową hybrydą długie paznokcie i błędów robię co nie miara. 

Zaraz idę do wanny, wymoczyć mięśnie po treningu i te odciski na piętach. Może jutro będzie mój dzień bez plastra. I mózg chyba też mam zmęczony, bo zrobiłam jednego ortografa (facepalm). Dziwne toto, w końcu do domu biegłam skipem A, a generalnie dziś miałam pierwsze wolne intelektualnie popołudnie od września... ^^. To chyba syndrom odstawienia ;).

Dostałam huśtawkę za dom, ale stoi koło domu (bo tam mam dłużej słońce). Mężu wyprosił pająki (martwe też), ja umyłam ją mokrą szmatką (na czysto po tym, jak M. pościągał truchełka i pajęczyny). Jutro kupuję spray na pająki. I lody mochci, kalafiora plus nową porcję truskawek. 

Weekend mam dość zaplanowany, bo wlatuje fryzjer, konsultacja u dietetyka (obym nie była rozczarowana, ale chociaż za free, więc może coś się dowiem ciekawego), a w niedzielę komunia (ale jestem taką świętoszką, że idę tylko do kościoła i nie kupuję kłada ;)). Potem pewnie słodki chill i huśtawka. 

Lody będą na zaś, dla mnie jest za zimno. Noszę cienki płaszczyk i chustkę, narzekam na zimny wiatr i patrzę jak na wariatów na tych, którzy chodzą w szortach.

Br.







Komentarze