Hoduję w gardle potwory.
W zatokach też samo zło.
Ale na szczęście słupki termometru nie wyskoczyły jeszcze z orbit.
Tak jest, pierwsza jesienna infekcja właśnie wkroczyła na salony.
Albo na sypialnię, bo jak mąż wylał niechcący na pół jadalni kubek herbaty z imbirem (takie tam czary mary z inhalacjami pod kocem), wygonił mnie z chorowaniem do sypialni.
Także jak na razie samopoczucie grypowe, zwolnienie długie, sił brak, ale chociaż mąż kupił czerwone porzeczki i steryd do inhalatora, a sama osobiście zamówiłam sobie wszelkie probiotyki tego świata na aptece online.
O florę, o florę się tu rozchodzi, a panna M. Dba o florę wciąż bardzo drogimi probiotykami na V, sałatą, malinami i croissantami. Żartuje. Drożdżówkami ze śliwką i cynamonem.
Zasłoniłam się przed światem kocem w kropki, pod którymi rządzą inne zasady - "Zbędni" Chmielarza na BookBeacie, przeterminowany olejek Olbas i herbata z sokiem imbirowym.
W wannie otulę się eukaliptusowymi solami, a w łóżku wesprę solą z inhalatora.
Trzeba to wziąć na klatę, wysiedzieć i porządnie wyleczyć. Tak, żeby miętowa 500tka nie służyła do wożenia zupy do szpitala, ale woziła kobietę aktywną na rynku pracy z miętowym organizerem w jednej i kawka w drugiej łapce... :)
***
Na jutro planuję wielki powrót, miętowy organizerek przygotowany, czapka i szalik z wełną i kaszmirem też (staram się racjonalnie kupować; tylko to, co potrzebuję, a jak kupuję to lepszej jakości. Ale i tak najwięcej to oszczędzam. Świąteczne kubeczki w Action kupione, złota Lavazza też - wyprawka przed zakupem ekspresu ^^).
Nie mogę się już doczekać - takie przerwy w pracy są jednak bardzo nudne, ale i tak morał na dziś - infekcje trzeba leczyć do końca. Właśnie się dowiedziałam, że młoda osoba zmarła z powodu powikłań przeziębienia, które poskutkowały zapaleniem płuc, wreszcie bakterią, która zaatakowała serce. Bo wiedzcie, że niewyleczone grypy mogą uderzyć na stawy czy serce. A zdrowie i życie ma się jedno.
Komentarze
Prześlij komentarz