Zapach kawy opanował nasz dom.
Towarzyszy mi rano, kiedy wstanę i po południu, gdy wracam z pracy.
Jest to dla mnie tak samo hipnotyzujące jak widok dwóch puchatych mordek, które mnie witają w progu. No cóż. Grunt to żyć zgodnie ze swoją definicją szczęścia.
Ekspres do kawy pojawił się w naszym domu.
Nie było przeceny. Po prostu nie przetrwałabym kolejnego burego listopadowego dnia. I nie chciałam dłużej czekać.
Pierwsze latte na orkiszu piliśmy z M. o siódmej wieczorem.
Było zaj******.
Potem zjadłam płatki na mleku i smakowały tylko trochę mniej kawowo niż latte, więc przypomniałam sobie dlaczego kocham flat white.
Ponieważ w fazie gromadzenia wyprawki kupiłam tylko dwie szklanki termiczne, mąż polecił mi żebym kupiła komplet.
To były moje pierwsze legalne szklanki zakupione w Pepco. Poinformowałam o tym panią ekspedientkę. Tę samą, która wie, że nowe kubki trzeba chować głęboko w szafce. W życiu tak nie robię! Brzydzę się kupowaniem nowych kubków i chowaniem ich przed ślubnym!
Szklanki są ładne, tanie i nie wolno ich myć w zmywarce.
Mówiłam już, że jak dorwałam w Pepco kapcie z Bambim to kupiłam trzy pary, żeby mi nie wykupili?
Nie? To mówię.
Są różowe i mają gruba podeszwę, ale ja i tak noszę podwójną parę skarpet. Buty UGG już ochrzczone, podobnie jak 500tka w pierwszym listopadowym śniegu. Buty zaimpregnowane, auto na nowych oponach. Fiu fiu; i tak nie lubię zimy.
Na razie z mlecznych kaw piłam już cappuccino, cappuccino mix i dwa flat white. Jeden zwykły, jeden na wynos. Ten na wynos wymalował mi piękne wzorki na powierzchni pianki pt. "Jest ponury poranek, Ty znowu jesteś chora, pada pierwszy śnieg, kofeina zaczyna już krążyć w twoim mózgu".
Na święta kupiłam świąteczne ściereczki ("Kocham ściereczki. Nawet czasem ich używam". To cytat. Mój), skarpetki w renifery i trzy świąteczne figurki na wigilijny stół. Wigilia będzie nasza, więc wcześniej kupiłam świąteczne ręczniczki, by nasi goście wycierając dłonie nad naszą mikro umywalka wciąż czuli magię świąt z Pepco. Nie wiem gdzie je schowałam przed mężem, ale gwarantuje Wam, że przetrząsnę cały dom, żeby je znaleźć.
Kupiłam też dzianinowe joggersy z HM i kilka wygodnych longsleevow. Szarości, beże, gorzka czekolada.
Nie chce nic mówić, ale jak się zaczyna inwestować w ładne homeweary, to niewątpliwy znak, że zaczyna przewracać się w dupie...
No, ekspres jest boski! Chryste, jak jak ja się cieszę, że go mam! Rano aż chce mi się wstawać. Wpierdzielam płatki na stojąco, żeby już, już mielić, aromatyzować dom i pić! Na razie testujemy błękitnego dallmayr'a. Mniej niż sama kawa, bardziej pobudza mnie fakt, że mogę tę kawę jak z kawiarni zrobić samodzielnie w domu. Jestem bardzo, bardzo szczęśliwą osobą. I pomyśleć, że są ludzie, którzy po prostu kupili i mają ekspres, nie urasta to dla nich dla rangi marzenia, zbierania kasy i podniecania się nim.
Hm.
Dla mojego męża też otworzyły się nowe, nieznane wody. On nagle ustawia swój kawowy profil i liczy statystyki. Na razie wypił dwie latte i po raz pierwszy w życiu obejrzał do końca mecz (5:1, Polska Portugalia. Może jednak nie trzeba było walczyć ze snem). A obie pił wegańskie, w tym tylko jedną z cukrem.
Ta, która żałowała mu na rodzinnym niedzielnym obiedzie łakoci, nagle opędzlowala dwie (!) paczki toruńskich pierniczków w deserowej czekoladzie i pomiędzy atakami kaszlu, a łykami pomarańczowego soku narzeka, że spuchła.
Nie spuchłam. To tylko takie uczucie. Ale rycham.
Posmarowałam się maścią ułatwiającą oddychanie, więc fajnie, ale gdybym miała określić swój stan tytułem piosenki, brzmiałby on "Explosion!". I całkiem możliwe, że będzie to pierwszy od siedmiu lat okres, kiedy mój mąż nie będzie narzekał, że muszę zacząć brać jakieś leki, bo inaczej wyprowadzi się z domu. To chyba ta kawa. Ale dziwne, bo ekspres mamy dopiero od czterech dni.
Miałam jutro jechać na samotny shopping, ale rozłożyło mnie podejrzenie mykoplazmy, tak więc pomiędzy śpiącą kotką, a książką Val McDermid, pomiędzy anglojęzycznym Harrym od MinaLimy, pierniczkiem i malinami, pomiędzy kolorowym październikiem, a magicznym grudniem, spędzam właśnie gorzki listopad o smaku palonej kawy.
Cold brew poleca się na przyszłość. Zapraszam. Na razie nie, bo mogę zarażać.
Bye!
Komentarze
Prześlij komentarz